Blanka Satora: Księżniczka na białym rumaku
Miłośniczka koni. Promotorka hiszpańskiego stylu jazdy w Polsce. Jako jedna z nielicznych kobiet ukończyła kurs w Królewskiej Wyższej Szkole Jazdy w Jerez de la Frotera. Blanka Satora opowiada EksMagazynowi o pięknie Andaluzji.
EksMagazyn: Pojechałaś do Hiszpanii, bo chciałaś nauczyć się jeździć konno w stylu hiszpańskim...
Blanka Satora: - Na samym początku, kiedy jeszcze nie znałam języka, dużą trudnością było znalezienie instruktora jazdy. W Cordobie, gdzie mieszkałam w trakcie programu Erasmus, przez dwa tygodnie odbywał się spektakl "Cordoba Equestre", na który codziennie chodziłam i prosiłam znajomych Hiszpanów, żeby byli moimi tłumaczami.
- Po pokazie można było podejść do jeźdźców i ja dzień w dzień pytałam, czy można im pomóc np. przy rozsiodłaniu konia, czyszczeniu go. Potem przywiozłam branżowy magazyn "Koń Polski" z moimi artykułami. Zobaczyli mnie na okładce, powiedziałam, że w Polsce jestem sławna i tak postanowili przyjąć mnie do zespołu. Najpierw byłam pomagierem, a potem zrobili mi wewnętrzny egzamin - posadzili na koniu i wszyscy z założonymi rękami patrzyli, jak sobie radzę.
- W końcu dostałam własny spektakl. Jeździłam w damskim siodle, które mama przysłała mi z Polski. Umiałam wykonywać wyższe elementy hiszpańskiej szkoły, których wcześniej mnie nauczyli, więc trzeba było jedynie przestawić się na siedzenie bokiem. Występowałam tak przez pół roku i wtedy dyrektor "Cordoba Equestre" zadzwonił z rekomendacją do Jerez de la Frontera - stolicy konia andaluzyjskiego, gdzie znajduje się słynna Królewska Szkoła Jazdy o najwyższym poziomie na świecie.
Udało się?
- Kiedy przyjechałam do Hiszpanii uczyć się, okazało się, że muszę poznać język andaluzyjski, który jest zupełnie inny od hiszpańskiego, niezrozumiały dla Hiszpanów z północy, tak, jak u nas kaszubski. To była pewna abstrakcja... Kiedy się go nauczyłam, miałam swój spektakl na koncie, udało mi się dostać na kurs. Za pieniądze, które zarobiłam na występach oraz ze sprzedaży mojego pierwszego, ukochanego konia fryzyjskiego, którego miałam od źrebaka, opłaciłam naukę w Jerez.
Było ci trudno odnaleźć się w środowisku zdominowanym przez mężczyzn?
- Wśród studentów zdarzają się kobiety, ale należą do rzadkości. Na mnie przymykano oko, bo nie byłam Hiszpanką. Tam kobieta nigdy nie dorówna mężczyźnie, nie może się wywyższać. Ja może przez to, że nie dawałam sobie w kaszę dmuchać, byłam traktowana inaczej - jako ciekawostka spoza ich kategorii.
- Tam wszystko jest lokalne. Andaluzja to duża wieś, w sklepach są głównie regionalne produkty, ciężko kupić snicksersa. Przy czym tam, słowo "wioska" jest czymś, z czego każdy jest dumny. Ci z południa Hiszpanii to paniczyki, którzy nie czują flamenco (śmiech)...
Wróciłaś do Polski z dwójką koni andaluzyjskich, na których teraz jeździsz, i dzięki którym promujesz hiszpański styl jazdy.
- Dostałam propozycję, żeby zostać zawodowym jeźdźcem w Jerez, ale musiałam wrócić do Polski, żeby ukończyć studia weterynaryjne. Kupiłam dwa zupełnie świeże konie z linii hodowlanej królewskiej szkoły jazdy. Na początku nie chcieli mi ich sprzedać, bo byłam giri - turystką. Przywiozłam je do Polski i to, czego nauczyłam się w Jerez, trenuję teraz z nimi. Mają 9 i 10 lat. Siwy to Escudero VII, biały Armas Avellano.
Jak długo trwa trening konia andaluzyjskiego?
- Jeden robi lewadę, czyli staje na dwóch nogach, a drugi kabriolę, czyli najtrudniejszy element wyższej hiszpańskiej szkoły jazdy. Polega to na tym, że koń wyskakuje w górę i w locie wyrzuca jeszcze wyżej tylne nogi. Moje konie potrzebują jeszcze około trzech lat treningu, żeby osiągnąć pełne wyszkolenie.
Czym właściwie różni się klasyczne ujeżdżenie od tego, czego uczą w hiszpańskiej szkole?
- Matką wszystkich dyscyplin jeździeckich jest ujeżdżenie. Klasyczne ujeżdżenie to absolutna perfekcja, codzienne powtarzanie ćwiczeń, skupianie się na osiągnięciu doskonałości. W hiszpańskiej szkole jazdy na pierwszy plan wysuwa się ekspresja. To wszystko musi być barokowe, liczy się wygląd konia i jeźdźca, długa grzywa, itd. Konie do tego stylu jazdy są czystej rasy hiszpańskiej (zwane też andaluzyjskimi).
- To barokowe konie, o których mówi się, że mają dar od Boga, a tak naprawdę posiadają cechy wykształcone dzięki starannej selekcji hodowlanej. Filip II, król Hiszpanii, zażyczył sobie konia o okrągłym zadzie, grubej szyi, bujnej grzywie i ogonie oraz ekspresyjnym ruchu, żeby każdy patrzył na niego i był pod wielkim wrażeniem. Tak stworzono tę wspaniałą i efektowną rasę. Konie rasy hiszpańskiej przypominają trochę wierzchowce z bajki. Siedząc na nich czuję się jak księżniczka.
Podobno Hiszpanie jeżdżą tylko na ogierach?
- Klacze służą do reprodukcji - biegają po łąkach i rodzą źrebaki. Przez wpływy arabskie widoczny jest kult mężczyzny i choć nie jest to tak nasilone, jak w krajach muzułmańskich, to jednak daje się to odczuć. Dotyczy to wszystkich dziedzin życia. To dlatego każdy ma ogiera, bo ogier jest najpiękniejszy, najlepszy.
- Na południu Hiszpanii, zwłaszcza w Andaluzji, kultura jeździecka jest bardzo rozwinięta. Tam każdy ma konia, tak jak u nas ludzie mają psy i koty. To normalne, że rano pijesz sobie kawkę, obserwując, jak na padoku bryka twój wierzchowiec. Posiadanie konia nie jest - tak jak u nas - pewnym luksusem. Tam każdy ma warunki, zwierzęta pasą się na łąkach, a jak ktoś nie ma łąki, to korzysta z pola sąsiada.
Jak jeździ się konno w Andaluzji?
- Jeśli chodzi o tradycyjny styl, to mężczyzna siedzi z przodu w siodle, a kobieta za nim, bokiem na końskim zadzie, w falbaniastej sukience. To piękny widok! Im więcej falban, tym wyższy status społeczny. Kobieta nie może jechać sama, ma siedzieć na zadzie jako ozdoba. To, wbrew pozorom, bardzo trudna sztuka, sukienka jest śliska, koń kołysze się na boki i pamiętam, jak kiedyś spadłam siedem razy w ciągu jednej jazdy, chociaż jeżdżę konno od dziecka. Przy czym, w takiej pozycji wykonuje się bardzo energiczne i trudne elementy. Kobieta jedną ręką trzyma mężczyznę za pasek, a drugą za podogonie (element uprzęży przyczepiony do końskiego ogona - przyp. red.).
Konie uczestniczą w życiu publicznym?
- Hiszpanie to jest taki naród, który żyje rozrywką. Każdą możliwą okazję wykorzystuje się na to, żeby zorganizować imprezę. Jest coś takiego, jak feria, w czasie której zamyka się miasto. Te biedniejsze na jeden dzień, a te bogatsze, takie jak Cordoba, nawet na 10 dni. Buduje się konstrukcję przypominającą zamek, powstaje pięknie ozdobiony mur, a wewnątrz casety, czyli namioty z muzyką i jedzeniem.
- W dzień ludzie przyjeżdżają tam na koniach. Żeby przejechać przez oświetloną bramę, trzeba mieć odpowiedni strój. Kiedyś wjechałam na zadzie konia w zwykłej sukience z H&M, z kolegą, który był elegancko ubrany, miał sombrero i specjalny garnitur traje corto. Przyjechała policja i mnie zsadziła. Powiedzieli, że jeśli chcę jeździć konno w tradycyjnym stylu, muszę mieć tradycyjną sukienkę.
Zaczynam rozumieć, dlaczego w Andaluzji każdy musi mieć wierzchowca...
- Bary wewnątrz ferii przystosowane są do wysokości jeźdźca na koniu. Siedząc na wierzchowcu pije się wino prosto ze stolika. Wieczorem konie odwożone są do domu, przy czym mówiąc "wieczorem" mam na myśli pierwszą w nocy, a potem do białego rana trwają tańce. Każde miasto raz do roku urządza taką ferię. Oprócz tego są inne święta: romerije, czyli coś w rodzaju pielgrzymek czy paso verde, czyli spacer wszystkich jeźdźców wraz z wozami w góry.
