Polacy w restauracji. Kelnerzy wyliczają największe wpadki
Po czym poznać klasę klienta? Nie po tym, jak jest ubrany, nie po tym, czy przepuszcza kobietę przodem, ale po tym w jaki sposób składa zamówienie.
Na temat wpadek klientów restauratorzy mogliby napisać opasłe tomy. Jak kraj długi i szeroki ludzie przychodzący do miejsc, gdzie można coś zjeść, albo się napić, popełniają błędy. Wynika to zapewne z wielu rzeczy. Nie każdego stać, by do restauracji chadzać często, więc w miejscu, gdzie jest tylko od czasu do czasu, nie zdąży nabrać pewnych nawyków. Tych dotyczących składania zamówienia również.
To nie ta kawa
"Poproszę ekspresso" - tyle że to nie ta kawa. Mocna czarna to espresso - i tak należy wymawiać tę nazwę. Gdy kelner przyniesie kawę do stolika i postawi obok szklankę wody, nie należy się awanturować, że wody nie zamawialiśmy. Mocna kawa podawana ze szklanką wody, świadczy tylko o dobrej jakości restauracji. Wodę powinno się wypić przed sięgnięciem po kawę - wszystko po to, by oczyścić kubki smakowe i móc rozkoszować się pełnią esencjonalnego aromatu małej czarnej.
Gdy języki się plączą
Być może przez czasy komunizmu, zamknięcie na inne kultury i zaległości związane z nabywaniem umiejętności językowych, najczęstsze błędy pojawiają się w nazewnictwie. Tak więc zdarza się, że klient zamawia "szpageti", chce koniecznie "sok z kapy", oraz prosi o "modżjato" bez lodu. Bywa, że kołduny, inaczej zwane kałdunami (pierogi pochodzące z kuchni litewskiej) są tak łudzące podobne do kołtunów, że gość życzy sobie na obiad właśnie splątane włosy.
Klient samowystarczalny
Część klientów niby jest nastawiona na obsługę, ale chyba nie do końca jej ufa. Warto postawić przecież na samowystarczalność. "Poproszę piwo, ale kochana moja, otwieracz mam swój" - zdarzyło się usłyszeć na sali. Takie zdanie może wywołać uśmiech, ale co z gośćmi, których jest czterech, zajmują cały stolik, a zamówienie składa jeden, bo... trzej pozostali kupili już kebaby w pobliskiej budzie i przyszli je skonsumować u konkurencji. Jeśli zajmuje się miejsce w danym lokalu, tam powinno się zamawiać i picie, i jedzenie. Nie przynosimy napojów ze sobą, bo zakupione w sklepie są tańsze - goszcząc się w restauracji płacimy i za stolik, i za krzesło, i za obsługę - nie tylko za to, co trafi do brzucha.
Rachunek poproszę!
10 procent od kwoty, która widnieje na rachunku - tyle powinien wynieść napiwek. Oczywiście, może on też być wyższy, jeżeli klient jest zadowolony z obsługi. Niestety, rzadko się zdarza, żeby Polacy przestrzegali tej zasady.
Klient nasz pan, ale...
Jak wiadomo - klient z restauracji powinien wyjść zadowolony. Czas spędzony w miłej atmosferze, przy wyśmienitym jedzeniu sprawi, że do miejsca owego zechce wrócić. Czasem jednak zdarzają się sytuacje, że największym wrogiem biesiadników są inni biesiadujący. Jeśli do lokalu przychodzą rodzice z dziećmi, to opiekunowie są odpowiedzialni za zachowanie potomstwa.
Niekiedy jednak dorośli nie znają umiaru w przekraczaniu granic - i nie chodzi tu o głośne zachowanie podopiecznych. Pewna pani, siedząc przy stole w pizzerii, wyjęła nocnik, który miała w reklamówce i posadziła na nim swoje dziecię. Toaletę miała dwa metry obok.
Pamiętajmy, że na atmosferę w restauracji składa się nie tylko to, czym w niej częstują i jak nas obsługują. Ważna jest również ta druga strona. Jeśli "klient nasz pan", niech zachowuje się jak pan, nie panisko.
Czytaj również:
Zobacz także: