Planowanie kariery w niepewnych czasach
Czym jest dziś dobry fach? Próby określenia go przypominają wróżenie z fusów. Nie wiadomo, w jakie wykształcenie inwestować i jak planować karierę. Ale można przystosować się do sytuacji, jeśli zobaczymy w niej szansę.
Nikt z nas nie może być pewien, co przyniesie kolejny dzień w pracy. Zmiany zachodzą błyskawicznie. Wciąż zastanawiamy się, co zagwarantuje nam zatrudnienie. Prestiżowe dawniej studia straciły na znaczeniu. Do łask wracają zawodówki kształcące potrzebnych znów rzemieślników.
Wraz z rozwojem technologii pojawiają się nowe zawody, a z nimi zmieniają się wymagania pracodawców. Wiele profesji odchodzi nieuchronnie w przeszłość. Jak dopasować się do rzeczywistości i uniknąć rozczarowań podczas poszukiwań pracy?
Zaczęłam tracić grunt pod nogami
Beata, 22 lata, studentka ochrony środowiska
Gdy przed maturą Beata nie wiedziała, na jaką uczelnię złożyć papiery, kuzynka podpowiedziała jej: "A myślałaś o ochronie środowiska? Ekologia to przyszłość!". Beata pomyślała, że to doskonały pomysł.
- Lubiłam biologię, prowadziłam blog o zdrowej żywności. Oczami wyobraźni zobaczyłam siebie w nowoczesnym laboratorium - opowiada. Po przejrzeniu informatora wyższej uczelni na południu Polski mina jej trochę zrzedła. Opłata za semestr przekraczała możliwości jej rodziców prowadzących kiosk warzywny w Kielcach. A jeszcze utrzymanie... Ale była pełna zapału.
Koledzy zaczęli się wykruszać
Po namyśle wybrała trzyletnie studia licencjackie, które zamierzała uzupełnić odpowiednią specjalizacją. Udało jej się z dwiema koleżankami wynająć mieszkanie blisko uczelni. Pracę dostała od razu: co drugi dzień miała pomagać w kuchni nocnego klubu. Nauki było bardzo dużo, więc trzy pierwsze lata minęły szybko. Dopiero na czwartym roku zaczęła wertować ogłoszenia. Dzwoniła do firm zajmujących się pośrednictwem pracy. Nigdzie nie było ofert dla absolwentów ochrony środowiska.
- Zaczęłam tracić grunt pod nogami. Od początku wykładowcy zapewniali, że będziemy potrzebni w laboratoriach, leśnictwie, gospodarce odpadami, urzędach, zakładach przemysłowych - wylicza. - Bezrobocie po takim uniwersalnym kierunku? Nie do końca to do mnie trafiało. Okazało się jednak, że chętniej rekrutowani są oceanografowie, chemicy, geolodzy. A my, pod warunkiem że mamy szczęście, możemy załapać się jako technolodzy gospodarstw wiejskich.
- Koledzy z roku zaczęli się wykruszać. Doszli do wniosku, że tylko tracą czas. Ja muszę myśleć praktycznie, bo mogę liczyć tylko na siebie. Jeśli tak to ma wyglądać, to po co w ogóle są te studia! Rozważam zmianę kierunku. Nie mam zamiaru wylądować w gminie oddalonej 500 kilometrów od moich rodziców. Nie tak wyobrażałam sobie swoją przyszłość!
Roszczeniowi i emocjonalni
O ile bezrobocie w Polsce wynosi 13 proc., o tyle wśród absolwentów wyższych uczelni sięgnęło w ubiegłym roku 30 proc. Kłopot polega na tym, że w porównaniu do kolegów z zagranicy młodzi Polacy późno wchodzą w życie zawodowe. Dlaczego?
Z badań wynika, że maksymalnie wydłużają okres nauki. Efekt jest taki, że w grupie wiekowej 25-34 lata mamy najlepiej wykształconych młodych ludzi w Europie, choć wskaźnik zatrudnienia wynosi w tym pokoleniu zaledwie 74 proc. I od sześciu lat spada. Firmy zarzucają uczelniom, że nie mają nowoczesnych programów edukacyjnych i nie nadążają za potrzebami rynku. Ale gdy zapytano pracodawców, czy byliby skłonni finansowo wesprzeć i zainwestować w szkolenia najzdolniejszych studentów, tylko niecałe 9 proc. wyraziło taką gotowość.
Tłumaczą, że najbardziej cenne są dla nich nie teoretyczne, lecz praktyczne umiejętności. 85 proc. z nich uznało, że sam dyplom nie stanowi o atrakcyjności kandydata. W równym stopniu ważna jest jego osobowość. A według nich młodym ludziom brakuje samodzielności i pokory. Do najczęstszych grzechów absolwentów pracodawcy zaliczają roszczeniowość oraz szybkie zniechęcanie się do powierzonych im zadań. Narzekają, że łatwo wchodzą w konflikty i są zbyt emocjonalni.
Ponieważ 80 proc. ofert nie wychodzi na zewnątrz firmy, dobrze jest wysyłać aplikacje, nawet gdy nie odpowiadamy na konkretne ogłoszenie. Życiorysy są przechowywane przez działy HR. I zdarza się, że kadry sięgają po nie nawet w wiele miesięcy potem.
Na pamiątkę po studiach został mi kredyt
Magda, 29 lat, menedżer służby zdrowia
Siedem lat temu Magda siedziała w kawiarni z przyjaciółką. Zastanawiały się, jak szybko dojść do pieniędzy i zdobyć prestiżowy zawód. Magda po oblanym egzaminie na medycynę zrobiła kurs ratownika, więc rozmowa zeszła na służbę zdrowia.
- Zobaczysz, za chwilę nikt nie będzie korzystał z publicznych przychodni. Kilometrowe kolejki, a pomocy i tak nie dostaniesz - narzekała przyjaciółka. - A prywatne ośrodki rosną jak grzyby po deszczu.
Po powrocie do domu Magda wstukała w wyszukiwarce hasło "zawody przyszłości". Jej uwagę przyciągnął "menedżer służby zdrowia". W sieci znalazła artykuły, w których przekonywano, że niedługo w cenie będą specjaliści do zarządzania szpitalami. - Z radością stwierdziłam, że to coś dla mnie - wspomina.
Dwa lata w przechowalniach
Złożyła papiery na organizację i zarządzanie w ochronie zdrowia. Trzyletnie studia kosztowały kilkanaście tysięcy złotych. Do tego dochodziła wyprowadzka z rodzinnego miasta. Renomowany uniwersytet, który oferował ten kierunek, oddalony był prawie 400 kilometrów od jej domu.
- Bez wahania wzięłam kredyt, bo byłam przekonana, że jako fachowiec od razu otrzymam pracę - opowiada Magda. - Folder uczelni kreślił optymistyczną wizję: w Polsce ten kierunek ma być tak ceniony jak w Wielkiej Brytanii. Zarobki? Od kilku tysięcy złotych w górę. Oprócz zarządzania szpitalami można znaleźć zajęcie jako koordynator ds. zdrowia, a także ekspert ds. działań zdrowotnych.
Magdzie na studiach podobało się to, że uczyły konkretnych rozwiązań. Z każdym dniem była coraz bardziej entuzjastycznie nastawiona do przyszłości. Z ciekawością zaglądała do ogłoszeń. Ale nic takiego, jak "menedżer zdrowia" się w nich nie pojawiało. Wykładowcy uspokajali: większość propozycji miała pochodzić prosto z NFZ-ów. Dyplom poszedł jej świetnie.
Był tylko jeden kłopot: zaliczenie praktyk. Dyrektor administracyjny sieci prywatnych klinik (lekarz ze specjalizacją z pediatrii), do którego się dodzwoniła, stwierdził zdziwiony, że jeszcze żaden z absolwentów jej kierunku nie szukał u nich pracy. Magda pocieszała się, że to odosobniony przypadek.
- Dalej słałam CV i referencje z uczelni do dziesiątek miejsc. I nic, cisza. Od zakończenia studiów minęły już przeszło trzy lata. Jedyna pamiątka po nich to kredyt, który trzeba spłacać. Bank jest nieubłagany. Koleżanka poleciła ją do pracy w recepcji prywatnej przychodni. Przesiedziała tam kilka miesięcy, potem przyszły cięcia.
