To już?!

Zmarszczka odkryta któregoś ranka, przypadkowa uwaga na temat wieku, spojrzenie mężczyzny prześlizgujące się po tobie obojętnie - i nagle czujesz: to już? Czas żegnać się z atrakcyjnością? Wcale nie!

article cover

Wakacje, upalny lipiec. Z grupą przyjaciół wynajęliśmy dom na Mazurach. Studenci, absolwenci tacy jak ja, na starcie pracy. Było nas kilkanaście osób, prawie wszyscy wolni, spragnieni dobrej zabawy - opowiada Marta. Jest graficzką, pracuje w wydawnictwie. Ma 30 lat. Wtedy miała o dwa mniej.

- Wieczorem ognisko, leniwe dni nad jeziorem, wyścigi na kajakach. Adam (studiował weterynarię) grał wieczorami na gitarze - najpierw dla wszystkich, potem tylko dla mnie. Pływaliśmy zdezelowanym rowerem wodnym i wystawialiśmy twarze do słońca. Czułam, że mu się podobam i zastanawiałam się: czy weterynaria to wymagające studia, ile czasu w tygodniu będzie miał na spotkania po powrocie do Warszawy? Pewnego dnia spacerując, trafiliśmy na plac zabaw przy jakimś pensjonacie. Były tam huśtawki dla dzieciaków. Siadłam na jednej: - "Rozhuśtam cię", powiedział, a ja już czułam się rozhuśtana...

W tym wieku...

Opowiadał o przychodni dla zwierząt, którą chciałby otworzyć z kolegą. Denerwował się, że trzeba tak długo czekać, trzy lata do dyplomu i potem... - "Kurczę, człowiek się zestarzeje, nim do czegoś dojdzie - mruknął. - Powiedz, jak się czujesz, mając 28 lat? Czy w tym wieku ma się jeszcze, wiesz, napęd do spełniania marzeń?". Zamurowało mnie. W tym wieku? O co mu chodzi? Przecież dzieli nas raptem... no ile? Sześć głupich lat! Czy on mnie uważał za jakąś... kobietę po przejściach?

Ja myślałam o nim jak o równolatku - pracowałam dopiero od roku, broniłam się poprzedniej jesieni... Nieprawdopodobne! Zatrzymałam huśtawkę: - "Wiesz jaka jest różnica? - powiedziałam, uśmiechając się (a drżały mi policzki).

- Człowiek po prostu więcej wie, umie skierować tę wiedzę we właściwym kierunku". Chciałam powiedzieć więcej, ale się powstrzymałam. Żeby nie pokazać, że mnie zabolało. Zaczęłam źle się czuć w jego towarzystwie. Wiedziałam, że jest za wcześnie, by martwić się swoim wiekiem, ale obudził we mnie jakąś czujność. Nie mogłam się pozbyć obawy, że czas ucieka. Że mogę przegapić moment, w którym trzeba naprawdę nadać tej "parze" kierunek. Dotąd żyłam beztrosko, wydawało mi się, że mam czas, że życiowe decyzje są przede mną. Teraz poczułam, że moje życiowe konto jest puste.

Kilka miesięcy później poznałam Marka i gdy wspomniał o ślubie, powiedziałam: tak. Jest starszy, o dziewięć lat. Czy świadomie wybrałam męża, od którego jestem młodsza? Może, bo przy nim znowu poczułam się dziewczyną. Chcę szybko urodzić dziecko. Już nie zwlekać. Żeby czuć się dobrze w swojej skórze, w swoim wieku.

Wyższy poziom

Rok temu przyjaciółka pokazała mi zdjęcie Madonny. Wydęła usta: "Ręce ją zdradzają. Patrz na skórę jej dłoni. Podobno to jedyne miejsce, którego nie uratuje operacja plastyczna". Spojrzałam i naciągnęłam rękawy swetra - opowiada Olga. Ma 35 lat, mieszka w Redzie i codziennie dojeżdża do Gdańska, do kancelarii adwokackiej, w której pracuje. - Po powrocie do domu zamknęłam się w łazience i zbliżyłam dłonie do lampy. Moje ręce nie były już miękkie i gładkie! Popłakałam się. Wszyscy na pewno już zauważyli. Wszystkie, bo to kobiety wystawiają sobie nawzajem rachunek z lat. Co teraz? I dlaczego tak? Przecież twarz mam jeszcze młodą. A może nie?

