Polacy w restauracji. Kelnerzy wyliczają największe wpadki

Po czym poznać klasę klienta? Nie po tym, jak jest ubrany, nie po tym, czy przepuszcza kobietę przodem, ale po tym w jaki sposób składa zamówienie.

Warto wiedzieć, jak prawidłowo wymówić nazwę dania zamawianego w restauracji
Warto wiedzieć, jak prawidłowo wymówić nazwę dania zamawianego w restauracji 123RF/PICSEL

Na temat wpadek klientów restauratorzy mogliby napisać opasłe tomy. Jak kraj długi i szeroki ludzie przychodzący do miejsc, gdzie można coś zjeść, albo się napić, popełniają błędy. Wynika to zapewne z wielu rzeczy. Nie każdego stać, by do restauracji chadzać często, więc w miejscu, gdzie jest tylko od czasu do czasu, nie zdąży nabrać pewnych nawyków. Tych dotyczących składania zamówienia również.

To nie ta kawa

"Poproszę ekspresso" - tyle że to nie ta kawa. Mocna czarna to espresso - i tak należy wymawiać tę nazwę. Gdy kelner przyniesie kawę do stolika i postawi obok szklankę wody, nie należy się awanturować, że wody nie zamawialiśmy. Mocna kawa podawana ze szklanką wody, świadczy tylko o dobrej jakości restauracji. Wodę powinno się wypić przed sięgnięciem po kawę - wszystko po to, by oczyścić kubki smakowe i móc rozkoszować się pełnią esencjonalnego aromatu małej czarnej.

Gdy języki się plączą

Być może przez czasy komunizmu, zamknięcie na inne kultury i zaległości związane z nabywaniem umiejętności językowych, najczęstsze błędy pojawiają się w nazewnictwie. Tak więc zdarza się, że klient zamawia "szpageti", chce koniecznie "sok z kapy", oraz prosi o "modżjato" bez lodu. Bywa, że kołduny, inaczej zwane kałdunami (pierogi pochodzące z kuchni litewskiej) są tak łudzące podobne do kołtunów, że gość życzy sobie na obiad właśnie splątane włosy.

Nie wszyscy klienci restauracji zostawiają napiwki
Nie wszyscy klienci restauracji zostawiają napiwki123RF/PICSEL

Klient samowystarczalny

Część klientów niby jest nastawiona na obsługę, ale chyba nie do końca jej ufa. Warto postawić przecież na samowystarczalność. "Poproszę piwo, ale kochana moja, otwieracz mam swój" - zdarzyło się usłyszeć na sali. Takie zdanie może wywołać uśmiech, ale co z gośćmi, których jest czterech, zajmują cały stolik, a zamówienie składa jeden, bo... trzej pozostali kupili już kebaby w pobliskiej budzie i przyszli je skonsumować u konkurencji. Jeśli zajmuje się miejsce w danym lokalu, tam powinno się zamawiać i picie, i jedzenie. Nie przynosimy napojów ze sobą, bo zakupione w sklepie są tańsze - goszcząc się w restauracji płacimy i za stolik, i za krzesło, i za obsługę - nie tylko za to, co trafi do brzucha.

Rachunek poproszę!

10 procent od kwoty, która widnieje na rachunku - tyle powinien wynieść napiwek. Oczywiście, może on też być wyższy, jeżeli klient jest zadowolony z obsługi. Niestety, rzadko się zdarza, żeby Polacy przestrzegali tej zasady.

Niektórzy goście kulturę osobistą pozostawiają przed drzwiami lokalu
Niektórzy goście kulturę osobistą pozostawiają przed drzwiami lokalu123RF/PICSEL

Klient nasz pan, ale...

Jak wiadomo - klient z restauracji powinien wyjść zadowolony. Czas spędzony w miłej atmosferze, przy wyśmienitym jedzeniu sprawi, że do miejsca owego zechce wrócić. Czasem jednak zdarzają się sytuacje, że największym wrogiem biesiadników są inni biesiadujący. Jeśli do lokalu przychodzą rodzice z dziećmi, to opiekunowie są odpowiedzialni za zachowanie potomstwa.

Niekiedy jednak dorośli nie znają umiaru w przekraczaniu granic - i nie chodzi tu o głośne zachowanie podopiecznych. Pewna pani, siedząc przy stole w pizzerii, wyjęła nocnik, który miała w reklamówce i posadziła na nim swoje dziecię. Toaletę miała dwa metry obok.

Pamiętajmy, że na atmosferę w restauracji składa się nie tylko to, czym w niej częstują i jak nas obsługują. Ważna jest również ta druga strona. Jeśli "klient nasz pan", niech zachowuje się jak pan, nie panisko. 

Czytaj również:  

Zobacz także:

Czy bycie eko jest trudne?
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas