Nie potrafię nawiązać trwałych przyjaźni
Bardziej niż pieniądze i karierę cenimy przyjaciół. Ich odejście boli, bo trudno wtedy żyć. Pojawia się pytanie: "Dlaczego wszyscy ode mnie uciekają?". Przyczyn samotności może być wiele.
Człowiek, który nie potrafi utrzymać przyjaźni, wzbudza podejrzliwość. Może uchodzić za egoistę, dziwaka albo osobę mającą coś do ukrycia. Od takich ludzi wolimy trzymać się z daleka. Czy samotność zawsze źle o nas świadczy? Niekoniecznie.
Przyjaźń jest sztuką i same dobre chęci nie wystarczą, by ją latami pielęgnować. Wymaga kompromisów i poświęcenia. Niekiedy, tak jak w miłości, potrzeba też trochę szczęścia. Dlatego nie należy zrażać się niepowodzeniami. Lepiej sprawdzić, gdzie popełniamy błąd.
Źle, że zamknęłam się w kręgu rodziny
Ewa, 53 lata, technik dentystyczny:
"Niedawno wybrałam się do centrum handlowego kupić płaszcz. Pokręciłam się trochę po sklepach, ale ostatecznie wyszłam z niczym. Do tej pory na zakupy chodziłam zawsze z Baśką i Anią. Wróciłam do domu rozżalona. Nie mam zbyt wielu koleżanek, a odkąd urwały się nasze kontakty, dookoła mnie zapanowała pustka. Czuję się teraz taka samotna!
Czemu Baśka milczała?
Zawsze denerwowało mnie powiedzenie, że z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu. To przecież z Baśką, moją kuzynką i z jej bratową Anią byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. W dzieciństwie spędzałam z Baśką wszystkie wakacje u babci, mieszkałyśmy na jednym osiedlu. Byłam świadkiem na jej ślubie, a ona na moim. Potem dołączyła do nas Ania. We trójkę tworzyłyśmy zgraną paczkę.
Wydawało mi się, że tak będzie zawsze, że nikogo więcej nie potrzebuję. Ale wszystko rozsypało się w ubiegłym roku. Poróżnił nas spadek po ciotce, konkretnie mieszkanie. Ciocia była samotna, dlatego pomagaliśmy jej z mężem: załatwialiśmy zakupy, robiliśmy drobne naprawy.
Proponowaliśmy, że w zamian za opłacanie czynszu, ona zapisze swoją kawalerkę naszemu synowi. Tymczasem po śmierci cioci okazało się, że mieszkanie dostało się Baśce. Byłam zaskoczona, bo nie miałam o tym pojęcia. Ania próbowała tłumaczyć, że przecież to Baśka z mężem wykupili mieszkanie cioci wiele lat temu. W porządku, tylko czemu nikt nas o tym wcześniej nie poinformował?
Chyba o to miałam większy żal niż o sam spadek. Dotąd żyłam w przekonaniu, że mówimy sobie absolutnie wszystko. W złości wykrzyczałam, że mam gdzieś taką przyjaźń. Przecież nieraz opowiadałam, że chciałabym, aby Kuba urządził się z narzeczoną u cioci. A Baśka słuchała i milczała.
Zaniedbałam znajomości
Dzisiaj żałuję swojego wybuchu, ale trudno to odkręcić. Zwłaszcza gdy Baśka opowiada wszystkim, jaka to ze mnie materialistka. Nie wyciągnę ręki do zgody, choć tęsknię. Najgorsze, że straciłam kontakty z koleżankami ze szkoły, zaniedbałam inne znajomości. Teraz wiem, że zamykanie się w kręgu rodziny było błędem. Tutaj krzyżuje się zbyt wiele interesów. Lepiej gdy ludzi nie łączą inne więzy poza towarzyskimi, bo wcześniej czy później dojdzie do konfliktu. Szkoda, że jest trochę za późno na wyciąganie wniosków z tej gorzkiej lekcji".
Porada eksperta:
- Ryzyko, że dotknie nas samotność, jest tym większe, im węższy krąg znajomych. Dlatego skupianie się wyłącznie na 2-3 relacjach, zwłaszcza w tak zamkniętym środowisku, jakim jest rodzina, może prowadzić do uzależnienia i stać się ciężarem dla obu stron. W tej chwili męczy panią żal i złość, ma pani poczucie krzywdy. Tymczasem w przyjaźni każda z osób jest odpowiedzialna za jej jakość.
