Będzie jak zechcę
Bezczelni, mówią pracodawcy. Najlepiej wykształceni, to zdanie specjalistów od rynku. Urodzeni między 1979 a 1990 rokiem, nazywani pokoleniem Y.
Fakty są takie
Warszawa. 25-letnia asystentka w dziale audytu po trzech miesiącach pracy odmawia przyjęcia dwóch tysięcy podwyżki. "Tylko tyle? Jestem warta więcej", mówi, opuszczając budynek swojego pierwszego pracodawcy. Madryt. 27-letnia Angela miesiąc po awansie na rzecznika prasowego potężnej spółki giełdowej zachodzi w ciążę. Planowaną. "Nie chcę poświęcać życia pracy", z udawanym zakłopotaniem tłumaczy na konferencji prasowej. Nowy Jork. Dział obsługi klienta w banku. Czworo dwudziestokilkulatków siada za biurkiem w klapkach. Szef każe im zmienić buty na zakryte. Nie godzą się. Swoje racje przedstawią mu na Skypie.
Anna Pronińska, rocznik 1980 Z wykształcenia politolog, z zawodu dziennikarka. W gazecie pisze o giełdzie i rynku nieruchomości. W radiu prowadzi audycje kulturalne i czasem słuchowiska o zwierzętach. Temat ostatniego programu: optyka w zoologii. Wysoka, szczupła, promienna, w dżinsach. Ma za sobą kilka poważnych związków. Chwilowo nie jest z nikim na stałe. Mieszka w dwóch pokojach na poddaszu. Centralne miejsce w salonie z kuchnią zajmuje notebook. Prawie nigdy go nie wyłącza. Klikanie ją odstresowuje. Najczęściej odwiedzane strony: CNN, Reuters, mojeinwestycje.pl, You Tube. W sypialni regały uginają się pod ciężarem książek, od rosyjskich klasyków po Murakamiego.
Z walizką przy łóżku
- Złapałaś mnie w najlepszym momencie mojego życia! - mówi, słodząc herbatę łyżeczką cukru. - Nowa miłość? - Nowe możliwości! Anka właśnie wróciła z trzytygodniowej podróży po Azji. Most na rzece Kwai, posągi Buddy, pokazuje zdjęcia w laptopie. - Myślę, że w każdej chwili mogłabym rzucić wszystko i wyjechać na dłużej. Do Indii, do Meksyku, do Tajlandii.
Tak jak ludzie z jej pokolenia ma poczucie, że nic nie jest na stałe. Od związków, przez pracę, po miejsce zamieszkania. Odkłada pieniądze, żeby zawsze mieć na bilet lotniczy.
- Dlatego walizek nigdy nie wynoszę do piwnicy, trzymam je przy łóżku. Na wszelki wypadek.
Zuza Scherer, rocznik 1979 Karminowa szminka, czerwone korale. Żywo gestykuluje, często się śmieje, wtrąca angielskie słowa: "feedback", "review", "sophisticated". Od dziewięciu lat mieszka z mamą w Nowej Zelandii, od kilkunastu dni jest w Polsce. Na pytanie, kim jest z zawodu, zastanawia się, jak to określić. - Co wpisujesz w CV? - Moje agentki nie chcą CV. Dla poważnych firm ważniejsza jest witryna internetowa, a tę mam: Zuza.co.nz. Najprościej można powiedzieć o mnie: professional speaker, czyli zawodowy mówca, ekspert od spraw pokolenia Y. Zuza skończyła reżyserię, romanistykę i zarządzanie na Uniwersytecie Auckland w Nowej Zelandii. Jako studentka pracowała w 15 miejscach. W telewizji muzycznej, jako kelnerka, w call center, w biurze podróży, w Amnesty International, reżyserowała spektakle teatralne... - Starałam się znaleźć zawód, w którym będę mogła zrealizować wszystkie pasje - tłumaczy. Dziś jeździ po świecie na zaproszenie szefów działów personalnych, szefów wielkich firm. Tłumaczy, jak zarządzać i motywować pracowników pokolenia Y. Pisze też o tym książkę. - Sam temat jest bestsellerem! Menedżerowie chcą zrozumieć młodych pracowników, bo bez tego firmy wiele tracą - mówi.
Zuza przeprasza, że ma mało czasu na wywiad. Dziś przyjechał z Nowej Zelandii jej chłopak, Nowozelandczyk pochodzenia irackiego. Chce pokazać mu Warszawę.
Wszystko będzie dobrze
Iza Lipnicka, rocznik 1983 Blondynka z wielkimi niebieskimi oczami, wyciszona, mówi ciepłym głosem. Myśli o założeniu rodziny, czuje, że dojrzała, od pół roku jest w stałym związku. - Pokolenie Y? Pasuję do opisu, jednak nie podoba mi się fakt, że jestem częścią grupy. Wolę myśleć o sobie jak o kimś wyjątkowym - mówi. Lubi taniec ludowy, ćwiczy karate kyokushin. Ze znajomymi wynajmuje mieszkanie na warszawskiej Starówce. W pokoju nad łóżkiem wisi plakat Jamesa Deana, na drzwiach reprodukcja Rafała Olbińskiego. - Nie chcę kredytu na własne mieszkanie i rat dwa tysiące miesięcznie. Wolę mieć pewność: mogę odejść z pracy, gdy poczuję, że mnie ogranicza. Albo kiedy zacznę się męczyć wśród ludzi, którym się wydaje, że wyścig szczurów się nie skończył. - A skończył się? - No, tak. Dla mojego pokolenia punktem odniesienia jesteśmy my sami. Iza jest wydawcą w TVN Style, jedną z najmłodszych osób na tym stanowisku w stacji.
Symbolem pokolenia yuppie była Ally McBeal, znerwicowana prawniczka w szarym garniturze, spędzająca wieczory w korporacji i szukająca spełnionej miłości. Dzisiejszym dwudziestokilkulatkom bliżej jest do Polly, bohaterki filmu Happy-Go- Lucky.
30-letnia Polly nie ma stałego partnera ani dużego mieszkania, mimo to jest szczęśliwa. Nosi kolorowe rajstopy, wieczory spędza z przyjaciółmi, tańczy flamenco i skacze na trampolinie. Nie jest nieambitna. Nie ma czasu na analizowanie porażek. Po prostu wierzy, że wszystko będzie dobrze.
Świat to za mało
A teraz będzie wykład o cyfrowych dzieciach wolnego rynku. Dziewczyna w czarnej sukience bombce i czerwonych koralach wchodzi na salę, gdzie jej prezentacji wysłucha kilkudziesięciu prezesów i menedżerów korporacji. To Zuza. Opowie o swoim pokoleniu. W trakcie słuchacze atakują: "Dlaczego ci młodzi się nie zamkną i nie zaczną robić tego, za co im się płaci? Chcą nam wejść na głowę!" Zuza: "Popatrzcie na nich jak na swoje dzieci albo dzieci znajomych. IPhony, notebooki, iPody, kilkaset kanałów w TV, wiadomości w sekundę, centra handlowe. Jeśli czegoś nie znajdą w jednym miejscu, to pójdą gdzie indziej".
Pokolenie Y stan wojenny zna z książek i opowieści rodziców, którzy od dziecka powtarzali im: "osiągniesz wszystko, co zechcesz". Zuza z rodzinnego domu pamięta mnóstwo książek. Spock był wtedy prekursorem bezstresowego wychowania, guru pokolenia. Nie wiedziała, że być może dzięki niemu mogła mazać kredkami po ścianach, zadawać mamie mnóstwo pytań i decydować o sobie. - Mama nigdy nie pytała: "O której planujesz powrót z dyskoteki", bardziej interesował ją mój plan na życie - opowiada.
Rodzice Zuzy rozwodzą się, jak wielu rodziców koleżanek z klasy, ale ich priorytetem nadal jest inwestowanie w rozwój dzieci. Tata Zuzy finansuje lekcje tańca i fantazyjne suknie z piórami. Płaci za czesne w autorskim ogólniaku. Gdy Zuza jest w liceum, mama wyjeżdża do Nowej Zelandii. Po maturze córka jedzie do niej. Z tęsknoty i ciekawości świata.
Jest tata, jest święto
Anka PRL pamięta tak: mama stała w kolejkach, ona w tym czasie bawiła się z dziećmi w chowanego, w berka. Z szarych lat 80. pamięta jeszcze Pewex i dżinsy wranglery, które rodzice kupowali jej i siostrze. Inne wspomnienia? Kasety Modern Talking, znaczki Solidarności, które przypinała misiom. A potem rok 1990. Wybory prezydenckie. Mama pozwala córce wrzucić kartę do urny. Ania ma 10 lat, płacze z wrażenia, gdy wygrywa Lech Wałęsa. "Mamo, czy mój głos mu pomógł? - Oczywiście. Twój był najważniejszy". - Na długo zapamiętałam słowa mamy - wyznaje. W liceum postanawia, że zostanie korespondentką wojenną, socjologiem albo dyplomatą. W klasie maturalnej prosi tatę o komputer z internetem. Dostaje. Klik. Bośnia. Klik. Waszyngton. Z koleżankami coraz częściej piszą do siebie maile.
"A ty nie masz taty!", krzyczą za Izą koledzy na podwórku. Ona płacze, tatę ma, tyle tylko, że jest marynarzem. Więc gdy wraca z rejsu, córka mówi: "Chodź, pochwalę się tobą dzieciom". Jest tata, jest święto i kartony gum donaldów, które przywozi. "Traktuję cię jak dorosłą, wierzę, że mnie nie zawiedziesz", mówi mama, która na co dzień zajmuje się domem. - Typowy wówczas model - mówi Iza. - Ojciec daleko, mama silna. W latach 90. sama doglądała budowy naszego domu. Kiedy wykończyła dół, ja uparłam się, że będę mieszkać na górze. Do surowego pokoju wniosłam polówkę i beczkę po kapuście - to był mój stolik, mama szanowała mój wybór. Kurs karate, narty? Rodzice mówili: "nie ma sprawy", choć zdarzały się też pomyłki. Gdy dostałam wymarzoną gitarę, nigdy na niej nie zagrałam, bo wtedy już chciałam grać na saksofonie.
"Jakie wybierzesz studia? - pyta mama. - Filozofię. - A co będziesz po nich robić? - Filozofować". Wkrótce Iza orientuje się, że to nie jest najlepszy wybór. Zdaje na stosunki międzynarodowe.
Praca? Nie, dziękuję
Wyznania pracodawców: "Bezczelni. Myślą, że wszystko im się należy". "Pracodawca nie jest dla nich autorytetem. Mówią: słuchaj, trzeba zmienić to i to, a tamto jest bez sensu". "Jak coś im się nie podoba, zabierają zabawki i odchodzą". "No właśnie, zabawki. Na biurkach trzymają piórniki z Hello Kitty".
Anka ma na biurku stos gazet, jedną maskotkę ("kolega nią we mnie rzuca"), a na pulpicie monitora zdjęcie Baracka Obamy ("całą noc, śledziłam wyniki"). - Nielojalna? Chcę pracować tu, gdzie chcę, a nie tu, gdzie muszę. Bezczelna? Bo umiem walczyć o swoje? Przykłady? Reklama w internecie była taka: Szkoła Wyższa Dziennikarstwa. Zajęcia z najlepszymi fachowcami, studio telewizyjne, stypendia w zagranicznych mediach. - Dostałam się na Uniwersytet Warszawski, ale poczułam, że w tamtej szkole spełnię marzenia. Okazało się, że to nie uczelnia, tylko maszynka do robienia pieniędzy, żadnego studia, żadnych autorytetów. Wkurzyłam się. Nagłośniłam sprawę w mediach. Szkoły musiała się tłumaczyć. Po roku zmieniły się władze, a ja przeniosłam się na inną uczelnię. Dlatego denerwuje mnie, gdy ktoś mówi, że coś jest niemożliwe.