- Nie żałuję, bo to nie była praca marzeń - podsumowuje Magda. Potem udało się jej zaczepić w administracji szpitala, gdzie zajmuje się wypisami. - Monotonna, nudna robota. Pensja? Szkoda gadać. Jedynym plusem jest to, że często biorę wolne,bo szefowa patrzy na to przez palce. Nic dziwnego: czego można wymagać za takie grosze? Dobrze, że jestem jedynaczką. Bez rodziców i dziadków z kredytem na karku skończyłabym chyba pod mostem.
Systematycznie czyta ogłoszenia o pracę, jednak znajduje tylko oferty dla sprzedawców medycznych. Nie ukrywa wściekłości. - Dałam się nabić w butelkę. Zapłaciłam kupę pieniędzy za wykształcenie, które okazało się nic niewarte! Spędziłam dwa lata, tułając się po przechowalniach dla bezrobotnych. Gdy wyżaliłam się swojemu promotorowi, skwitował tylko, że trzeba czekać. Bo czas na fachowców jeszcze nadejdzie. Tylko że ja nie mogę przecież czekać w nieskończoność!
Czym się wyróżnić?
Od kilku lat firmy rekrutacyjne publikują rankingi zawodów przyszłości. Są to jednak często przedruki zestawień zagranicznych i nie uwzględniają naszych realiów, nie mają więc specjalnej wartości. Specjaliści radzą ostrożnie podchodzić do entuzjastycznych artykułów na temat nowych profesji, które zagwarantują nam świetlaną przyszłość. Lepiej wcześniej sprawdzić rzeczywistą sytuację absolwentów tych kierunków, np. rozmawiając z nimi.
Choć na listach najbardziej opłacalnych studiów królują od lat prawo, zarządzanie i ekonomia, prawda jest taka, że w naszym kraju istnieje nadprodukcja tych specjalistów. Konieczny jest więc mądry wybór specjalizacji, która wyróżni cię spośród reszty. Ochronę środowiska warto uzupełnić fakultetem z biotechnologii, a ekonomię kursem wyceny ryzyka projektów finansowych. Wielu absolwentów modnych kierunków przeczekuje złą passę w firmach niezwiązanych z wyuczonym zawodem. Czy to dobry ruch?
Owszem, choć należy pamiętać, by nie przekreślać zdobytych umiejętności i nie zmieniać profesji, kierując się emocjami. Jeśli chcesz wytrwać, na początek nie mierz za wysoko i nie odrzucaj gorzej płatnych ofert. Spróbuj sił w tzw. start-upach, może zrealizujesz własny pomysł na biznes? Młode, zaczynające od zera firmy oferują możliwości rozwoju na każdym poziomie. Tu najszybciej nauczysz się pracować w grupach i rozwiązywać trudne zadania. A nawet gdy projekt nie wypali, możesz wykazać się przed przyszłym pracodawcą unikatowym i cennym doświadczeniem.
Zamknę zakład, ale nie wiem, co będzie dalej
Anna, 48 lat, właścicielka zakładu fotograficznego
Atrakcyjna, zadbana szatynka nie wygląda na matkę dwóch dorosłych synów. Jej mąż jest handlowcem. Anna zaś od lat jest wierna swojej pasji - fotografii. Z hobby uczyniła też zawód. Mały zakład usługowy, który prowadzi w peryferyjnej stołecznej dzielnicy, przez dwie dekady przynosił zyski.
Przychodzili do niej różni klienci: tacy, którzy chcieli zrobić szybko zdjęcia do paszportu, i całe rodziny zamawiające sesje z okazji komunii i ślubów. Anna nie narzekała na brak zajęć, wręcz przeciwnie - często ślęczała po nocach w ciemni, wywołując zdjęcia. Zakład był jej oczkiem w głowie. Planowała, że odziedziczy go starszy syn, który ma artystyczne zdolności.
- Lecz sześć lat temu zauważyłam, że klientów jest coraz mniej - opowiada Anna. - Rozwinął się rynek multimediów i ludzie sami pstrykali sobie fotki. Każdy chciał mieć "wypasiony" aparat i zdjęcia w komputerze. Starałam się, jak mogłam, nadążyć za zmianami. Próbowałam rozwinąć usługi nadruków na T-shirtach i fototapet na indywidualne zamówienia. Odświeżyłam wystrój zakładu, zainwestowałam w drogi sprzęt do cyfrowej obróbki zdjęć. Nic nie pomagało. Rok temu z bólem serca zwolniłam wieloletnią pracownicę, żeby się ratować. Ale klientów nie przybywało. Wręcz przeciwnie, ich liczba wciąż topniała. Inwestycje w reklamę też nie przyniosły spodziewanych rezultatów.
Nierówna konkurencja
Dziś zakład jest otwarty trzy razy w tygodniu. Właściwie należałoby go zamknąć, bo trzeba do niego dokładać. Mąż Anny tłumaczy trudną sytuację tym, że ekspresowe usługi fotograficzne przejęli tacy giganci jak sieciowe supermarkety. - Jak z nimi konkurować? - rozkłada ręce.
Jemu i żonie trudno z jednej pensji utrzymać dom. Tylko co dalej? - Jak ja, kobieta w wieku dojrzałym, mam szukać zajęcia? - denerwuje się Anna. - Jestem z wykształcenia technikiem chemikiem, ale ani jednego dnia nie pracowałam w wyuczonym zawodzie. Wysyłanie CV mi nie pomoże! Kto przyjmie 48-latkę, która prowadziła własny biznes? - pyta retorycznie kobieta.
- A przecież nie jestem stara i przede mną jeszcze wiele lat aktywności! Na razie prosiła o pomoc znajomych, którzy wiedzą, że jest energiczna i sumienna. Zastanawia się, czy dołączyć do programu poszukiwania pracy sponsorowanego przez jej gminę.
- Zawsze podchodziłam do życia realistycznie. Wiem, jak trzeba się gimnastykować, żeby nie stracić firmy w kryzysie. Ale chyba nie mam już nadziei. Serce mi pęka, gdy myślę o zamknięciu zakładu. Był dla mnie czymś więcej niż źródłem utrzymania. Synowie pocieszają, że wkrótce się usamodzielnią. A ja nie wiem, jakiego rodzaju pracę mogłabym w ogóle wykonywać, skoro świat zmienia się w tak oszałamiającym tempie!
Z nadzieją, bez uprzedzeń
Wiele fachów wymiera. Właściciele zakładów fotograficznych, poligraficznych, szewskich muszą liczyć się z postępem technologicznym. Jednak zmiany dotykają nie tylko rzemieślników. Trudne chwile przeżywają bankowcy i marketingowcy w korporacjach. Zmiany zawodu doświadczy niedługo spora część nauczycieli. Szczególnie trudno przekwalifikować się kobietom w wieku 45+.
Uważają, że jest dla nich za późno na podejmowanie wyzwań w nowym zawodzie, a za wcześnie, żeby przejść na emeryturę. Panie, które mają za sobą kilkanaście lat pracy w jednym miejscu, ciężko przekonać, że warto szukać innych rozwiązań niż etat. Nie wierzą we własne możliwości, ponieważ widzą, z jakimi problemami borykają się młodsze kobiety. Obawiają się pracy fizycznej i rozłąki z rodziną.
Tymczasem jest popyt na nowe, łatwe do wyuczenia zawody, takie jak opiekun medyczny ludzi starszych. Nie zawsze trzeba opiekować się osobami obłożnie chorymi. Poszukiwane są także panie, które dotrzymają towarzystwa, pójdą na spacer lub zaprowadzą podopiecznego do lekarza. Prawie 60 proc. przekwalifikowanych decyduje się na kurs księgowości i finansów. Ponad 30 proc. wybiera rękodzieło, na które trwa boom. Popularne są także szkoły kosmetyczne i podyplomowe kształcące handlowców. Warunek udanej zmiany zawodu jest jeden - trzeba bez uprzedzeń i z nadzieją podejść do przyszłości.
Anna Gromnicka