- Pisząc: "Nie wyciągnę ręki do zgody", zrzuca pani winę na barki przyjaciółki. Ostateczną decyzję, czy zakończyć tę znajomość, proponuję podjąć dopiero po szczerej rozmowie z nią, bez pośrednictwa pani Anny. Podzielcie się swymi uczuciami i faktami, postarajcie się zrozumieć intencje, które wami kierowały. Jeśli tego nie zrobicie, będziecie wciąż żywić urazę. Jednak bez względu na to, jak ułożą się wasze relacje, warto poszerzyć swój krąg znajomych. Na pewno są takie osoby z przeszłości, z którymi dobrze się pani rozumiała. Do wznowienia kontaktu wystarczy jeden prosty gest, np. telefon z pytaniem: "Co słychać?" lub zaproszenie na kawę. Dzięki portalom społecznościowym można dziś szybko odszukać kolegów nawet sprzed 20-30 lat.
Sylwia Kociszewska psycholog, terapeuta
Jestem zbyt przeciętna, by kogoś zaciekawić
Daria, 30 lat, urzędniczka:
"Jestem typową szarą myszką. Ani ładna, ani brzydka, bez żadnych szczególnych uzdolnień. Nie potrafię błysnąć dowcipem, ubrać się tak, by zwrócić na siebie uwagę, nie umiem też ciekawie opowiadać. Podobno zyskuję przy bliższym poznaniu, ale kto by miał cierpliwość czekać...
Chciałabym mieć przyjaciółkę od serca, której będę mogła się zwierzać i która będzie dla mnie jak siostra. Niestety, nawet gdy poznaję fajną osobę, to potem szybko się wycofuję. Bo czuję, że nie mam nic do zaoferowania. Boję się, że ktoś poczuje się mną rozczarowany i dojdzie do wniosku, że tylko traci ze mną czas.
Wycofuję się ze strachu
Ciągnie mnie do przebojowych kobiet, które obserwuję z oddali, np. na Facebooku. Są eleganckie, wygadane, otoczone facetami. W klasie też miałam taką koleżankę, Iwonę. Miała wszystko, czego mi brakuje: urodę, refleks, charyzmę. Spotykałyśmy się po lekcjach, raz nawet wyjechałyśmy wspólnie na obóz. Ale czym jej mogłam zaimponować? Miała ciekawsze koleżanki, a ja byłam zbyt nieśmiała, żeby z nimi konkurować. Przestałam więc dzwonić, kiedy Iwona urządzała imieniny, wykręcałam się brakiem czasu.
Niedawno wpadłyśmy na siebie podczas zakupów. Ona skończyła ASP, ma narzeczonego Anglika, była na stypendium za granicą. A ja? Po dyplomie wylądowałam w zwykłym urzędzie, mój jedyny związek okazał się niewypałem. Choć na Jarku bardzo mi zależało, nie wiedziałam, jak z nim postępować. Kiedy zostawił mnie po dwóch latach, chciałam zwierzyć się mojej bliskiej koleżance Marcie. Pracowałyśmy razem, bardzo ją lubiłam, miałam do niej duże zaufanie. Ale bałam się, że odstraszę ją swoimi problemami i uzna mnie za nieudacznika. Zaczęłam jej unikać jak Iwony, w efekcie nasze kontakty też bardzo się rozluźniły. Wszyscy chcemy otaczać się ludźmi sukcesu, a ja do takich na pewno nie należę!".
Opinia eksperta:
- Pisze pani o takich swoich cechach, jak nieśmiałość i brak pewności siebie. Stąd bierze się błędne przekonanie, że inni, ci ciekawsi, mają większe prawo do sięgania po to, czego chcą. Chciałbym zaproponować zmianę sposobu myślenia. Nie należy w początkowej fazie zawierania znajomości zadawać sobie pytania, czy jest pani w stanie spełnić czyjeś oczekiwania. Zamiast tego proszę zastanowić się raczej, czy ktoś odpowie na pani potrzeby.