Przyniosłam z pokoju kolejną lampkę i uważnie obejrzałam w lustrze twarz. Są! Koło oczu, między brwiami. Drobne zmarszczki, ale musi być je widać w dziennym świetle... Od tego dnia obserwowałam dłonie koleżanek, patrzyłam na twarze rówieśnic i porównywałam się z nimi. Jak one to robią, że nie mają bruzdy między brwiami?

Przejrzałam stare zdjęcie - tak, jest różnica, wcześniej miałam takie gładkie czoło. Ale byłam ładna! To koszmar, ja naprawdę się starzeję. Próbowałam sobie tłumaczyć: histeryzujesz. Ale to się działo samo: młodsze kobiety wydawały mi się aroganckie i bezczelne. Zaczęłam uważnie czytać artykuły o zdrowiu i urodzie. Po pierwsze: rzucam palenie. No i cukier. Cukier fatalnie wpływa na... wszystko. Rezygnacja z opalania - obowiązkowo. Kosmetyki bez parabenów... Matko, co to są parabeny? Zapuściłam grzywkę, kupiłam baterię suplementów.

Inny okres życia

Nie wytrzymała moja mama. Zaciągnęła mnie na kawę, zrobiła srogą minę: - "Co ty wyprawiasz?! Jesteś jeszcze młoda, świetnie wyglądasz, nie wariuj. Jaki jest powód tego szaleństwa? - Widzisz? - krzyknęłam, odsłaniając grzywkę. - Oto powód! Mama zmrużyła oczy i powiedziała spokojnie: - Jeśli TO jest powód, to go usuń. Zrób sobie botoks. To nie zmieni wiele, ale przestaniesz panikować. To taki wiek, przeszłam to samo, chciałam robić lifting, tylko był za drogi... Nagle zrozumiałam: wchodzę w inny okres życia.

Jak w grze komputerowej - wskoczyłam na kolejny poziom. Nie jestem już dziewczyną, która nagle, nie wiedzieć czemu, nieszczęśliwie się postarzała. Jestem kobietą dojrzałą".

Zabieg trwał krótko, nie bolało. Wiem, że likwidacja "wstrętnej bruzdy" na czole była tylko symbolem. Ale zrobiłam to. Jest OK. Założyłam pierścionek. Przesadzałam z tymi dłońmi, w sumie są naprawdę ładne.

Znaleźć swój target

Podobałam się mężczyznom. Umiałam się podobać. Bawiło mnie wymienianie spojrzeń, flirtowanie, choć nigdy nie posuwałam się za daleko. Nie zdradzałam męża, ale dobrze czułam się z myślą, że to (potencjalnie) możliwe - mówi Katarzyna. Z zawodu informatyczka, w tym roku skończyła 47 lat. - Dużo podróżowałam, moja firma handluje oprogramowaniem do komputerów, mamy partnerów w Europie. Znam wielu mężczyzn. Lubię rozmowy przy drinku po zakończeniu oficjalnego spotkania, odprowadzanie do hotelu. To dreszcz emocji, który dodaje uroku kontaktom. Czułam się dzięki nim atrakcyjna, dowartościowana. Miałam o czym rozmawiać z przyjaciółkami, w domu promieniałam, bo czułam się świetnie.

Teraz to się zmieniło. Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że rozmowy przy drinku stały się krótsze, jakby bardziej oficjalne. Co się dzieje? Może wszyscy jesteśmy coraz bardziej zabiegani, pochłonięci pracą. Chyba że... gorzej wyglądam? Jestem wciąż dość szczupła... Owszem, przytyłam przez ostatni rok. Ale tylko o jeden rozmiar. Cera? Prawie nie wychodzę z biura, a klimatyzacja - wiadomo. No i zdecydowanie za późno się kładę, nie śpię tak dobrze jak kiedyś. Jak kiedyś - dlaczego coraz częściej używam tego określenia?

Zaczęłam obserwować mężczyzn, jak na mnie patrzą? Czy jest w ich oczach ten błysk zainteresowania, coś uważnego, lekko oceniającego w spojrzeniu? Kiedy idę korytarzem, czy któryś przystaje, żeby chwilę popatrzeć w moją stronę? A na ulicy - czy spojrzy na mnie ten wysportowany facet w skórzanej kurtce? Prawda była trudna do przyjęcia. Mężczyźni patrzyli na mnie, jakbym była... przezroczysta.