- Ludzie są tam bardzo religijni, każde miasto ma swoją Matkę Boską. Są święta flamenco, kiedy w całym mieście nic się nie dzieje, bo wszyscy tańczą. Podczas święta kwiatów mieszkańcy ozdabiają bukietami domy, balkony. Konie paradują w tych kwiatach przez miasto. Jest jeszcze święto wina, kiedy wszyscy jeżdżą od winnicy do winnicy, oczywiście na koniach, i degustują trunki.
Mieszkańcy tego regionu przyjęli cię z otwartymi ramionami?
- Mieszkańcy Andaluzji są bardzo mili, ciepli, serdeczni. Przestawienie się na ich typ myślenia nie było łatwe. Stałam kiedyś w korku, a mężczyzna przede mną wysiadł z samochodu i jak gdyby nigdy nic, poszedł do sklepu po bułki. Zaczęłam trąbić, machać rękami zza szyb i nagle widzę, że wszyscy patrzą na mnie, jak na wariatkę. Kierowca od bułek podszedł do mnie i pyta: "Słoneczko, co się dzieje? Stało się coś? Kochana, przed Tobą cudowny dzień! Chcesz, to też kupię Ci bułkę, żebyś miała dobry humor". Oczywiście mnie zamurowało.
- Raz, drugi, trzeci, kiedy nakręciłam się typowo "po polsku", a oni odpowiedzieli na moje zniecierpliwienie serdecznością, nauczył mnie zupełnie innego podejścia do codziennych problemów. Nikt nigdy nie odpowiedział mi w niemiły sposób, Andaluzyjczycy zagłaszczą cię dobrocią... Na powitanie wszyscy całują się dwa razy w policzek, nieważne, czy jesteś lekarzem, mechanikiem czy sprzedawczynią. Wieczorem spotykają się w tej samej knajpie na winie i wszyscy są sobie równi. To coś zupełnie innego od naszej mentalności, ciężko to nawet oddać słowami.
Jak się z nimi pracuje?
- Hiszpanie potrafią się wspaniale bawić, mają muzykę, śpiew i flamenco we krwi. Taniec i śpiew nie jest zarezerwowany dla profesjonalistów. Oni się rodzą i to umieją. Każdy to czuje. Podobnie jest na treningach jazdy konnej w hiszpańskim stylu. Nikt nie podaje suchej instrukcji, tylko mówi: widzisz te ozdobne rzemyczki wiszące na końskim czole? Jak jedziesz, to uważaj na to, żeby opadały raz na prawo, raz na lewo, jak kobieta, która tańczy flamenco - do rytmu. Tak to wszystko tłumaczą. Na ujeżdżenie mówią zresztą sztuka jeździecka.
W czym tkwi sekret ich skuteczności?
- Wszystko wychodzi z serca... Często słyszę od uczestników warsztatów jeździeckich, które organizuję w Polsce, że szkolą się już długie lata, ale nikt im pewnych rzeczy tak prosto nie wytłumaczył, jak hiszpańscy nauczyciele. Oni nie boją się tego, że nauczą mnie jeździć hiszpańskim stylem jazdy. Duma, przekazywanie wiedzy i tradycji jest w nich głęboko zakorzenione. Tu nie chodzi o pieniądze, jeśli tego potrzebujesz, trening, który miał trwać 45 minut, zostanie przedłużony o godzinę. Do momentu, w którym koń i ty zrozumiecie, o co chodzi.
Rozmawiała: Joanna Jałowiec
-----
Hiszpańska Szkoła to nie tylko jazda konna. To duma narodowa i styl bycia. Jeźdźcy obdarzeni są olbrzymim szacunkiem i podziwem przez ludzi zwłaszcza z południa kraju. Podziw wzrasta proporcjonalnie do umiejętności, a każdy wie, że najwyższy poziom reprezentuje Królewska Szkoła w Jerez. Ponadto, Hiszpanie mają swoje narodowe style jazdy. Oprócz klasycznego ujeżdżenia, spotyka się styl służący niegdyś do pracy z bydłem, zwany "doma vaquera“ i "la garrocha" - do złudzenia przypominający western i od którego tak naprawdę dzisiejszy western się wywodzi, a także Alta Escuela - zawierająca elementy Wyższej Szkoły Jazdy oraz figury podnoszone, takie, jak lewada i posada, czy figury lotne, takie, jak balotada i kabriola.