- To, że jest pani mniej "kolorowa" i bardziej spokojna, nie znaczy, że trzeba z góry zgodzić się na gorszą pozycję w relacjach. W liście pojawiła się informacja, że zyskuje pani przy bliższym poznaniu. To sygnał, że potrafi pani nawiązywać głębsze relacje, a więc - w perspektywie - trwałe związki.
Ryszard Lichuta, psycholog
Czy brak przyjaciół jest moją winą?
Grażyna, 46 lat, spedytorka:
"Zawsze byłam dumna ze swojego charakteru. Rodzice wprawdzie narzekali, że mam niewyparzony język, ale w gruncie rzeczy cieszyli się, że dzięki temu dam sobie radę w życiu. W szkole i na studiach pełniłam różne funkcje: przewodniczącej klasy, skarbnika, szefowej samorządu. Nie miałam nigdy problemu, by nawiązać kontakty, odnaleźć się wśród obcych. Zawsze znajdowałam się w centrum wydarzeń.
Czy to możliwe, by taka osoba była samotna? A jednak niedawno zdałam sobie sprawę, że doskwiera mi brak przyjaciółek. I zaczęłam podejrzewać, że to może być jednak moja wina...
Szczerość ponad wszystko
Dawno temu ktoś powiedział, że przytłaczam innych swoją osobą, że zrażam ich do siebie źle pojętą szczerością, ale puściłam tę uwagę mimo uszu. Czy szczerość może być źle pojęta? Cenię sobie takie wartości jak otwartość, nie uznaję owijania w bawełnę. Sama też proszę ludzi, by mówili mi prawdę. Miałam kiedyś dobrą koleżankę, z którą spędzałam mnóstwo czasu.
Dziś oceniam, że łączyło nas coś na kształt przyjaźni. Pewnego dnia Magda poskarżyła się, że jej facet ma romans. Powiedziałam, co myślę: gdyby umiała o siebie zadbać i być bardziej seksowna, on nie odczuwałby pokus. Nie chciałam jej urazić, ale wyliczyłam, co mi się w jej wizerunku nie podoba i co mogłaby poprawić. Wydawało mi się, że robię jej przysługę, ale ona się obraziła. Już wcześniej zdarzało się, że ktoś się dąsał, bo rzekomo byłam zbyt ostra w słowach, ale na tamtych ludziach nie zależało mi tak jak na Magdzie.
Zerwanie odczułam boleśnie. Ona zresztą nie wyciągnęła z naszej rozmowy wniosków: wybaczyła narzeczonemu i nie poszła do fryzjera. Innej bardzo bliskiej znajomej pomagałam przetrwać depresję po rozwodzie. Byłam na każde jej zawołanie: zorganizowałam specjalistyczną pomoc, zabrałam ją na urlop. Pożyczyłam jej nawet sporą sumę pieniędzy. Gdy tylko stanęła na nogi, odsunęła się ode mnie. Podobno byłam zbyt natrętna. Szkoda tylko, że doszła do takiego wniosku, gdy już mnie nie potrzebowała. Brakuje mi kobiet, którym mogłabym się zwierzyć i razem pośmiać. Ale wygląda na to, że nie jestem lubiana. Bardzo chciałabym to zmienić".
Opinia eksperta:
- Za panią już najważniejszy krok: chce pani zmienić swoje postępowanie i czuje się do tego zmotywowana. Wierzę, że się pani uda, bo z listu wynika, że jest pani osobą aktywną, która umie sprostać wyzwaniom. Z racji takiego charakteru przyjaźń pojmuje pani również jako działanie. To szlachetne, lecz w takim przypadku należy raczej najpierw dobrze poznać drugą stronę, by zrozumieć, czego ona naprawdę potrzebuje.
- Każdy z nas ma odmienne oczekiwania i priorytety. Pani na przykład ceni sobie otwartość, ale inni już niekoniecznie. Nie wszyscy też oczekują rad, dlatego dobrze jest po prostu spędzać razem czas - przyjaźń polega m.in. także na cieszeniu się samą obecnością kogoś bliskiego, wspólnym siedzeniu w ciszy. Nawet gdy przyjaciel przeżywa ciężki okres, radzę wstrzymać się z radami. Gdy przyjdzie pora, on powie, jakiej pomocy się spodziewa.
Marta Wołowska-Ciaś, psychoterapeuta
Maria Barcz