Podróże osobiste: Krajobraz jak na Marsie. Ostatni mieszkańcy opuścili wyspę prawie 60 lat temu
Przechadzając się obok opuszczonych domostw, łatwo wpaść w atmosferę dawnych lat. W głowie widzimy latarnika, który pod wieczór niestrudzenie wyrusza do swojej pracy na drugim końcu wyspy, zapewne z zapasem lokalnych przekąsek. Niemalże słyszymy zmęczone głosy rybaków, wracających z połowów i sprawdzających zawartość sieci. Czas płynie wolno, a rytm życia dyktowany jest przez ocean. Choć te czasy już minęły, na Wyspie Lobos nadal można znaleźć spokój, którego nie przerywają dźwięki z plażowych barów, salonów czy sklepów z pamiątkami. Tu ich po prostu nie ma.

"Podróże osobiste" to autorski cykl, realizowany przez Joannę Leśniak. W swoich reporterskich opowieściach autorka zabiera nas w mniej znane zakątki Polski i Europy, w poszukiwaniu tego, co warte zobaczenia, usłyszenia, posmakowania. W jej historiach kryją się nie tylko własne doświadczenia, ale również opowieści lokalnych mieszkańców i ciekawostki, wyszukane w przewodnikach.
Szukasz miejsca na nietypowe wakacje, długi weekend lub city break? Ruszaj z nami w drogę. Odkryjemy prawdziwy skarb Wysp Kanaryjskich. Położona w niewielkiej odległości od północnego wybrzeża Fuerteventury Lobos nazywana jest "wyspą wilków". Nie musimy jednak obawiać się spotkania z czworonożnymi drapieżnikami, choć do wyprawy należy odpowiednio się przygotować.
Spis treści:
- Wyspa Lobos - podstawowe informacje
- Turyści potrzebują pozwolenia na pobyt
- "Wyspa wilków" - skąd nazwa?
- Port na horyzoncie
- El Puertito - wioska widmo
- Montaña la Caldera - najwyższe wzniesienie na Lobos
- Plaża jak muszla i romantyczna latarnia morska
Wyspa Lobos - podstawowe informacje
Maleńka, niezamieszkana wyspa zajmuje powierzchnię zaledwie 4,68 km². Mimo niewielkiego rozmiaru jest uznawana za jedną z najważniejszych atrakcji, której nie można pominąć podczas pobytu na Fuerteventurze. Wyspy dzieli ok. 6 km, więc samo dotarcie drogą morską nie zajmie wiele czasu - rejs trwa około 30 minut, a dokładny czas zależy do wybranego środka transportu. Niewielkie łodzie motorowe fundują turystom sporą dawkę emocji podczas szybkiego pokonywania fal Atlantyku, bardziej stateczne promy nie rozwijają zawrotnych prędkości, ale i na ich pokładzie istnieje szansa na kontakt z oceaniczną pianą.
Zdecydowanie najpopularniejszym punktem startowym jest Corralejo - kurortowe miasteczko, które tętni życiem właściwie w każdym swoim zakątku, nie tylko przy porcie. Wystarczy spędzić tu kilka godzin, by jeszcze bardziej docenić spokój panujący na Lobos. Corralejo to przede wszystkim długi deptak wypełniony sklepami, restauracjami i punktami usługowymi, odpowiadającymi na większość turystycznych zachcianek. "Wyspa wilków" z kolei nie stawia podróżnych na pierwszym miejscu. Cały jej obszar uznany został za park narodowy w celu ochrony dziewiczej natury i licznych gatunków ptaków, rezydujących na tych terenach. Terenach, które czarują zacisznymi lagunami, stożkami wulkanicznymi, słonymi mokradłami, wydmami i górującym nad całością, widocznym z daleka wulkanem.

Turyści potrzebują pozwolenia na pobyt
Oto podstawowa sprawa, o której trzeba pamiętać, planując wyprawę. Na szczęście kwestie formalne nie są skomplikowane. Pozwolenie na wstęp na teren Lobos można uzyskać przez oficjalną stronę internetową - nie wcześniej niż pięć dni przed planowanym pobytem. Pozwala to panować nad nadmiernym ruchem turystycznym. W teorii na wyspie każdego dnia może przebywać maksymalnie 400 osób, podzielonych na dwie grupy - pierwsza ma czas na zwiedzanie w godz. 10-14:00, kolejna 14-18:00. Z moich obserwacji wynika, że jest to jednak traktowane dość luźno, ale formalności lepiej nie pomijać.

Uzyskanie pozwolenia jest darmowe. Należy więc wystrzegać się miejsc czy stron internetowych, które oferują je w wersji płatnej - to nic innego, jak oszustwo. Może się jednak zdarzyć, że załatwieniem biletu wstępu zajmuje się przewoźnik, którego wybierzemy. Wtedy naturalne staje się, że zdjęcie z nas obowiązku wykonania tych kilku kliknięć w telefonie czy komputerze, nieznacznie podwyższa cenę rejsu (całość to ok. 15-17 euro). Trzeba wziąć pod uwagę, że na miejscu nie ma żadnych sklepów. Nie licz na najmniejszą budkę z napojami i przekąskami. Wszystko spakuj do plecaka jeszcze przed wyruszeniem z portu w Corralejo.
Zobacz też: Podróże na dwóch kołach: Sielskie widoki, plaże, grodziska i pałace. Nieodkryty raj dla rowerzystów
"Wyspa wilków" - skąd nazwa?
Może brzmieć nieco tajemniczo, a nawet odrobinę groźnie. W tym miejscu można jednak porzucić wszelkie lęki. Lobos zawdzięcza swoją nazwę sympatycznym mniszkom śródziemnomorskim. Po hiszpańsku lobo marino - wilk morski. To gatunek ssaka z rodziny fokowatych. Zwierzęta jeszcze w XIX wieku były stałymi mieszkańcami niewielkiej wyspy, jednak nie poradziły sobie z bliskością człowieka. Rybacy nie traktowali ich zbyt uprzejmie, widząc w nich konkurencję w połowach ryb. Ponadto na zwierzęta polowano, co doprowadziło do ich wyginięcia w tym rejonie. Choć w późniejszym czasie podejmowano próby odbudowania populacji mniszek na Lobos, okazały się bezskuteczne.