Pierwsza praca na studiach, w gazecie. Miała być miesięczna stała pensja, jest wierszówka. Anka uważa, że to nie fair. Odchodzi. Potem druga. W radiu. Jeździ do sejmu nagrywać polityków. Czuje się jak statyw pod mikrofon, tuba propagandowa posłów Samoobrony. Chce zrobić własny materiał o ruchu Greenpeace. Słyszy: "siedź cicho i czekaj, aż cię zauważą". Gdy wstaje i wychodzi, widzą wszyscy. Więcej w tym radiu się nie pojawi.
Młode z doświadczeniem
- Pieniądze? Rezygnowałam z nowych ciuchów i optymistycznie patrzyłam w przyszłość. Nie bałam się, że innej pracy nie znajdę. Wiedziałam, że jak nie tu, to gdzie indziej. Miała rację. Inne radio ogłaszało konkurs na wieczorną audycję. Nagrała na kasetę, wysłała, wygrała, dostała się na antenę. Opowiadała o książkach. - Miałam 23 lata i spełnione pierwsze zawodowe marzenie. Rok później. W gazecie czyta ogłoszenie: "Poszukujemy młodych dziennikarzy do pracy w dzienniku >>Puls Biznesu<<". Ogląda serwisy, śledzi indeksy spółek giełdowych. W dniu rozmowy kwalifikacyjnej ma 39 stopni gorączki. Kicha, ale opowiada o polityce dywidendowej. Stanowisko dostaje. Dziś pracuje tu już trzy lata, jest cenioną specjalistką. Opowiada: - Przychodzę do redakcji z radością. Wieczorami często spotykamy się na mieście. Atmosfera w pracy jest dla mnie bardzo ważna.
"Mimo młodego wieku mam wiedzę z wielu dziedzin i na tyle dużo doświadczenia, żeby mieć coś do powiedzenia", tak Zuza skwitowała uwagę agentki, gdy usłyszała, że młody ekspert może nie budzić zaufania. - W speaking industry otaczają mnie panowie z wieloletnim doświadczeniem. Musiałam udowodnić, że jestem w stu procentach profesjonalna. Teraz nie muszę nikogo przekonywać. Mam osiągnięcia, za które dostałam nagrodę od Professional Speakers Society. Wcześniej Zuza rezygnowała z wielu prac, bo szukała miejsca na realizowanie pasji. - Należę do pokolenia, które w kryzysowych sytuacjach może liczyć na rodziców. Zawsze miałam w nich wsparcie - wyjaśnia. - Cierpię na typowy dla "igreka" brak cierpliwości. Na moim wykładzie był kiedyś prezes znanej firmy. Powiedzmy, czegoś na miarę Microsoftu. Był zachwycony. Powiedział, że już rozumie młodych ludzi i jest tak samo niecierpliwy jak oni. Poprosiłam go o referencję. Czekałam dzień, drugi i nic. Bałam się, że zapomniał. Miałam jego wizytówkę, zadzwoniłam. Wyczułam, że go zirytowałam. Nie odezwał się do dziś. Teraz, kiedy dostałam prestiżową nagrodę, mam powód, żeby znów zadzwonić.
Praca eksperymentalna
"Proszę pana, dziękuję za daną mi szansę, ale dłużej pracować tu nie mogę - mówi Iza do szefa. - Oszalałaś? Ludzie mnie błagają o to stanowisko. - No to wreszcie ktoś je dostanie. - Czy ty w ogóle wiesz, co chcesz robić? - Nie wiem, ale wiem, że na pewno nie to i nie tu". - Chciałam, żeby każdego dnia było coś innego, trochę jak w fascynującej książce, w każdym rozdziale jedno wielkie "aż tu nagle!" - mówi Iza. - Kolejne prace traktowałam eksperymentalnie. Pracowała w agencji reklamowej, wydawnictwie, w trzech telewizjach.
- W pracy bardzo ważne jest słowo "dziękuję". Chcę czuć, że to, co robię, jest wartościowe. Mobilizuje mnie to bardziej niż wysoka pensja - wyznaje. - Choć gdybym została, w większości tamtych miejsc zarabiałabym trzy razy tyle co teraz. Ale obrastanie drogimi rzeczami to dla mnie sprawa czwartorzędna. Iza wraca pamięcią do pracy w stacji informacyjnej. Zadanie: konferencja Zyty Gilowskiej, musi zadać trzy pytania. "Koniecznie te trzy pytania", mówi szef. W ministerstwie tłum dziennikarzy. Moderator: dziś minister Gilowska odpowie tylko na trzy pytania. Iza zrywa się z miejsca i mknie przez salę. "Trzy pytania", mówi zdyszana i wymienia jedno po drugim. "Tupeciara!", słyszy głosy z sali. Nie przejmuje się, ma materiał, ale w redakcji żadnego "wow", przez następne tygodnie znów tylko research i research.
- Szklany sufit? Rezygnuję. Nie mam czasu na przebijanie się, czekanie. To mnie demotywuje. Jest w życiu tyle rzeczy do zrobienia - mówi.
Dziękuję ci, yuppie!
Cytat z brytyjskiego "Guardiana": "Celem dwudziestokilkulatków jest równowaga pomiędzy życiem zawodowym i osobistym. W korporacjach dyktują nowe zasady. Rezygnują z pracy, która zabiera im życie. Na pytania, czy chciałabyś mieć etat w wielkiej międzynarodowej firmie, mówią: wolę pracować na własne nazwisko. I mieć czas dla przyjaciół".
215 znajomych. Tylu Anka ma na Facebooku. W komunikatorze gmail (odpowiednik Gadu-Gadu): 65, w tym 13 z zagranicy. Najbliższych, z którymi wychodzi w weekendy na piwo i którym się zwierza: 17. W gmailu ma opis: "niech się wali, niech się pali, ja chcę jechać dziś na Bali". Często ustawia status: niewidoczny, inaczej bez przerwy by ktoś pisał. - Nasze relacje wykraczają poza kurtuazyjne "co u ciebie?". Znamy imiona swoich kotów, eksów i rozkład zajęć na najbliższy tydzień. Kiedy jestem zapracowana i przestaję się odzywać, dostanę przynajmniej kilka SMS-ów: "Wszystko OK?".
Tryb trzydziestolatków
Trzy miesiące - tyle Anka wytrzymała w trybie życia trzydziestokilkulatków. - Zasuwałam. Myślałam, że aby osiągnąć sukces, trzeba być jak yuppie, ale po miesiącu wyglądałam jak zombie. Podkrążone oczy, szara cera i niedzielna depresja - mówi. O 6 rano zjawiała się w Ministerstwie Gospodarki, stamtąd na 9 leciała do gazety, wychodziła o 17, by zdążyć na audycję do radia. Znajomi po trzydziestce gratulowali: młoda, a tyle osiągnęła. Ale ona usypiała w ubraniu na kanapie. Niestety nie lubiła kawy.
Z chłopakiem się mijała. Wstawała, on spał, spała, on wracał do domu. Zrozumiała, że za dużo z siebie daje. Zwolniła, dla niego. Zrezygnowała z ministerstwa i kilku audycji w radiu. Miała mniej pieniędzy, więcej czasu na spacery po Starówce. Anka: - Jestem wdzięczna pokoleniu yuppie. Pokazali nam, jak nie należy żyć. Zarabiali na swoje szczęście pod znakiem popielniczek Alessi i kolacji w sushi barach. Kiedy zorientowali się, że życie przeszło im obok, ja dorosłe życie dopiero zaczynałam. Teraz wiem, jakich błędów nie popełniać.
Zuza: - Rodzina jest dla mnie nie mniej ważna niż kariera. - Wieczorem przed domem w Auckland, gdzie teraz kwitną drzewa brzoskwiniowe, siadam z mamą, kot wskakuje na kolana, rozmawiamy. W Warszawie tata robi dla mnie śledzie pod pierzynką. Gdybym musiała wybierać między Polską a Nową Zelandią, nie umiałabym podjąć decyzji, tak samo jak nie wybiera się między mamą a tatą. To dobrze, że moje pokolenie jest globalne.
Zdjęcie małej Izy z rodzicami stoi dziś na szafce nocnej w jej pokoju. - Jestem silnie związana z mamą i tatą, od nich nauczyłam się uważności na drugiego człowieka - mówi. W mikołajki Iza przebrana za śnieżynkę jeździ do domów dziecka i rozdaje najmłodszym prezenty. Niektóre kupuje sama. Drobiazgi: słodycze, maskotki, kredki. Sama chce mieć trójkę dzieci.
Facetów trzymam na smyczy
Z wykładu Zuzy: "Pewna kobieta z mojego pokolenia powiedziała: praca jest jak facet. Jedno i drugie wymaga coraz więcej, dając w zamian coraz mniej. Więc i pracę, i facetów trzeba często zmieniać".
No właśnie. Jak jest z facetami?
Anka: Jest ich sporo, ale żeby był jednocześnie inteligentny, z humorem, nie chciał się na tobie wieszać i nie wyglądał jak Quasimodo, to robi się trochę trudniej. Byłam z mężczyzną, któremu doradzałam w karierze, mówiłam, co powinien zmienić. Słuchał. Awansował. Potem zarzucał, że go krytykuję. Facet powinien mieć dystans do siebie.
Zuza: - Gdzieś słyszałam, że to wszystko przez modyfikowaną żywność. Kobietom rośnie poziom estrogenów, żeńskich hormonów, mężczyznom spada testosteron. Podobno dla nas to dobrze, ale dla nich...Koleżankom doradzam, że facetów trzeba trzymać krótko - mówi ze śmiechem. - Oni cały czas muszą czuć, że mogą nas stracić. A jeśli nie walczą? No cóż. Mało ich jest na świecie? Teraz to nie mój problem. Jestem szczęśliwie zakochana.
Anka: - Lubię myśleć o sobie: niezależna. Albo bezkompromisowa. Zakończyłam poważny związek, bo mężczyzna był niewierny. Starsze koleżanki mówiły: "Trzeba było wybaczyć, faceci bywają niewierni". Ale ja myślę, że one nie umieją stawiać granic, więc oni są jacy są. W przyszłości chcę mieć rodzinę, ale teraz żyję podróżą do Kongo. Jadę ze znajomymi do rodziny mojej warszawskiej przyjaciółki.
Iza: - Jestem zakochana. Mam 25 lat i już nie daję się krzywdzić, ze złych doświadczeń wyciągam wnioski. Dla rodziny mogłabym zrezygnować z etatu i pracować dorywczo: pisać opowiadania na przykład. Kiedy wyjdę za mąż, mam nadzieję, że na zawsze. A to całkiem długo. Wcale mnie to nie przeraża.
"Nie ma rzeczy niemożliwych", to motto kobiet takich jak Anka, Zuza i Iza. Praca ma być dla nich pasją, a karierę chcą pogodzić z życiem rodzinnym. I jeszcze coś. Światowe media piszą, że generacja Y może być pierwszym pokoleniem, któremu się to uda.
Natalia Kuc