Coraz więcej kokoniarzy. Troszczą się o spokój czy boją się wyjść z domu?
Umościć się w swoim wygodnym łóżku, zawinąć w koc, wyczyścić kalendarz ze spotkań, chwycić kubek z gorącą herbatą... Kto tego nie lubi? Zwłaszcza chłodną porą kokonizm to wyraz dbania o swój dobrostan zarówno psychiczny jak i fizyczny. Gdzie jednak powstaje linia graniczna pomiędzy self-care a alienacją społeczną, w której wyjście z domu to bariera nie do przeskoczenia?
Kokonizm, czyli domatorstwo z wyboru
Kokonizm, czyli inaczej hipergniazdowanie to praktyka polegająca na świadomym rezygnowaniu z szybkiego tempa życia i ograniczaniu prowadzenia go poza domem. To także sposób na wyciszenie i układ "domocentryczny", w którym miejsce zamieszkania stanowi centrum dowodzenia: jest miejscem pracy, relaksu i strefą komfortu. Sformułowanie kokonizm spopularyzowała w latach 80. amerykańska specjalistka od marketingu Faith Popcorn. Po hucznej dekadzie przypadającej na dyskotekowe lata 70. ludzie zaczęli coraz mniej chętnie spędzać czas na imprezach i w restauracjach. Ograniczali przebywanie w miejscach, które mogły przebodźcowywać i intensywnie oddziaływać na nasz układ nerwowy. Przeważająca większość wybierała zawijanie się w ulubiony koc i błogą ciszę w czterech ścianach własnego domu. Stąd termin nawiązujący do poczwarek, które, aby móc przemienić się w cudownego motyla, musiały najpierw przepoczwarzyć się w ciemnym, bezpiecznym kokonie.
Najintensywniej widać było kokonizm naturalnie podczas pandemii koronawirusa. Czy miało się na to ochotę, czy nie, dom musiał zastępować wszystkie miejsca, do których wcześniej się wybieraliśmy, aby się rozerwać, odpocząć czy poćwiczyć. Sęk w tym, że nie wszystkim się to podobało. Ci, którzy odkryli w takim stylu życia benefity, dążyli do tego, by ten stan rzeczy utrzymać nawet po zakończeniu lockdownu.
Zobacz również:
Szereg pozytywnych właściwości hipergniazdowania jest nie do przecenienia: spokój duszy, większa ilość czasu poświęcona sobie i rodzinie, mniejsza ekspozycja na czynniki stresogenne wynikające z często trudnych kontaktów między ludzkich na przykład w miejscu pracy - to tylko niektóre plusy kokonizmu. Jeśli dodać do tego większe poczucie kontroli nad własnym życiem i uważniejsze podejście do tematu dobrostanu psychicznego, to mamy receptę na niemal idealne życie. Mimo tego błędnie lub zbyt intensywnie praktykowany kokonizm może z czasem być dla nas szkodliwy i przerodzić się w alienację, a w dalszych etapach wpłynąć na poczucie odrzucenia i samotności.
Gdy domator staje się więźniem czterech ścian
Barbara Konopka w publikacji "Fobia społeczna, hikikomori, kokonizm ‒ o potrzebie odosobnienia w społeczeństwie informacyjnym" zauważa, że:
Osoby doświadczające fobii społecznej, a także praktykujące hikikomori i kokonizm dokonują odrzucenia zewnętrznego świata w wersji materialnej - a dokładnie: niemodyfikowalnej, niekontrolowalnej i niemożliwej do spersonalizowania wersji rzeczywistości
Zbyt intensywne zwrócenie się w stronę samotności i pokładane w świecie internetowym nadzieje na utrzymanie zasobów interpersonalnych może skutkować głęboką samotnością i uczuciem odrzucenia od ludzi. Warto jest więc być uważnym na to, że mimo wszystko nadal, jako ludzie, mamy w sobie zakorzenioną silną potrzebę życia w grupie i socjalizowania się. Nieumiejętne, przesadne praktykowanie kokonizmu może stanowić realne zagrożenie i zamiast być oazą spokoju, przerodzić się w fobie i problem z opuszczeniem swojej strefy komfortu. A to już poważne przesłanki do pojawienia się objawów alienacji i niekontrolowanego lęku.
Podsumowując: o ile kokonizm jest formą dbania o siebie i nie stanowi bariery, by podtrzymywać kontakty z ludźmi na poziomie satysfakcjonującym i wzbogacającym nas, jednocześnie nadal czując się bezpiecznie i czule realizując hipergniazdowanie, może być doskonałym sposobem na uważne życie w pojedynkę i rodzinne. Zachowujmy balans, pamiętając o zaspokajaniu potrzeb socjalizowania się, które są wpisane w naszą naturę.
Czytaj również: Brothers in Arms": historia utworu, który poruszył miliony serc