Port na horyzoncie
Fale kołyszą naszym statkiem, a wszyscy podróżni wpatrują się w zbliżającą się wyspę. Wreszcie dobijamy do portu, choć to słowo trochę na wyrost. Naszym oczom ukazuje się duży, betonowy pomost zwany Muelle z kilkoma stopniami, na które trzeba wejść umiejętnym susem z bujającej się nadal łodzi.

Na Lobos nie ma ruchu samochodowego, więc jesteśmy zdani na własne nogi. W pierwszej kolejności miniemy popiersie urodzonej na wyspie pisarki Josefiny Pla, następnie małe centrum turystyczne. To jeden z nielicznych śladów cywilizacji na wyspie. Jej urozmaicona linia brzegowa, małe zatoczki z płytką i krystalicznie czystą wodą i nieregularne stożki wulkaniczne to widoki i atrakcje, po które się tutaj przypływa.
El Puertito - wioska widmo
Tylko kilka minut marszu dzieli nas od portu do opuszczonej osady rybackiej. Choć opuszczonej nie do końca - działa tu restauracja z owocami morza, którą prowadzi jeden z potomków ostatniego latarnika na wyspie. Działa również skromna wypożyczalnia sprzętu sportowego. Mimo to niepozorne zabudowania El Puertito, które dawniej zamieszkiwali rybacy oraz rodziny latarników, wydają się być machiną, która powolnymi obrotami topornych zębatek przenosi nas w czasie.

Przemykając wąskimi ścieżkami, dotrzemy do chyba jedynego miejsca na Lobos, gdzie trafimy na kumulację turystów. Drewniany pomost kontrastujący z turkusową wodą jest punktem uwielbianym przez fotografów. Niestety, przez to istnieje ryzyko, że utworzą się tu zaskakujące kolejki osób czekających na upragniony kadr. Na szczęście wystarczy odejść kilka metrów, by znów cieszyć się spokojem i wyłącznie własnym towarzystwem.

Montaña la Caldera - najwyższe wzniesienie na Lobos
Oto najbardziej charakterystyczny, widoczny z daleka punkt "wyspy wilków". Wspinaczka na wulkan to punkt obowiązkowy. Jego bryła robi wrażenie już podczas przemierzania początkowo płaskiego szlaku. Nie czujesz się wprawionym piechurem? Pokonanie najbardziej stromego odcinka zajmuje ok. 20-30 minut, więc nie jest to arcytrudna przeszkoda.

Szczyt znajduje się na wysokości 127 m n.p.m i pozwala zobaczyć nie tylko najdalsze krańce Lobos, ale też kalderę częściowo pochłoniętą przez morze. Jak na dłoni widać tu siłę żywiołu. Wisienką na torcie są wybrzeża Fuerteventury i Lanzarote. Nagroda zdecydowanie przewyższa wysiłek, jaki trzeba podjąć, aby się tu dostać.

Plaża jak muszla i romantyczna latarnia morska
Na Lobos nie ma szerokich, długich plaż. Są raczej niewielkie zatoczki, w których każdy znajdzie miejsce dla siebie - ograniczenia w kontekście dziennej liczby osób odwiedzających wyspę, nawet jeśli nie są bardzo restrykcyjnie przestrzegane, jednak działają.

Najbardziej znanym miejscem, w którym turyści oddają się błogiemu relaksowi, jest Playa de la Concha, która nazwę wzięła od charakterystycznego kształtu przypominającego muszlę. Miejsce idealne na odpoczynek po kilkugodzinnej wędrówce. Wylegując się na miękkim piasku, spokojnie ułożysz wspomnienia wulkanicznego, niemalże marsjańskiego krajobrazu, niezamieszkałej osady rybackiej oraz wulkanu. Pomyślisz o historii Faro de Martiño - latarni morskiej wybudowanej w XIX wieku. Do roku 1968 wymagała obsługi przez człowieka, następnie jej mechanizmy zostały zautomatyzowane. Właśnie wtedy wyprowadził się z Lobos ostatni latarnik, a wyspa została całkowicie oddana przyrodzie.

***
Kolejny tekst w cyklu "Podróże osobiste" już za dwa tygodnie, w czwartek 16 października.
***
O autorce:

Joanna Leśniak - Absolwentka socjologii o specjalizacji multimedia i komunikacja społeczna. Z Interią związana od 2021 roku. W zawodowej historii przez długi czas zgłębiała dynamicznie trendy związane ze stylem życia. Miłośniczka podróży, quizów i ciekawostek z najróżniejszych dziedzin, która rzadko kiedy wypuszcza z rąk aparat fotograficzny.