Samotność po polsku
Jest ich w naszym kraju ponad 5 milionów. Żyją samotnie - z własnego wyboru, bo im się nie ułożyło albo stracili ukochaną osobę. Kim jest polski singiel, który odwiedza biuro matrymonialne?
Dlaczego singli przybywa? Według danych GUS od 1998 do 2004 roku liczba singli wzrosła aż o 30 procent. Socjologowie twierdzą, że za 20 lat liczba samotnych Polaków sięgnie 7 milionów.
Dlaczego tak się dzieje? Na przestrzeni co najmniej jednego pokolenia przesunęła się granica wieku zawierania małżeństw - z 20-24 lat do 25-29 lat. Zgodnie z tym trendem - granica "staropanieństwa" czy "starokawalerstwa" - szczególnie akcentowana w mniejszych miejscowościach - wypada w okolicy trzydziestki, trzydziestu kilku lat. - Potem wzmagają się naciski rodziny i otoczenia na szukanie partnera i założenie rodziny. Wynika to z polskiego etosu rodziny jako fundamentu - uważa Agata Drozdowska z Biura Matrymonialnego Ostoya w Warszawie. - Zmieniła się też mentalność młodych ludzi. Singlom żyje się lepiej z punktu widzenia ekonomicznego - jedna pensja dla jednej osoby. Brak obowiązków wynikających z posiadania rodziny powoduje, że mają więcej czasu na robienie kariery i rozrywki, a to z kolei implikuje brak czasu na poszukiwanie partnera - tłumaczy.
Jednak według danych GUS tylko 5 procent singli jest pewne, że chcą pozostać sami. Cała reszta szuka właściwej osoby.
Samotna kobieta... zagraża rodzinie
Samotność jest stanem bardzo niebezpiecznym z psychologicznego punktu widzenia. - Osoby samotne czują się "gorsze", mogą mieć zaniżone poczucie własnej wartości i jeżeli nawet głośno o tym nie mówią, to podświadomie są cały czas "nastawione" na szukanie "drugiej połówki". To rodzi problemy natury towarzyskiej - mówi Agata Drozdowska.
Okazuje się, że o ile samotny facet jest w towarzystwie par akceptowany, o tyle samotna kobieta jest odbierana jako zagrożenie dla związków i często bywa narażona na złośliwe oceny koleżanek - mężatek. - To z kolei powoduje, że ona sama czuje się jak "persona non grata" i z czasem może mieć tendencje do unikania wychodzenia gdziekolwiek, gdzie mogłaby czuć się dyskryminowana.
Zamknięte w domu, samotne i nieszczęśliwe kobiety pozostają ze swoimi myślami pogłębiając poczucie bycia "gorszym". W skrajnych przypadkach może to wywoływać zaburzenia emocjonalne, depresje, poczucie izolacji, aż do zdziwaczenia i chorób psychicznych - wylicza Agata Drozdowska.
Oprócz tego - o ile w innych krajach Europy nie ma takiego problemu, w Polsce w miejscach publicznych - na koncertach, wystawach, przyjęciach, uroczystościach rodzinnych po prostu "nie wypada się" pojawiać samemu.
To nie koniec problemów. Pracodawcy niechętnie zatrudniają matki samotnie wychowujące dzieci, a singlom trudniej dostać kredyt na mieszkanie, niż rodzinom.
Biuro to ostateczność
Z jakiegoś powodu korzystanie z biur matrymonialnych jest w Polsce jeszcze rzeczą wstydliwą - podkreśla Agata Drozdowska.
Oczywiście istnieją różnego rodzaju serwisy randkowe, czaty czy messengery, które - przynajmniej teoretycznie pełnią funkcję jednego wielkiego biura matrymonialnego. Zapewniają co prawda większą anonimowość (co może być ważne dla osób nieśmiałych), niż tradycyjne biura, ale trudniej w ten sposób znaleźć partnera na dłużej, dużo łatwiej za to - rozczarować się i zrazić.
- Ciągle się nam wydaje, że może znajdziemy kogoś ładniejszego, mądrzejszego lub lepiej sytuowanego. I tak w nieskończoność. W rezultacie wiele osób po przykrych doświadczeniach z internetem i tak trafia do naszego biura. Jednak podstawową przyczyną dla której ludzie do nas przychodzą po pomoc jest brak wolnego czasu i możliwości poznania kogoś we własnym środowisku. Przełamując wstyd i zażenowanie, ze zdziwieniem konstatują, że mogą tu spotkać sobie podobnych, całkiem normalnych ludzi, wcale nie gorszych ani mniej zaradnych. Często potem żałują, że nie przyszli wcześniej, tylko czekali z tą decyzja czasami po kilka lub kilkanaście lat - mówi Agata Drozdowska.
Różne grupy klientów Osoby korzystające z usług biur matrymonialnych można podzielić na kilka grup. Pierwsza to 25 - 39 - latkowie, którzy szukają partnera po to, by założyć rodzinę. Często mają za sobą nieudane związki nieformalne. Chcą odzyskać stracone lata i szukają stabilizacji życiowej - tym bardziej, że odzywa się "zegar biologiczny". - Jest to chyba najwdzięczniejsza grupa klientów i w miarę łatwo jest im zbudować nowy, trwały związek. Cechuje ich nadzieja, optymizm, otwartość, a przede wszystkim - brak złych doświadczeń - tłumaczy Agata Drozdowska. W grupie trzydziestokilkulatków dominują mężczyźni.
Dużo większy problem jest z grupą starszych panien i kawalerów (40-65 lat). - Zdarza się, że takie osoby zapisują się do biura m.in. po to, aby "rodzina dała im spokój", wykazując tym samym, że coś robią w kierunku znalezienia partnera. Ale tak naprawdę nie są ani gotowi, ani zmotywowani do żadnych zmian - podkreśla Drozdowska.
Kolejna grupa, która niestety ciągle się powiększa, to rozwodnicy. Zazwyczaj wiedzą, kogo szukają i panicznie boją się osób podobnych do byłych partnerów (wykluczone: alkoholizm, agresja, materializm). - Jest to grupa osób doświadczonych życiowo, obarczonych samotnym wychowywaniem dzieci i zahartowanych w pokonywaniu codziennych trudności. Często deklarują chęć znalezienia partnera głównie na wyjazdy, weekendy i urlopy, aby wspólnie spędzać wolny czas - charakteryzuje Agata Drozdowska.
Jeśli decydują się na kolejne małżeństwo, chcą przedtem dobrze poznać swojego partnera. Osoby w tej grupie - jak wynika z doświadczeń warszawskiego biura - szczególnie kobiety - desperacko szukają "drugiej połówki", gdy mają w perspektywie kolejne samotne święta czy sylwestra.
- Natomiast wdowy i wdowcy to osoby, które cierpią szczególnie. Często psychologicznie czują się jeszcze związane z osobą zmarłą, idealizują ją, czują coś na kształt poczucia lojalności lub obowiązku dochowania wierności - zwraca uwagę Agata Drozdowska.
Gdy zdają sobie sprawę, że muszą żyć dalej i ktoś bliski jest im potrzebny, bardzo trudno im się wyzwolić z pamięci o byłym współmałżonku oraz od porównań z aktualnym partnerem. Poszukują nawet osób wizualnie podobnych do zmarłych.
- Wiemy z doświadczenia, że najlepszym rozwiązaniem jest kojarzenie wdów z wdowcami - mogą się wtedy zjednoczyć we wspólnym nieszczęściu, od początku łącznikiem są podobne przeżycia, a to już jest dużo jak na początek znajomości - podkreśla Drozdowska.
- Była u mnie ostatnio młoda wdowa, piękna i wykształcona kobieta, która w ogóle nie dawała sobie prawa do bycia szczęśliwą. Musiałam jej uświadomić, że nie tylko może dawać, ale ma także prawo brać i poczuć się znowu kobietą. Po pierwszej wizycie w biurze nie spała całą noc. Przyszła ponownie następnego dnia, aby się upewnić, że dobrze zrobiła. Uspokoiłam ją i uświadomiłam, że właśnie zrobiła pierwszy krok - od śmierci męża - we właściwym kierunku w walce o swoje szczęście. Wyszła zadowolona i otwarta na zmiany, które teraz pewnością zajdą w jej życiu - opowiada.
To nie jest agencja towarzyska
Aby skorzystać z usług biura matrymonialnego, trzeba być osobą pełnoletnią i stanu wolnego. W każdym - rejestracja wymaga opłaty (koszt to ok. kilkaset zł za pół roku - bo tyle czasu, zdaniem właścicieli biur z reguły wystarcza na znalezienie partnera). W specjalnej ankiecie trzeba podać swoje podstawowe dane oraz preferencje dotyczące kandydata. Wymagany jest także numer dowodu osobistego, zdjęcie ( dobrej jakości portretowe i całej postaci ) oraz - dla osób rozwiedzionych - numer aktu rozwodowego.
- Nie jesteśmy agencją towarzyską - stanowczo podkreśla Agata Drozdowska. - Zawierając znajomości w tzw. sposób naturalny i spontaniczny, może się okazać, że przystojny brunet z którym poszło się na kawę jest mężem i ojcem gromadki dzieci. I nawet jeżeli będzie kogoś przekonywał, że żona go nie rozumie i wcale ze sobą nie śpią, to i tak mądra kobieta wie, że nie będzie budowała swojego życia na nieszczęściu dzieci. A zresztą nasz brunet prawdopodobnie szuka przygody lub lekarstwa na małżeńska nudę, a nie nowego, poważnego związku - kwituje.
W biurze matrymonialnym niebezpieczeństwo takiej sytuacji jest zminimalizowane poprzez różne filtry stosowane przy rejestracji osób.
- Nie posługujemy się papierowymi katalogami ani skomplikowanymi programami komputerowego doboru par. Nie sprawdziły się - mówi Drozdowska. Zamiast tego - w kojarzeniu ludzi pomaga fachowa wiedza psychologiczna.
Niektórzy chcieliby tą sprawę załatwić w 5 minut, najlepiej - przez telefon, traktując biuro jako rodzaj "magazynu" z osobami "do wzięcia". Tłumaczymy, przekonujemy i namawiamy na znalezienie jednak minimum czasu wymaganego do rejestracji, a potem do kilku spotkań które są absolutnie niezbędne, aby cokolwiek się zaczęło dziać między dwojgiem ludzi - tłumaczy Agata Drozdowska.
- Staramy się kierować w odpowiednim kierunku zarówno pierwszymi krokami klienta jak i potem monitorujemy, jak jest taka potrzeba, nowo rodzące się związki. Trudno sobie wyobrazić, ile błędów można popełnić przy kontaktach z druga osobą, niszcząc to co się właśnie zaczęło i z jakich błahych powodów związki mogą się rozpadać - dodaje.
JD