Żyjemy w coraz bardziej udziwnionym świecie

Ma w sobie to coś, co sprawia, że wciąż chce się na niego patrzeć! A teraz będziemy mogli oglądać go znacznie częściej!

Mateusz Damięcki realizuje swoje pasje
Mateusz Damięcki realizuje swoje pasjePaweł WrzecionMWMedia

Bo kto nie pomaga, nie jest dobrym człowiekiem?

- Pomaganie powinno leżeć w naturze każdego z nas. Niestety, nie wszyscy potrafią to zrozumieć. Podejrzewają nawet, że osoby publiczne robią to z czysto egoistycznych pobudek. To naprawdę nie jest tak! Nie pomagam ludziom po to, aby udowodnić sobie czy komukolwiek innemu jakie to ja mam dobre serce. Robię to tylko dlatego, że jestem o to proszony, a poza tym odczuwam taką potrzebę.

W zawód aktora wpisany jest stres... On działa na pana mobilizująco czy odwrotnie?

- Kiedy spóźniam się na próbę lub po prostu mam do załatwienia siedemnaście rzeczy naraz, a dodatkowo z niczym nie mogę się wyrobić, wtedy rzeczywiście odczuwam stres... Trema natomiast towarzyszy naszemu zawodowi codziennie. To jednak są dwa zupełnie różne pojęcia. Dopóki dodaje ona skrzydeł i podnosi adrenalinę, to jest nawet bardzo wskazana!

To ciekawe, co pan mówi. Bo podobno właśnie ona sprawia, że dobę przed premierą większość artystów jest po prostu nie do zniesienia!

- Staram się nikogo nie skazywać na swoją obecność przed premierą. To szalenie ciężki czas dla artysty. Na dobę przed premierą moje myśli cały czas krążą wokół teatru. Poza tym jest to okres, w którym aktor spędza naprawdę bardzo wiele czasu na próbach. Wraca późnym wieczorem do domu i po prostu chce się wyspać.

I naprawdę nie potrzebuje pan wsparcia najbliższych?

- Oni zazwyczaj są wtedy bardzo daleko. Ale mimo wszystko zawsze mogę na nich liczyć. Przecież właśnie od tego są najbliżsi.

Zrobił pan sobie chwilową przerwę od show-biznesu. Ale rozumiem, że to już koniec laby?

- Faktycznie ostatnio trochę sobie odpocząłem. Ale przyznam, że już mi się to znudziło. Jestem dosyć otwarty na nowe rzeczy i lubię jak coś się w moim życiu dzieje...

I pełen energii oraz szalonych pomysłów wraca pan do gry...

- Ostatnio zajmuję się naprawdę wieloma rzeczami. Jednak ze smutkiem dochodzę do wniosku, że żyjemy w coraz bardziej udziwnionym świecie. Musimy odpowiadać za każde wypowiedziane słowo. Bo po pewnym czasie zdarza się tak, że słowa zaczynają żyć własnym bytem.

Czy ma pan na myśli coś konkretnego?

- Chodzi o sytuację z moją książką o wyprawie Syberia Expedition 2009. Prawdopodobnie zostanie ona wydana dopiero pod koniec wiosny lub latem bieżącego roku. Jeszcze jej nie napisałem, a już przeczytałem jej pierwsze negatywne recenzje. Tak a propos - nie będzie to książka o tym jak wyrzeźbić swoje ciało i wyrzeźbić sobie bicepsy. Nie znajdziemy tam też rad, jak szybko schudnąć po ciąży. To będzie coś zupełnie innego. Jeżeli kogoś nie interesuje temat Syberii, nie musi tego czytać.

Przed panem kolejne wyzwanie, czyli wyprawa Żukiem?

- Tak, ale to dopiero w 2013 roku. Na razie jestem na etapie wstępnych przygotowań. Mogę powiedzieć tylko tyle, że na ten szalony pomysł wpadł mój serdeczny przyjaciel. I to właśnie z nim wybieram się w tę mam nadzieję wspaniałą podróż. Proszę trzymać kciuki.
Na koniec zapytam o film " 33", bo to z jego powodu zaczął się pan pojawiać w telewizji w dziwnej charakteryzacji...

- Właśnie rozpocząłem pracę nad tym filmem. To trudny temat, który opowiada o wielkim głodzie na Ukrainie. Bardzo smutna historia, ale całkowicie prawdziwa. Gdyby nie była faktem, to mielibyśmy do czynienia z czymś nieprawdopodobnym. Przeczytałem scenariusz, który od razu po prostu mnie zafascynował. Nie mogłem się nie zgodzić. Jestem na planie w podwójnej roli: aktora, ale także asystenta reżysera. To nowe wyzwanie!

KL

Świat & Ludzie
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas