Marta Lech-Maciejewska: "Drugie życie sukni ślubnej" to nie tylko opowieści o pięknych sukniach, ale także głęboko emocjonalne przeżycia
- W miarę kręcenia kolejnych sezonów programu, odkrywam coraz więcej aspektów, które wzmacniają moje poczucie misji i filozofii, jaka się za nimi kryje. Jednym z najważniejszych jest przełamywanie stereotypu, że suknia ślubna może być założona tylko raz i powinna być niebotycznie droga. Ten mit ma głębsze korzenie w naszej polskiej kulturze, która wciąż hołduje zasadzie „zastaw się, a postaw się” - mówi Marta Lech-Maciejewska, prowadząca program "Drugie życie sukni ślubnej".
Katarzyna Drelich: Coco Chanel powiedziała: "Najlepsze rzeczy w życiu mamy za darmo. Drugie najlepsze - są obłędnie drogie". Jak ten cytat ma się do pojęcia luksusu? Czy w dzisiejszych czasach za tym, co najważniejsze, musi iść wysoka cena?
Marta Lech-Maciejewska: - Ten największy luksus w dzisiejszych czasach jest na wagę złota. Jednak nie mam tu na myśli pieniędzy czy drogich rzeczy, lecz czas spędzony z bliskimi i budowanie relacji. Choć bywa to trudne i bolesne, jest niezwykle cenne. Widzę to wyraźnie w programie "Drugie życie sukni ślubnej", który prowadzę. Z jednej strony opowiada on o kreacjach ślubnych z drugiej ręki, ale w istocie jest to piękna opowieść o relacjach międzyludzkich. Bohaterki, siedząc na mojej kanapie, potrafią wyznać coś głębokiego i poruszającego swoim towarzyszkom - mamom, siostrom - tak, że wywołuje to łzy wzruszenia. To niesamowite, jak program dotyka spraw niewycenialnych, choć niezwykle wartościowych. Prawdziwie najważniejsze rzeczy w życiu nie kosztują pieniędzy, a to, co materialne, choć luksusowe, często bywa drogie. Nasz program jednak łamie te stereotypy, bo prezentujemy przepiękne suknie ślubne z drugiej ręki, które pierwotnie kosztowały krocie, a u nas można je kupić za ułamek ceny. W ostatnim odcinku mieliśmy sytuację, gdzie przyszła do nas sprzedająca z olśniewającą suknią w stylu syrenki, bogato zdobioną w klimacie dolce vita. Rok temu zapłaciła za nią 11 tysięcy złotych, a teraz chciała ją sprzedać za jedyne 2,5 tysiąca.
W Polsce wciąż panuje przekonanie, że suknia ślubna niesie ze sobą symboliczne znaczenie i silny ładunek emocjonalny. Oprócz tego jest też stereotyp, że skoro zakładamy ją raz w życiu, musi nie tylko kosztować krocie, ale najlepiej być szyta na miarę. Czy program pomaga przełamać tę tradycję?
- W miarę kręcenia kolejnych sezonów programu odkrywam coraz więcej aspektów, które wzmacniają moje poczucie misji i filozofii, jaka się za nim kryje. Jednym z najważniejszych jest przełamywanie stereotypu, że suknia ślubna może być założona tylko raz i powinna być niebotycznie droga. Ten mit ma głębsze korzenie w naszej polskiej kulturze, która wciąż hołduje zasadzie "zastaw się, a postaw się". To przekonanie zostało dodatkowo wzmocnione przez media społecznościowe, gdzie tak wiele rzeczy jest robionych na pokaz.
A jakie podejście mają przyszłe panny młode do tego, że ich suknia ślubna miała już wcześniej inną właścicielkę?
- Bohaterki naszego programu nie przejmują się, że sukienka jest z drugiej ręki i mogłaby nieść ze sobą jakieś "fatum". Zamiast tego, interesuje je historia poprzedniej właścicielki - czy jej związek jest szczęśliwy, jak pan młody zareagował, gdy zobaczył ją w sukni. Jednak raz zdarzyło się, że przyszła panna młoda zrezygnowała z pięknej kreacji, bo dowiedziała się, że poprzedniczka rozwiodła się. Bała się, że historia tej sukni mogłaby wpłynąć na jej własne małżeństwo. Jednak taka sytuacja była jedyna na przestrzeni trzech sezonów. Była też historia, w której sprzedająca suknię postanowiła zakończyć związek kilka miesięcy przed ślubem, co uznała za najlepszą decyzję w swoim życiu. Przyszła panna młoda, która miała ją kupić, nie miała z tym żadnego problemu.
Zobacz również:
Zatem powoli żegnamy się z podejściem "zastaw się, a postaw się"?
- Widzę, że w końcu pomalutku odchodzimy od mentalności robienia rzeczy na pokaz, które mogą nas później kosztować. Często bierzemy kredyty na wystawne śluby, które później latami spłacamy, odmawiając sobie wakacji czy godnego życia na co dzień. Ślub to wyjątkowa okazja, ale warto mierzyć siły na zamiary. Jeśli nas na coś stać - w porządku, ale jeśli musimy rezygnować z czegoś przez rok, by zorganizować wystawną uroczystość, to może warto przemyśleć swoje priorytety. Wpływ na to ma również presja społeczna i porównywanie się z innymi. Dlatego cieszę się, że pojawia się coraz więcej programów, które pokazują, że nie ma sensu wydawać fortuny na suknię ślubną, skoro tę samą kreację można kupić rok później za ułamek ceny.
Oglądalność programu jest coraz wyższa. Z czego to może wynikać?
- Myślę, że ludzie dostrzegają emocjonalny potencjał, który niesie ze sobą ten program. Te historie są często wzruszające, również dla mnie. Każdy odcinek jest dla mnie niezwykle emocjonujący. Czasem nawet niektóre z nich odchorowuję emocjonalnie. W drugim sezonie mieliśmy bohaterkę, która z powodu choroby w bardzo krótkim czasie przybrała na wadze. Według mnie wyglądała pięknie; wcześniej była tancerką i nosiła bardzo mały rozmiar, ale do programu przyszła w zupełnie normalnym rozmiarze M/L. Kiedy przeglądała się w lustrze, wszystko wydawało się w porządku. Problem pojawił się, gdy zobaczyła swoje zdjęcia w sukniach. Przeżyła szok, którego zupełnie się nie spodziewałam. Nie akceptowała swojego zmienionego przez chorobę ciała i musiała przejść długą drogę do samoakceptacji. To było dla mnie trudne emocjonalnie, ponieważ było mi żal, że wpadła w taką pułapkę myślową na temat swojego ciała i jak bardzo przestała siebie lubić. Pojawiła się wtedy refleksja: jak ktoś inny może ją pokochać, skoro ona sama nie kocha siebie? Dlatego te historie to nie tylko opowieści o pięknych sukniach ślubnych, ale także głęboko emocjonalne przeżycia. Zrozumiałam, że poruszamy się po trudnych pułapkach umysłu, z których ciężko się uwolnić.
Czy w takim razie w tego typu trudnych momentach twoje psychologiczne wykształcenie okazało się być wspierające?
- Na szczęście z wykształcenia jestem psychologiem i seksuologiem. Moje poszukiwania drugiego dna w sukniach ślubnych uświadomiły mi, że moment, w którym przyszła panna młoda po raz pierwszy przymierza suknię, jest niezwykle ważny w procesie przygotowań do ślubu. To nie wybór sali, DJ-a czy fotografa, ale właśnie założenie sukni po raz pierwszy jest tym kluczowym momentem. To chwila przejścia, w której panna młoda zdaje sobie sprawę: "to już". Mam szczęście, że w tym sezonie wiele dziewczyn, które przychodzą do mnie, przymierza suknię ślubną po raz pierwszy w życiu. To coś niesamowitego. Za każdym razem mam ciarki, widząc ich reakcje oraz emocje ich bliskich. Widać, że założenie sukni ślubnej po raz pierwszy robi ogromne wrażenie - od razu widać błysk w oczach tych panien młodych. Innym niesamowitym aspektem jest to, że kupując suknię ślubną z drugiej ręki, bohaterki programu mają możliwość poznania historii poprzedniej właścicielki kreacji. To coś, czego nie doświadczymy, kupując suknię przez internet lub w second-handzie. Często padają pytania: "Jak zareagował twój mąż, gdy zobaczył cię w tej sukni?", "Jak potoczyła się wasza historia?". Ale pojawiają się też bardziej prozaiczne pytania, dotyczące dodatków do kreacji czy stylu, w jakim odbywał się ślub. Dzięki temu nowa właścicielka sukni ma możliwość głębszego związania się z nią, kontynuując jej historię. Oczywiście, wymiar ekonomiczny takiego zakupu również jest bardzo istotny.
Często zdarza się, że to przez wzgląd na budżet przyszłe panny młode zgłaszają się do programu?
- Zdarzało się, że sukienka przekraczała budżet kupującej. W poprzednim sezonie przyszła panna młoda przyjechała z dwiema przyjaciółkami, z którymi pracuje w studiu fitness. Spodobała jej się sukienka znacznie wykraczająca poza założony budżet. Mogła przeznaczyć na suknię 1500 zł, ale ta, która najbardziej wpadła jej w oko, kosztowała 2500 zł, lecz spełniała jej wszystkie kryteria. Przyjaciółki postanowiły zadzwonić do szefa, aby przedstawić mu sytuację i poprosić, żeby dał jej wcześniej premię. Zadzwonił do niej na planie i powiedział, że nie chce, aby pieniądze były argumentem, przez który zrezygnuje z wymarzonej sukni ślubnej oraz że półroczną premię wypłaci jej już teraz. To są momenty, których czynnik ekonomiczny ma znaczenie, ale z drugiej strony to jest tak ważny dzień w życiu.
Czyli wzruszających historii nie brakowało. A w nadchodzącym sezonie?
- Też nie zabraknie wrażeń. Po raz pierwszy w tym programie postanowiłam wystawić moje prywatne sukienki. Nie wystawiłam swojej ślubnej, ponieważ ta była bardzo kolorowa i myślę, że ciężko byłoby znaleźć dla niej odbiorczynię. Natomiast z racji tego, że często pojawiam się w sferze publicznej i muszę wyglądać wystawnie, mam kilka sukienek z kolekcji ślubnych polskich marek, które zakładałam, ogrywając je kolorowymi dodatkami. Na tyle uniwersalne, że śmiało można je zakładać na wystawne wyjścia. Miałam przyszłą pannę młodą, która chciała bardzo prostą i klasyczną suknię ze względu na to, że zamiast wesela przygotowany jest obiad dla rodziny. Nie do końca popierałam jej pomysł dotyczący prostej sukienki, bo niezależnie od liczby gości, w tym dniu chodzi o to, żeby mieć na sobie to, w czym to my chcemy wystąpić, a nie dostosowywać się do innych aspektów. To dzień ważny w kontekście przejścia do kolejnego etapu w życiu, przekroczenia symbolicznego progu i docenienia miłości. Sugerowanie się tym, czy przybędzie 20 czy 300 osób nie musi być zatem kryterium przy doborze kreacji. Bohaterka przyszła do mnie na nagrania w przepięknej, żółtej, bogato zdobionej sukni, która kłóciła mi się z zaproponowaną przez nią na wesele klasyką. Okazało się, że dziewczyna na co dzień ubiera się tylko kolorowo, uwielbia duże formy, ale ze względu na kameralność wesela chce coś bardzo skromnego. Zaproponowałam jej zatem typową księżniczkę: gorset z ogromnym trenem. Dostrzegłam, jak zabłysnęły jej oczy. Na koniec pokazałam jej również moją prywatną sukienkę, bardzo skromną i prostą. Skłaniała się ku tej ostatniej propozycji, ale na szczęście jej mama też zobaczyła ten błysk w oku podczas przymierzania pierwszej: ogromnej, z rozporkiem do połowy uda. Doradziła jej, żeby wybrała tę, w której czuła się jak prawdziwa księżniczka. Finalnie wyszły z dwiema sukienkami. Za takie zwroty akcji uwielbiam ten program. Cała ekipa, która go tworzy, uwielbia atmosferę na planie. Nie ma reżyserii, z góry ustalonych reguł i emocje udzielają się nam wszystkim. Każdego ranka czuję ścisk w żołądku, bo nie jestem w stanie przewidzieć finału i nie mogę się doczekać, gdy przyszła panna młoda zobaczy się w tej wymarzonej sukni.
