Fobia, czyli życie w strachu
Podręczniki odnotowują aż 200 rodzajów fobii. Fobie zmieniają się w zależności od czasów i miejsc, w których żyją ludzie przez nie dotknięci.
Marcin, gdy wraca z pracy do domu, natychmiast myje ręce. Myje ręce także w biurze, za każdym razem gdy uściśnie komuś rękę lub zetknie się z przedmiotem, którego przed chwilą dotykał ktoś inny. W trakcie ośmiu godzin pracy Marcin odwiedza toaletę przynajmniej kilkanaście razy. Koleżanki i koledzy z pracy martwią się o jego zdrowie. Sądzą, że ma poważne problemy z nerkami i szepczą po kątach, że pewnie niedługo trafi na stół operacyjny. Marcin ma czterdzieści lat i zdrowe nerki. Jest jednak chory - mycie rąk kilka razy na godzinę jest objawem jego fobii, chorobliwego lęku przed... chorobami.
Kilka lat temu zmarł przyjaciel Marcina, przy banalnym zapaleniu płuc wystąpiły powikłania, które uśmierciły młodego człowieka. Od tej pory - nie uświadamiając sobie przyczyny i samego stanu rzeczy - wciąż myślał o drobnoustrojach, które i jego mogą zabić.
Małżeństwo mu się rozpadło, bo zaczął patrzeć na żonę i dzieci, jak na bomby biologiczne nafaszerowane zarazkami. Marcin, w wyniku swej choroby, ma problemy finansowe - płaci alimenty, wynajmuje mieszkanie i spłaca kredyt na samochód. Samochód nie jest luksusem, dla niego to konieczność. Gdy jeździł do pracy autobusem, to obcy ludzie chuchali mu prosto w twarz i nie miał jak ochronić się przed chorobotwórczymi drobnoustrojami unoszącymi się w powietrzu. Marcin, jeśli tylko ma katar, zaraz myśli, że ta
choroba przyprawi go o śmierć
Natychmiast więc idzie do przychodni rejonowej. Internista go pamięta, i gdy tylko go widzi , myśli : "Znowu ten hipochondryk".
Choć od kilkunastu lat jest zatrudniony w tej samej instytucji i nikt na niego wcześniej nie narzekał, stał się mało wydajnym pracownikiem - na jego biurku rośnie stos teczek z niezałatwionymi sprawami. Stał się też człowiekiem wybitnie nietowarzyskim. Koledzy i koleżanki z biura zaczęli szeptać, że, choć pewnie ma kamienie w nerkach, już niedługo kierownictwo zwolni z pracy za to przesiadywanie w toalecie.
Minęło kilka lat, nim Marcin odkrył, że to on, a nie świat "odstaje od normy". Zwrócił się więc o pomoc do psychoterapeuty, ten zaś uświadomił mu źródło lęku. Dzięki terapii, Marcin mniej się już boi zapadnięcia na śmiertelną chorobę. Ale ręce nadal myje często, tylko stara się ukrywać to przed otoczeniem. Minie zapewne nieco czasu, zanim bez strachu wsiądzie do autobusu, poda komuś rękę, przytuli swoje dzieci, nim zacznie się spotykać z jakąś kobietą i zwiąże się z nią intymnie. Bo fobie, które pojawiają się w wieku dojrzałym, nie jest łatwo leczyć.
Dzieciństwo, to etap życia uznawany powszechnie za najszczęśliwszy. Ale nie każde dziecko jest zadowolone z roli jaką odgrywać musi w świecie dorosłych i rówieśników. Trzynastoletnia Ola pewnego ranka, tuż przed pójściem do szkoły, zaczęła odczuwać silne bóle brzucha. Rodzice przejęli się tym atakiem tak, że wezwali pogotowie ratunkowe. Szczegółowe badania nie wykazały organicznej przyczyny, jednak bóle zaczęły występować niemal codziennie. Pediatra w przychodni rejonowej podejrzewał, że dziewczynka cierpi na nerwicę. Skierował ją więc do psychoterapeuty, który postawił diagnozę:
fobia szkolna
Dziewczynka, dotąd bardzo dobra uczennica, od kilku miesięcy opuszczała się w nauce, stroniła też od rówieśników. Na samą myśl o pójściu do szkoły dopadał ją strach, czuła ból brzucha. Co wpłynęło na ten stan? Dziewczynka miała tendencję do nadwagi, jednocześnie, jako pilna uczennica cieszyła się większym uznaniem nauczycieli, niż rówieśników. Gdy uczennice z jej klasy weszły w wiek dojrzewania, zaczęły stawiać nacisk na fizyczną atrakcyjność - przy tym niewiele interesowały się nauką. Ola, która nie miała smukłej figury i była dobrą uczennicą, zaczęła być przez rówieśniczki sekowana. Przeżyła to głęboko - popadła w fobię.
Występujący u dziewczynki strach przed pójściem do szkoły udało się zlikwidować. Dziewczynka ćwiczyła fizycznie i zrzuciła zbędne kilogramy, to zaś podniosło jej stopień samooceny. Uwierzyła w swoją wartość, stała się samodzielna i nie ulegała już presji grupy rówieśniczek.
Agnieszka, jak sięga pamięcią wstecz, nie lubiła nigdy otwartych przestrzeni. Nie cierpiała wyjazdów na wieś, nawet idąc ulicami swego miasta trzymała się blisko ścian budynków. Dobiegała już pięćdziesiątki, kiedy niechęć do dużych przestrzeni przerodziła się w
strach przed wyjściem z domu.
Agnieszka pracowała wtedy jako akwizytorka - wcześniej, przez ćwierć wieku, zatrudniona była w administracji dużego zakładu produkcyjnego.
Każde wyjście z domu poprzedzone było silnym napięciem. Czasem kobiecie nie udawało się nawet postawić stopy na klatce schodowej. Któregoś dnia, choć pokonała strach i wyszła w interesach na miasto, po spotkaniu z kolejnym klientem - rozmowa nie zakończyła się pomyślnie - kobieta przechodząc przez plac w centrum miasta, poczuła się jak sparaliżowana. Usiadła na płytach chodnikowych, nie dostrzegając nawet, że budzi zainteresowanie przechodniów. Nie reagowała na nagabywania, wreszcie ktoś wezwał pogotowie. W ciasnym wnętrzu karetki od razu poczuła się lepiej.
W trakcie psychoterapii odkryto przyczynę agorafobii Agnieszki. Jako dziecko - a czuła się wtedy głęboko nieszczęśliwa - przez kilka lat mieszkała w Domu Dziecka usytuowanym na wsi. Wokół były tylko pola, rozległe przestrzenie. Gdy w wieku dojrzałym straciła pracę, utraciła też poczucie bezpieczeństwa. Nowa i nielubiana, wymagająca odporności psychicznej praca akwizytorki przywołała wspomnienia z nieszczęśliwego dzieciństwa spędzonego na pustkowiu, co wywołało agorafobię.
Każdy człowiek ma dramatyczne doświadczenia, traumatyczne przeżycia, ale tylko w nielicznych wyzwala to fobie. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie psychologia i psychiatria nie zna jeszcze uniwersalnej odpowiedzi. A przecież fobia, utrudniająca, albo nawet uniemożliwiająca życie społeczne, może dotknąć każdego z nas.
Wojciech M. Chudziński, Tadeusz Oszubski