Uwaga na popularną roślinę ogrodową. "Zaleca się rezygnację z uprawy"
Oprac.: Aleksandra Tokarz
Łatwy w uprawie, mało wymagający i zachwycający oko ilością kwiatów. Dla ogrodnika brzmi jak marzenie. W rzeczywistości jednak w mig może stać się prawdziwym… utrapieniem. Zasadziłeś w ogrodzie? Szybko możesz tego pożałować. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska przestrzega: zaleca się rezygnację z uprawy.
Pochodzi z Ameryki Północnej, w Polsce na dobre zadomawiając się w połowie XVIII wieku. Od tamtej pory jest prawdziwym ulubieńcem ogrodników, którzy doceniają nie tylko prostotę jego uprawy czy długość kwitnienia, ale również, a może przede wszystkim, jego urokliwe, przywodzące na myśl wakacje w domu babci, niewielkie kwiaty.
Mimo iż zachwyca wyglądem, bywa problematyczny. "Aster nowobelgijski robi wrażenie. Im go więcej tym większe, za przeproszeniem, ŁAŁ. Nie dajmy się jednak zwieść" - apeluje Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Na co należy uważać?
Aster nowobelgijski w ogrodzie. GDOŚ apeluje
Aster nowobelgijski, w zależności od odmiany, tworzy mocno rozgałęzione krzewy o wysokości od 40 do 130 centymetrów. Jego wzniesione pędy porośnięte są przez proste, lancetowate liście, zaś na ich wierzchołkach rozwijają się niewielkie kwiaty, wyglądem do złudzenia przypominające stokrotki. Kwitnąc od sierpnia aż do listopada, zachwycają oko właściciela odcieniami różu, błękitu, czerwieni, fioletu lub bieli. Wszystko jednak do momentu.
"Aster nowobelgijski (...) jest świadomie uprawiany w ogrodach przydomowych jako roślina ozdobna. Ciągle jednak dziczeje i zadamawia się poza uprawą. Rozprzestrzenianiu się gatunku sprzyja zarówno jego wegetatywny sposób rozmnażania, jak też rozsiewanie się jego nasion (ściślej, owoców typu niełupka zaopatrzonych w puch kielichowy) przez wiatr, zwierzęta i wodę, na znaczne odległości" - informuje Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska.
Co ważne, jak podkreśla GDOŚ, "gatunek charakteryzuje się dużymi zdolnościami konkurencyjnymi, na wielu stanowiskach naturalnych i półnaturalnych, skutecznie, choć w różnym tempie w zależności od siedliska, wypiera gatunki rodzime i zmniejsza ich różnorodność biologiczną obszaru, na który wkracza". Co to oznacza?
Robi wrażenie, ale "nie dajmy się zwieść". GDOŚ ostrzega
Kolorowe i pachnące kwiatki, mimo iż zachwycają wyglądem, lubią być inwazyjne, negatywnie wpływając na bioróżnorodność, a co za tym idzie, również na środowisko. Jak informuje Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, aster nowobelgijski zakwalifikowany został do IV kategorii gatunków inwazyjnych w Polsce.
"Silnie konkuruje z rodzimymi roślinami, tworząc zwarte kępy. Rozprzestrzenia się w miejscach wilgotniejszych, na brzegach rzek i zbiorników wodnych, w zbiorowiskach szuwarowych, ale również na przydrożach, nieużytkach czy terenach kolejowych. Coraz częściej spotykany jest na łąkach oraz nieużytkach porolnych, które opanowuje wraz z nawłociami" - informuje GDOŚ.
W Polsce spotkać można go najczęściej w dolinach rzek: Odry, Wisły i Bugu, a także ich dopływów. Jak przestrzegają eksperci, w podobnych miejscach nie należy uprawiać tego gatunku. Astra nowobelgijskiego nie należy sadzić:
- w pobliżu cieków i zbiorników wodnych oraz wilgotnych łąk,
- w otwartym krajobrazie,
- na obszarach chronionych i w ich otulinie.
"Zaleca się rezygnację z uprawy" - informuje GDOŚ, dodając, że warto postawić także na kilka sposobów zminimalizowania ryzyka rozprzestrzeniania się rośliny poza miejsce uprawy, regularnie kosząc lub wykopując młode rośliny z obszarów sąsiadujących z miejscem uprawy lub usuwając rośliny po zakończeniu uprawy.