Nawet, gdy kupujemy suknie z drugiej ręki, nie mamy okazji poznać poprzedniej właścicielki. Jakie motywy kierują kobietami, które zgłaszają się do programu, aby sprzedać swoją suknię?
- Gdy pytam o motywację, najczęściej słyszę argument: "Ta suknia jest tak piękna, że szkoda, by marnowała się w szafie". Natomiast gdy zadaję pytanie o to, na co sprzedające przeznaczą pieniądze ze sprzedaży, okazuje się, że do tworzenia kolejnych wspomnień. Suknia ślubna ma tak duży wymiar symboliczny, że rzadko kiedy pada odpowiedź pragmatyczna, dotycząca kupna nowych rzeczy. Przeważnie są to podróże, w tym te poślubne, bo wcześniej pary przeznaczały finanse np. na urządzenie mieszkania. Część sprzedających organizuje sobie również pożegnanie z sukniami. Zakładają je dzień przed przyjazdem do programu, żeby się z nimi pożegnać i sprawdzić, czy wciąż idealnie pasuje. I to są suknie, które już przecież raz się sprawdziły i to moim zdaniem działa na ich plus, a więc nie tylko aspekt ekonomiczny jest istotny. Niesamowite jest też to, że suknie, które pierwotnie były szyte na miarę, na swoich kolejnych właścicielkach wyglądają równie doskonale, jak na poprzedniczkach.
A czy zdarzają się negocjacje w cenach?
- Mieliśmy raz bardzo wzruszającą sytuację, gdy przyjechała do nas niezbyt zamożna rodzina z Terespola. Przyszła panna młoda wymarzyła sobie klasyczną księżniczkę, ale te z założenia są droższe, a budżet nie mógł przekroczyć tysiąca złotych. Dwie z zaproponowanych kreacji mieściły się w nim, ale propozycja, która najbardziej podobała się bohaterce, przekraczała go. Postanowiłam nieco im pomóc w negocjacjach, bo widziałam, że są to skromni ludzi, którzy być może będą mieli problem z wyjściem przed szereg. Mama panny młodej powiedziała właścicielce sukni: "Jeśli zgodzi się pani na niższą cenę, upiekę pani jeszcze sernik z rosą". Powiedziałam jej, że jeśli sprzedająca zgodzi się na obniżenie ceny, to ja również poproszę ten sernik. Udało się obniżyć cenę dwukrotnie. Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka miesięcy później organizowałam wyprzedaż w mojej marce Spadiora. W drzwiach stanęła mama panny młodej z tym sernikiem, który wiozła pociągiem z Terespola i znów dziękowała. Między innymi takie sytuacje pokazują, że to nie jest program tylko o modzie i ekologii. Im dłużej go prowadzę, wiem, że to program o emocjach, uczuciach, wdzięczności i relacjach.
Program "Drugie życie sukni ślubnej" jest częścią twojej pracy już kolejny sezon. Czy gdybyś powiedziała Marcie sprzed roku, jak dziś będzie wyglądało jej życie, myślisz, że by uwierzyła? Czy coś zmieniło się w twoim podejściu do pracy?
- Bez wahania mogę powiedzieć, że mam niezwykłe życie, które od samego początku podąża własnym torem. Dziś już wiem, że w dużej mierze wynika to z tego, że od dziecka mam ADHD, przez co odbierałam świat trochę inaczej niż większość ludzi wokół mnie. Przez wiele lat postrzegałam swoją "inność" jako brzemię, z którym musiałam się mierzyć. Kiedy przyjechałam do Warszawy, wszystko się zmieniło. Zrozumiałam, że bycie indywidualistką może działać na moją korzyść, choć jako osoba pochodząca z małej miejscowości nie zdawałam sobie z tego sprawy. Przeszłam przez etap, w którym lepiej było nie wychylać się przed szereg, doświadczając przy tym braku akceptacji ze strony rówieśników.
Dziś cieszę się poczuciem wyjątkowości mojej codzienności. To właśnie ona daje mi spełnienie w życiu, choć nie nazywam tego szczęściem, bo ono kojarzy mi się z presją - przecież nie zawsze możemy być szczęśliwi. Poczucie, że po przebudzeniu się jestem na dobrej drodze, to najlepszy możliwy początek dnia. Przez długi czas, obserwując ludzi realizujących to, co sama chciałam robić, odczuwałam frustrację. Tylko że w ten sposób tracimy czas, ponieważ nie koncentrujemy się na sobie, a dodatkowo mamy wrażenie, że inni robią to w sposób tak idealny, że nie mamy tam czego szukać. Najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć, było odcięcie się od tego. Dopiero wtedy zaczęłam robić swoje, ale to nie jest możliwe, gdy słuchamy ludzi, którzy próbują włożyć nas w jakieś schematy.
Co zatem było przełomowym momentem?
- Rezygnacja z oczekiwań i otwartość na to, co przyniesie mi życie - oczywiście nie w bezczynności. Wzięłam życie w swoje ręce i zaczęłam mieć poczucie sprawczości, zwłaszcza w życiu zawodowym. Ze względu na moje ADHD jestem uzależniona od różnorodności i dobrze odnajduję się, gdy robię wiele rzeczy na raz i nie mam poczucia stagnacji. Oczywiście, z tyłu głowy zawsze pojawia się mały lęk o to, czy po jednym sezonie programu przyjdzie kolejny lub czy apaszka, którą zaprojektuję, spodoba się klientkom. Jednak to nie jest narracja dominująca, ryzyko przynosi mi poczucie spełnienia. Stronię od słowa "szczęście", bo ono ostatnio mi się zdewaluowało ze względu na problemy zdrowotne, z którymi muszę się zmierzyć. One sprawiły, że musiałam mocno przewartościować to, czym szczęściem dotychczas nazywałam. Ciężko mi mówić o głębokim odczuwaniu szczęścia w momencie, kiedy muszę mierzyć się z nowotworem. Jednak to poczucie niezwykłości mojego życia objawia się m.in. w tym, że nawet w takiej sytuacji mam plan zdjęciowy, firmę i pasję. Każdego dnia moja praca mnie unosi. To sprawia, że moje życie się nie zatrzymuje i daje mi poczucie, że czas mija, a teraz bardzo tego potrzebuję. Paradoksalnie momencie konfrontacji z trudnym przeciwnikiem, jakim jest nowotwór złośliwy, wiem, że jestem szczęściarą, bo on przyszedł w momencie, gdy mam siły, żeby to dźwignąć i go pokonać w godny sposób z przekonaniem, że wszystko przezwyciężę. To nie jest blef, po prostu wierzę, że jest to kolejne - tym razem najtrudniejsze - wyzwanie, z którym dotychczas przyszło mi się zmierzyć. To się uda i jestem przekonana, że to w dużej mierze wynika z tego, że robię tak wyjątkowe rzeczy w życiu, które unoszą mnie emocjonalnie do góry i nie pozwalają mi spaść.
Czytałam twój wpis na Instagramie, gdzie pisałaś, że jeśli ktoś ma dodatkowe prace w domu do wykonania, to chętnie się ich podejmiesz, żeby pozostać w działaniu podczas twojej walki. Bardzo mnie on poruszył i wywołał podziw, że nawet w takiej niełatwej sytuacji można mieć w sobie wiele zapału do działania.
- Bo najgorzej jest usiąść i załamać ręce. Oczywiście to może brzmieć ucieczkowo, ale to jest sytuacja, w której nie ma zasad. Wszystko, co sprawia, że zapominam o chorobie i przechodzę do działania, jest dla mnie po prostu dobre. Mnóstwo książek traktujących o walce z nowotworem i wychodzeniu z ciężkich chorób mówi o tym, że odpowiednie nastawienie jest podstawą. Mój terapeuta zwrócił uwagę na to, że choć jest to trudny moment, to mam doskonałe zaplecze i ogromne wsparcie dookoła, które jest tak niezbędne w tej walce. Gdyby to się wydarzyło jeszcze rok temu, nie wiem, czy miałabym tyle siły, co dziś. Ta różnorodność bardzo mi pomaga i dzięki niej wiem, że wygram.
***
Drugie życie sukni ślubnej
Polska edycja show, w którym panny młode szukają idealnych kreacji z odzysku. Program pełen oszałamiających strojów, wzruszających osobistych historii, dramatyzmu i pozytywnych emocji oraz świeże spojrzenie na modowy show o tematyce ślubnej.
3. sezon programu "Drugie życie sukni ślubnej" startuje już 2 października 2024 r. o 22.00 w Polsat Cafe.