Podróże osobiste: Kameralne miasteczko przyciągało elity. Dziś pozostaje w cieniu popularnego kurortu
Piach i błoto – może nie brzmią zachęcająco, ale przecież podróże to idealna okazja do zmiany perspektywy i dostrzeżenia atrakcyjności w nie do końca oczywistych aspektach. Daj się zaskoczyć, bo te dwie rzeczy mogą okazać się prawdziwym skarbem. To między innymi one świadczą o wyjątkowości Ninu – chorwackiego miasteczka w przeszłości przyciągającego królów i elity.
"Podróże osobiste" to autorski cykl, realizowany przez Joannę Leśniak. W swoich reporterskich opowieściach autorka zabiera nas w mniej znane zakątki Polski i Europy, w poszukiwaniu tego, co warte zobaczenia, usłyszenia, posmakowania. W jej historiach kryją się nie tylko własne doświadczenia, ale również opowieści lokalnych mieszkańców i ciekawostki, wyszukane w przewodnikach.
Szukasz miejsca na nietypowe wakacje, długi weekend lub city break? Ruszaj z nami w drogę. Odwiedzamy Nin — królewskie miasto Chorwacji. Położone nieco na uboczu, oferuje kameralną atmosferę i wyjątkowe warunki do plażowania.
Spis treści:
Nin — w sam raz na wycieczkę z Zadaru
Czy dotarłabym tutaj, gdyby nie rekomendacja właścicielki mojej tymczasowej kwatery w Zadarze? Mimo że rozważałam to jako opcję, nie czułam wielkiej ekscytacji. Daniela była jednak na tyle przekonująca, że postanowiłam zaufać jej opinii. W końcu kto jak kto, ale osoba mieszkająca tutaj od dziecka i mająca kontakt z turystami przez okrągły rok przecież zna się na rzeczy. Po powrocie musiałam serdecznie podziękować za tę sugestię, ponieważ Nin ma nie tylko niepodważalny urok, ale i imponującą historię.
Zadar należy do miejsc chętnie odwiedzanych przez naszych rodaków. Do tych wniosków nie potrzeba danych statystycznych — wystarczy fakt, że język polski słychać tutaj na każdym kroku. Nin, znacznie bardziej kameralne miasteczko, położone jest od niego około 20 kilometrów. Dotrzeć tu można zarówno samochodem, jak i autobusem. Krótka podróż pozwoli trafić poniekąd do innego świata — znacznie bardziej zacisznego, płynącego w jakby zwolnionym tempie.
Zwiedzanie w skali mikro
Postanawiam w pierwszej kolejności zwiedzić starówkę, która położona jest na niewielkim cypelku. Do serca miasta prowadzą dwa mosty z bramami miejskimi. Długość zabytkowej części to około 500 metrów, więc możesz ze spokojną głową odłożyć mapę. Eksplorując wąskie uliczki, nie ma szans się zgubić. Każda trasa w końcu doprowadzi cię do głównego deptaka — ulicy Branimira.
Zaryzykuję stwierdzenie, że rytm życia miasteczka wyznacza przede wszystkim pogoda. Dzień, w którym postanowiłam odwiedzić Nin, zaczął się deszczem. Mżawka sprawiła, że ulice były zupełne puste, więc początkowo miałam skojarzenia z miastem-widmo. Kiedy się wypogodziło, niemalże natychmiast zrobiło się gwarno, choć nadal było zdecydowanie luźniej niż w popularnym Zadarze.
Małe miasteczko z królewską historią
Wspomniałam, że mapę można schować do plecaka. Nie polecam jednak tego samego z przewodnikiem. Nin, mimo że mały, ma bogatą historię, więc nie warto mijać kolejnych zabytków, nie pogłębiając wiedzy na ich temat.
Początki osady sięgają IX wieku p.n.e., kiedy na tych terenach pojawili się Ilirowie. W kolejnych wiekach urzędowali tutaj Rzymianie, którzy swoją obecność zaznaczyli poprzez budowę forum, świątyni i amfiteatru. Pozostałości zabudowań nadal można zobaczyć w miasteczku, a dociekliwi turyści swoją wiedzę uzupełnią w niewielkim Muzeum Archeologicznym.
Najważniejszy okres w historii rozpoczął się jednak w IX wieku. To właśnie wtedy Nin stał się stolicą Chorwacji. Miejscem, w którym koronowano co najmniej siedmiu królów i centrum politycznym, kulturalnym oraz religijnym. Nin jest dla Chorwatów tym, czym Gniezno dla Polaków, więc nie należy postrzegać miasta wyłącznie w kategorii jednego z wielu nadmorskich miasteczek — ładnych, ale niewyróżniających się niczym szczególnym.
Różnie się działo na przestrzeni stuleci. W XIV wieku panowali tu Wenecjanie i nie był to najszczęśliwszy okres dla miasta. To czas niepokojów i wojen, wskutek których doszczętnie zniszczono pałac królewski i biskupi — budynki ponoć były imponujące, ale nigdy nie zdecydowano się na odbudowę. Przez lata miasteczko radziło sobie średnio, aż wreszcie odzyskało przynajmniej część gospodarczego znaczenia, kiedy po II Wojnie Światowej uruchomiono tu cegielnię oraz przywrócono świetność solanom — zakładom produkcji soli. Dziś zresztą stanowią one jedną z atrakcji miasta, którą można zwiedzać z przewodnikiem.
Najmniejsza katedra świata?
Właśnie takim rekordem mogło poszczycić się miasteczko. Kościół św. Krzyża w Ninie znany był jako najmniejsza katedra świata. Co się stało, że piszę o tym w czasie przeszłym? Świątynia straciła tytuł katedry, nadal jednak jest obowiązkowym obiektem do zobaczenia na miejscu. Właśnie tu odbywały się królewskie koronacje. W surowym, pochodzącym z IX wieku wnętrzu nie ma zdobień, a do zwiedzenia całości potrzeba podobno tylko 36 kroków. Obwód całego budynku to zaledwie 40 metrów.
Nurtują cię małe, nieregularnie rozmieszczone okienka? Nie była to kwestia niepohamowanej fantazji architekta ani tym bardziej brak jego kompetencji. Budynek miał pełnić funkcję swoistego kalendarza, a układ promieni wpadających przez wąskie szczeliny wyznaczał dni przesilenia wiosennego i jesiennego.
W pobliżu (choć umówmy się, w Ninie wszystko jest po sąsiedzku i wszędzie jest blisko) znajduje się pomnik biskupa Grgura. Postaci ważnej nie tylko dla miasteczka, ale i całej chorwackiej państwowości. Turyści przybywają tu jednak nie po to, aby spojrzeć mu w oczy, a... potrzeć palec u nogi. Podobno jest to gwarancja szczęścia i dobrobytu, niektórzy twierdzą, że manewr ten spełnia konkretne życzenia. Można w to nie wierzyć, ale cóż szkodzi spróbować?
Zwiedzanie po królewsku
Zabytki, niskie zabudowania, kawiarniane ogródki, koty przechadzające się leniwie w pobliżu w restauracji i liczące na smakowity kąsek... W Ninie łatwo pozbyć się poczucia konieczności pędzenia od jednej atrakcji do drugiej. Z pewnością zwrócisz uwagę na kościół św. Anzelma, ale warto wyruszyć też kawałek za miasto.
Na wzgórzu nieopodal zlokalizowany jest kościół św. Mikołaja, zbudowany na planie koniczyny. Tuż po koronacji królowie przybywali tutaj, aby wznieść swój miecz w kierunku czterech stron świata. Z jednej strony gest miał mieć działanie ochraniające miasto przed wpływami z zewnątrz, z drugiej symbolicznie ukazywał dominację nowego władcy. Miłośnicy ciekawostek historycznych nie powinni odpuszczać wizyty w tym miejscu.
Osiem kilometrów złotego piasku
Można przyjechać na jeden dzień, można zaplanować tu dłuższy urlop. Za Górną Bramą rozciąga się ścieżka spacerowa, będąca kapitalnym punktem widokowym na zatokę oraz wyłaniające się z morza góry Welebit. Wytężyć uwagę w tym momencie powinni jednak wielbiciele plażowania, a nie górskich wędrówek.
Plaże w Ninie to łącznie około osiem kilometrów miękkiego, jasnego piasku. Nie jest to typowy widok w Chorwacji, która słynie z pięknych, ale głównie kamienistych i żwirowych plaż. Patrząc na góry lub panoramę miasteczka, masz szansę wylegiwać się w naprawdę komfortowych warunkach.
Ciepła woda, łagodne zejście do morza i niezrównane widoki sprawiają, że przybywają tutaj zarówno rodziny z dziećmi, jak i amatorzy sportów wodnych. Znajdzie się również coś dla... wielbicieli SPA na świeżym powietrzu. Nin słynie z leczniczego błota, które ponoć przynosi ukojenie przy problemach skórnych i reumatologicznych. Nie powinien zaskakiwać cię widok ludzi nakładających na skórę solidną porcję borowiny i czekających cierpliwie, aż zaschnie.
Relaks, ukojenie zszarganych nerwów, poprawa stanu zdrowia, a do tego lekcja historii podana w wyjątkowo przystępnej formie? Nin, stojące błotem, piaskiem i solą, zasługuje na docenienie i turystyczną szansę.
***
Kolejny tekst w cyklu "Podróże osobiste" już za dwa tygodnie, w czwartek 12 września.
***
O autorce:
Joanna Leśniak — Absolwentka socjologii o specjalizacji multimedia i komunikacja społeczna. Z Interią związana od 2021 roku. W zawodowej historii przez długi czas zgłębiała dynamicznie trendy związane ze stylem życia. Miłośniczka podróży, quizów i ciekawostek z najróżniejszych dziedzin, która rzadko kiedy wypuszcza z rąk aparat fotograficzny.