Legenda w kolorze "blue"

Swoją drogę zaczynają na krzaczku bawełny, a kończą na... naszych pupach. Dżinsy - symbol wolności, wygody i seksu.

article cover
MWMedia

Prostym nogawkom dżinsy zawdzięczają swą nazwę, ponieważ wyglądały jak te od spodni marynarzy z Genui (franc. Genes). Potem wystarczyło dodać blue i powstał blue jean (błękit genueński).

Jeszcze przez wiele lat były ubiorem zakazanym w budynkach użyteczności publicznej, m.in. szkołach i urzędach. W dżinsach chodzili robotnicy, farmerzy i górnicy. A wkrótce awangardowa część młodzieży - przecież zakazany owoc smakuje najlepiej.

Monopol Straussa przerwał w 1923 roku Henry I. Siegel otworzył zakład szyjący odzież roboczą z denimu. Rok później Firma H.D. Lee Company była już przygotowana na podbój rynku swoim najnowszym produktem - Lee Riders - tylko dla kowbojów. Za 12 będzie oficjalnym sponsorem rodeo.

W 1935 roku do zakładów Straussa dotarła emancypacja - powstały pierwsze dżinsy dla kobiet - model "Vogue". Wtedy jeszcze nie cieszyły się dużą popularnością.

Wojna przerwała na kilka lat historię produkcji denimowych ubrań - wszystkie zakłady musiały pracować na potrzeby armii. I w rok po wojnie kolejny, jak się później okazało, "dżinsowy gigant" rozpoczął walkę o swoje miejsce w szafach (na razie jeszcze Amerykanów) - Blue Bell Inc. Na początku była to tylko walka o prawo do promowania wykupionej wcześniej marki Wrangler podczas rodeo. Wranglery przyciągały funkcjonalnością. Miały podniesiony stan, co było dawało więcej wygody siedzącemu w siodle, miały wyżej tylne kieszenie, głębsze przednie. I nowy gadżet - małą kieszonkę z przodu przeznaczoną na zegarek. Teraz właściciel Lee i Wranglera jest ten sam - VF Corporation.

Europa musiała długo czekać na pierwszą parę dżinsów, przywieźli je po II wojnie światowej amerykańscy żołnierze. W Niemczech jedną parę za kilka butelek wódki odkupili państwo Sefrankowie - rodzina krawców. Zaczęli szyć według tego wzoru i stworzyli kolejną znaną markę - Mustang.

Amerykańskim żołnierzom własne dżinsy zawdzięczają też Japończycy. Ich import rozpoczęła rodzina Tsunemi, nazwała je Edwin.

Lata 60. to prawdziwa dżinsowa rewolucja, weszły do trendów światowej mody przebojem - noszone zresztą przez Elvisa Presley'a nie miały szans na obojętność rzesz fanów Króla. Nie wspominając już o tym jak świetnie prezentowały się na pośladkach Jamesa Deana czy Marlona Brando. Wtedy najmodniejsze były proste, podwinięte nogawki, dżinsowa kurtka pod kolor i nieodłączny biały podkoszulek.

Lata 70. zmieniły wszystko diametralnie - nogawki gwałtownie się rozszerzyły (nazwano je później "dzwonami"), pojawiły się bluzeczki, sukienki, kapelusze. Kolory dżinsów zaczęły się zmieniać, fasony ewoluowały z minuty na minutę. Nie można tu nie wspomnieć o wielkim hicie, symbolu wyzwolenia i seksapilu - fasonie uniseks, czyli dla obojga płci. Wielcy kreatorzy oszaleli na punkcie możliwości jakie dawała niebieska tkanina. Calvin Klein w ciągu tygodnia z jej sprzedaży uzyskiwał nawet 12,5 miliona dolarów.

Do dnia dzisiejszego dżinsy są podstawowym elementem garderoby ludzi na całym świecie. Firm oraz stworzonych przez nie fasonów nikt nie jest w stanie zliczyć. Ale dzięki temu wystarczy jedna para dżinsów i kilka dobrych pomysłów, aby świetnie wyglądać przy każdej okazji.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas