Biznes młodych po polsku

Młodzi Polacy masowo przechodzą na samozatrudnienie. Korzystają przy tym z unijnych dotacji i wsparcia finansowego urzędów pracy. I z dwuletnich przywilejów niższych składek. Po dwóch latach, kiedy przywileje się kończą, zawieszają działalność lub zamykają firmy. I idą po zasiłek. - W kraju, gdzie podatki zabijają na starcie, mało komu udaje się uczciwie funkcjonować - mówią.

Młodzi ludzie nie chcą już pracować w korporacjach
Młodzi ludzie nie chcą już pracować w korporacjach123RF/PICSEL

W grudniu 2012 liczba zamkniętych firm była o ponad 2,2 tys. wyższa niż tych założonych. W styczniu 2012 roku ta różnica wynosiła aż ponad 15 tys. W całym 2012 działalność rozpoczęło ok. 288 tys. firm. Wyrejestrowało się natomiast 282 tys. (dane na podstawie statystyk GUS i Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej nadzorowanej przez Ministerstwo Gospodarki). W tym roku może być jeszcze gorzej. Dla przykładu, według danych CEIDG, tylko we wtorek 22 stycznia 2013 roku zarejestrowało się 986 firm, a 285 wznowiło działalność. Zamknęło się 830, a 751 kolejnych zawiesiło funkcjonowanie.

Sposób na przetrwanie

W ostatnich kilku latach własna firma stała się swego rodzaju sposobem na przetrwanie dla setek tysięcy Polaków. Zwolnienia grupowe, poparte w wielu przypadkach programami outplacementowymi (tzw. przyjazne zwolnienia, czyli system obejmujący zwalnianych pracowników szkoleniami i pomocą w założeniu własnej działalności oraz pozyskaniu na jej prowadzenie dotacji), rosnące bezrobocie, w wielu przypadkach wymagania pracodawców i wszechobecna wizja kryzysu, skłoniły wielu do założenia własnej działalności.

Argumentem przemawiającym za przedsiębiorczością były dotacje (unijne, wynoszące do 40 tys. zł lub z urzędów pracy w wysokości ok. 10 - 12 tys. zł) oraz preferencyjne warunki działalności obowiązujące przez pierwsze dwa lata funkcjonowania - obniżone składki ZUS w wysokości niespełna 400 zł (ulgi obowiązują tylko raz - w przypadku założenia pierwszej firm), przy czym pełna składka to ok. 1 tys. zł. Po upływie dwóch lat od momentu zarejestrowania firmy (nie ważnie czy w tym czasie działała cały czas, czy była zawieszona, obniżone składki przestają obowiązywać).

W tysiącach przypadków jednak scenariusz z własną firmą jest taki sam: dotacja, dwa lata obniżonych składek, a następnie zawieszenie lub wyrejestrowanie firmy i zasiłek dla bezrobotnych (przysługuje on przedsiębiorcom zamykającym firmy, a od 2011 roku także zawieszającym działalność - w tym przypadku otrzymują go jednak dopiero po 3 miesiącach od zawieszenia).

- Straciłam pracę pod koniec 2010 roku. Po tym, jak skończył mi się zasiłek dla bezrobotnych, nie byłam w stanie niczego znaleźć, założyłam więc firmę. Już wcześniej miałam zlecenia "na czarno", ale bałam się wpadki, poza tym, zależy mi na ubezpieczeniu, mam rodzinę, muszę jakoś funkcjonować. Dodatkowo, udało mi się dostać prawie 10 tys. na start z urzędu pracy, więc własna firma to dobry sposób na przetrwanie - wyznaje Agata, 30-letnia marketingowiec z Mazur, matka 6-letniej Oli. - Plan jest następujący: utrzymam firmę przez dwa lata, kiedy obowiązuje niższy ZUS. Później zawieszę działalność i skorzystam ponownie z zasiłku dla bezrobotnych - mówi wprost.

Tak postąpiła Małgorzata, 32-letnia graficzka z Małopolski. - Dostałam 40 tys. zł unijnej dotacji na założenie firmy. Warunek - musiałam utrzymać ją przez dwa lata. Zaczynając działalność, wcale nie planowałam jej kończenia. Jednak, po dwóch latach, kiedy składki wzrosły ponad dwukrotnie, a liczba zleceń zmalała, nie byłam w stanie się utrzymać. Zamknęłam firmę w październiku ubiegłego roku. Teraz jestem na zasiłku dla bezrobotnych - mówi kobieta.

Sprytni biznesmeni

Przyczyn, zarówno tak wielu nowopowstających, jak i zamykanych firm, ekonomiści upatrują głównie w ciężkiej sytuacji gospodarczej. - Ludzie, tracąc pracę nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Szukają wyjścia. Jeśli nie ma etatu, decydują się na firmę, bo ta daje ubezpieczenie, często pracodawcy wymagają też samozatrudnienia - mówi Adam Ambroziak, ekonomista, wieloletni zastępca dyrektora Pracodawców RP, obecnie wiceprezes Automotive Europe Corporation. - Z drugiej strony, ci z rzeczywistym pomysłem chcą wykorzystać szansę, jaką są kłopoty konkurencji. W czasie, kiedy istniejące firmy myślą o tym, jak przetrwać w kryzysie, nowe, dobrze pomyślane mogą rzeczywiście zaistnieć - dodaje.

Podobnych historii, co Agaty i Małgorzaty, są tysiące. Taka sytuacja nie dziwi jednak Ryszarda Petru, ekonomisty i partnera PwC. - Jesteśmy narodem przedsiębiorczym i nie powinno zaskakiwać, że Polacy szukają optymalnych rozwiązań podatkowych. Wykorzystują przy tym dostępne dotacje i ulgi i nie ma w tym niczego złego - mówi Petru. - To nie jest tak, że nie chcemy prowadzić działalności gospodarczej, tylko kalkulujemy, co nam się bardziej opłaca. I rzeczywiście, w przypadku wysokich podatków, opłaca się zamknąć firmę po dwóch latach. Gdyby polskie prawo było przewidywalne, przyjazne przedsiębiorcom, nie zaskakiwało, sytuacja wyglądałaby inaczej - konkluduje.

Adam Ambroziak uważa z kolei, że preferencyjne warunki dla nowych firm, jak dotacje i ulgi, mogą sprzyjać sztucznemu podtrzymywaniu tych, które od samego początku działalności są nierentowne. - Taka firma po dwóch latach wychodzi z okresu ochronnego i wpada w twardą przedsiębiorczą rzeczywistość. Niestety, wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak własna działalność jest trudna. Widzą tylko to, że są szefem dla samego siebie i mają elastyczne godziny pracy, a okazuje się, że firma to walka o przetrwanie, ciągła aktywność, zobowiązania i o wiele większa odpowiedzialność niż umowa o pracę - podkreśla.

Winien ZUS

Maciej Paraszczak z biura księgowego Meritoros, obsługującego m.in. jednoosobowe działalności gospodarcze, zwraca uwagę na jeszcze jeden "aspekt" przedsiębiorczości Polaków. - Własne firmy zakładają zwykle specjaliści, osoby, które wystawiają faktury za konkretne usługi, bo im się to opłaca. Rozpoczynają działalność, istnieją dwa lata, a kiedy okres ochronny mija lub dotacja się kończy, zamykają firmę, a nową działalność otwiera żona czy ktoś z bliskich. I tak do wyczerpania możliwości - mówi. Podkreśla również, że najczęściej zamykają się jednoosobowe mikroprzedsiębiorstwa. - Jeśli ktoś osiąga przychód w wysokości 3 - 4 tys. zł i nagle składki ZUS rosną z 400 zł do około tysiąca, a jego przychody spadają chwilowo do powiedzmy 2 tys. zł, to własna działalność przestaje się opłacać. Gdyby składki były niższe, z pewnością mniej firm zamykałoby się po dwóch latach - dodaje.

O obniżenie składek ZUS kilka miesięcy temu upomniał się Ruch Palikota. W nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń złożonej w październiku 2012 roku w Sejmie przewiduje składki niższe o 30 proc. Łukasz Gibała z RP argumentuje, że jest to konieczna decyzja, bo koszty pracy w Polsce są zbyt wysokie, to z kolei hamuje rozwój przedsiębiorstw. RP proponuje obniżkę o 30 proc. wszystkich składek na ZUS, czyli składek na ubezpieczenie emerytalne, rentowe, wypadkowe i chorobowe. Według Gibały, efektem obecnych zbyt wysokich stawek jest dwumilionowe bezrobocie, ponad dwumilionowa emigracja zarobkowa, coraz popularniejsze umowy śmieciowe oraz gigantyczna szara strefa.

Piotr Rogowiecki, ekspert organizacji Pracodawcy RP podkreśla, że w Polsce najwięcej jest mikrofirm, dla których liczy się każda złotówka. I składki, które po pierwszych dwóch latach działalności rosną z kilkuset złotych do prawie tysiąca, są dla większości najmniejszych przedsiębiorców zabójcze. Dodatkowo wpływają na rozwój szarej strefy, do której wiele firm, po preferencyjnym okresie dwóch lat, ucieka. - To dobrze, że powstaje tak dużo firm, ona napędzają rozwój gospodarki. Jednak robią to chwilowo ze względu na zbyt wysokie koszty. Im mniejsze koszty, tym lepiej dla przedsiębiorców, a obniżenie składek wcale nie musi oznaczać zmniejszenia wpływów do budżetu. Wręcz przeciwnie. Jeśli koszty byłyby niższe, więcej firm by się utrzymało - podkreśla.

A tak, ktoś zakłada firmę, płaci obniżone składki, w wielu przypadkach tylko dzięki temu utrzymując się na rynku, a po zakończeniu okresu ochronnego wraca z powrotem na garnuszek państwa, czyli po zasiłek dla bezrobotnych. Krótka działalność nie rozwija gospodarki, jest jedynie sposobem na przetrwanie.

Aneta Zadroga

Tekst pochodzi z EksMagazynu.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas