Dopasowują mieszkanie pod "nocny rozwód". Senior: Długo na to czekaliśmy
- W dzień jesteśmy inną parą niż w nocy, jakbyśmy nagle zmieniali się z Jaśka i Reńki w prawie obcych ludzi - mówi ze śmiechem 65-letnia Renata. "Nocny rozwód" umocnił małżeństwo i zakończył kłótnie. Społeczeństwo jednak nie jest wyrozumiałe dla tej "związkowej nowości" i hołduje tradycyjnemu podejściu. - Jeśli to odpowiada obu stronom, nie trzeba się z tego nikomu tłumaczyć - ucina psycholożka. Na czym polega fenomen nocnej separacji, coraz popularniejszej wśród par z dłuższym stażem?
Choć z rozstaniem niewiele ma wspólnego, "nocny rozwód" jest zjawiskiem kojarzącym się jednoznacznie negatywnie w kontekście małżeństwa czy związku partnerskiego. A może być dla niego bardzo pożyteczny i umacniający. Zjawisko rozdzielenia się pary na czas nocnego odpoczynku, bo o nim mowa, najpierw było opisywane w kontekście bookowania pokojów z osobnymi łóżkami na czas wakacji, a nawet całych apartamentów koniecznie z dwoma sypialniami. Spanie osobno na urlopie miało być dopełnieniem odpoczynku od obowiązków i pracy. Porządne wyspanie się, bez kręcącego się i zabierającego kołdrę współmałżonka lub partnera, stanowić miało element self-care, ale tylko na czas przybywania poza domem. Od pewnego czasu "nocny rozwód" praktykowany jest również w domach par i jest elementem codzienności. Z czego wynika, jak wpływa na relację i jak ma się do umacniania więzi zamiast prowadzenia do jej zerwania?
Jan i Renata, małżeństwo z 40-letnim stażem, trójką dorosłych już dzieci i czwórką wnucząt, nie wyobraża sobie ani życia bez siebie, ani... dzielenia łóżka. 65-latkowie zgodnie przyznają, że taki układ jest dla nich idealny i odkąd wprowadzili "nocny rozwód", oboje na tym korzystają.
- Wygoda. To przede wszystkim. Jak się ostatnie dziecko wyprowadziło i założyło swoją rodzinę, to my szybciutko remont zrobiliśmy tak, żeby w końcu nam było dobrze, a nie żeby wszyscy się mieścili. Długo na to czekaliśmy - mówi Jan.
I tak: salon pozostał pokojem dziennym, ale dawna wspólna sypialnia przerobiona została na garderobę i sypialnię mężczyzny. Zaś pokój córki stał się królestwem Renaty. - Mam tu biblioteczkę, łóżko, swój telewizor. Czego chcieć więcej? - pyta z zadowoleniem.
Spędzają czas razem: wspólne zakupy, wyjazdy do rodziny, spacery. Pod rękę maszerują na wizyty lekarskie. Gdy zapada zmierzch, rozchodzą się każde do swojego pokoju. - Idę się wykąpać, potem się kładę u siebie, jakiś serial i idę spać, bo ja lubię wcześniej się położyć - mówi Renata. Gdy ona gasi światło, jej mąż rozpoczyna swój nocny maraton za ścianą. Odpala telewizor, laptopa i zanurza się w swoim świecie. Czasem aż do pierwszej - drugiej w nocy. - Mamy inne rytmy dnia, wstajemy o różnych porach, oglądamy inne filmy. Poza tym żona od lat chrapie. Odkąd nie śpimy razem, ustały sprzeczki, narzekanie na niewyspanie się i wojny o miejsce w łóżku - wymienia senior. - Jak tak o tym myślę teraz, to w dzień my jesteśmy inną parą niż w nocy, jakbyśmy nagle zmieniali się z Jaśka i Reńki w prawie obcych ludzi. Doktor Jekyll i Mr. Hyde - mówi ze śmiechem żona Jana.
O ile, tak jak w przypadku opisanego małżeństwa, układ zadowala obie strony, nie ma mowy o szkodzie dla związku. Katarzyna Kucewicz, psycholożka, felietonistka i podcasterka w rozmowie z Interią przyznaje, że zauważa problem dopiero wtedy, gdy decyzja o "nocnym rozwodzie" zapada jednostronnie.
Choć związek może działać według rozmaitych przepisów na szczęście, nadal społeczne oczekiwania i kultywowanie tradycyjnych form tworzenia rodziny i relacji mogą być hamulcem i stanowić barierę w szczerych rozmowach dotyczących niestandardowego podejścia do partnerstwa. "Osobne spanie - rychłe rozstanie" to jedno z powiedzeń, które oddają podejście do tematu spania oddzielnie. Strach przed niezrozumieniem, krytyką przyjaciół i rodziny, sprawia, że pary decydujące się na "rozdzielność łóżkową" niechętnie o niej mówią, ukrywają to nawet, jeśli świetnie się u nich sprawdza i nie stanowi zagrożenia dla ich więzi.
- Tak się przyjęło, że para powinna spać razem, bo jest to dowód bliskości i miłości. W naszej kulturze istnieje pojęcie "łoża małżeńskiego" i zupełnie oczywiste jest dla nas, że para śpi obok siebie jeśli się kocha i nie jest pokłócona - wyjaśnia Kucewicz. I dodaje: - To wizja świata wykreowana przez kulturę, ale niekoniecznie przystająca do normalnego życia. A to jest bardzo różne.
Mimo to silnie zakorzeniony, stereotypowy sposób postrzegania związku czy małżeństwa ma się w Polsce dobrze. I to na tyle, by pary obawiały się setek pytań i oceniających spojrzeń, gdyby zdecydowały się przyznać przed kręgiem bliskich osób do tego, że sypiają osobno dla własnego komfortu i utrzymania relacji.
- My się z tym nie kryjemy, bo jesteśmy w takim wieku, że już nas zdanie innych nie obchodzi - zauważa Jan. Ale po chwili zaznacza, że nie jest pewny, czy będąc młodszym i decydując się na tę innowację w małżeństwie, byłby skłonny o tym otwarcie powiedzieć. - Rodzice by się w głowę pukali, znajomi zaraz by pytali, czy wszystko w porządku. Każdy zawsze wie lepiej, jak związek ma wyglądać, ale czyjś - stwierdza gorzko. Z perspektywy psycholożki sprawa jest prosta. - Jeśli relacja obojga ma się super, to z tego spania osobno nie trzeba się absolutnie nikomu tłumaczyć - stwierdza.
Czytaj również: Oczekuj więcej od związku i partnera. Efekt Pigmaliona pomoże w relacji
***
Z udziałem specjalisty