Test na atrakcyjność

Ponad moim ramieniem, na kogoś obok, ich spojrzenia prześlizgiwały się obojętnie. To nie do uwierzenia. Nie do zaakceptowania. Konieczny był test. Kacper, mój kolega zza biurka - wyciągnę go na kawę. No, ale to kolega, nie liczy się. Tomasz, informatyk z Poznania, przystojny, wspaniale zbudowany, jeszcze nie ma czterdziestki - umówię się z nim na kolację w hotelu. Czy będzie mnie podrywał? Podał mi teczkę, odprowadził do windy. Ogromnie miły, szarmancki, nic więcej. Boże, to już koniec. Jestem stara, nieatrakcyjna, do niczego. I nie mam komu o tym powiedzieć. Koleżance? Za nic. Mężowi? Nie, to byłoby głupie. Może psycholog? Najlepiej mężczyzna. Tak, mężczyzna.

- "Co z tobą, Kasiu? Chodzisz jakaś przybita", zagadnął mnie Kacper. Siedzi naprzeciw mnie w firmie od trzech lat. Jadamy razem, zostajemy po godzinach. Niech on mi powie. - "Słuchaj, Kacper, czy ja jestem atrakcyjna? - zapytałam po prostu. Roześmiał się. - No pewnie, nie wiesz? Nasz stary prawie codziennie wygląda do ciebie z gabinetu. Nie widzisz?

- No tak, ale on ma chyba pięćdziesiąt pięć lat! - No to co? Młodo wyglądasz, ale chyba masz już czterdziestkę?".

Nagle zrozumiałam. Wciąż podobają mi się młodzi mężczyźni. Za młodzi. Dla nich jestem przezroczysta. Dla starszych wcale nie! Dyrektor, który uśmiecha się do mnie oczami, Hugo z niemieckiej firmy, który w moich oczach był prawie dziadkiem, a miał prawdopodobnie tylko parę lat więcej niż ja, nie chciał mnie puścić od stolika, prosił, bym pokazała mu Kraków... Muszę się przetargetować! Nie zauważyłam, że moja "grupa kontrolna" to mężczyźni około pięćdziesiątki, a nie wysportowani trzydziestolatkowie w skórzanych kurtkach. Szkoda? Może. Ale czy nie byłoby śmieszne, gdybym podrywała mężczyzn, którzy podobają się mojej córce? Boże, przecież ona ma już prawie 20 lat...

Ruch do przodu

Piotr, mój syn, w tym roku zdaje maturę. Nie ma między nami "przepaści" - jeździmy na narty, on zwierza mi się ze spraw sercowych. Przy nim czuję się młoda, zabawna - opowiada Teresa. Skończyła 41 lat, jest ekonomistką, mieszka w małym mieście pod Szczecinem. - Kiedy nadeszła TA chwila? Do Piotra przyszedł kolega i syn nas sobie przedstawił. I tamten chłopak powiedział: "Teresa - piękne imię, takie staroświeckie, teraz już niespotykane". Oczywiście miał dobre intencje, ale we mnie coś się poruszyło. Jak to? Mam staroświeckie imię, może sama jestem staroświecka? Odmładzam się kontaktami z towarzystwem syna, czy jestem taka śmieszna jak te czterdziestolatki wmawiające koleżankom, że w sklepie sprzedawca nie chciał podać im piwa bez pokazania dowodu.

Najpierw skarciłam się za takie myślenie. "Głupia - powtarzałam sobie - wciąż masz świetną figurę, jesteś sprawna, energiczna, po co ta samokrytyka?". Ale lampka się zapaliła. Zawsze trzymałam się teorii, że ma się tyle lat, na ile się człowiek czuje. A ja właśnie pierwszy raz poczułam się... niemłodo. I wystawiłam czułki.

W stylu retro

W radiu Marek Niedźwiecki zapytał: "Pamiętacie jeszcze Limahla?". Jasne, kto by nie pamiętał! Od razu przyszło mi do głowy kilka przebojów. Zaraz, zaraz, dlaczego on pyta jak o prehistorię? Rozejrzałam się po mieszkaniu: książki, filmy, buty, torebka - wszystko było retro jak moje imię. Co nowego dzieje się wokół mnie? Czym się nakręcam? Niczym. Nie nakręcam się. Nie wciąga mnie internet, nie zalogowałam się na Naszej-klasie, nie piszę blogu. Sto lat nie byłam w dyskotece, z koleżankami nie rozmawiam o facetach, przestałam odstresowywać się na zakupach - wolę fotel i pismo o gotowaniu. Ratunku! Co się ze mną stało?

A praca? Od 15 lat to samo biurko z uśmiechniętym Buddą i nieśmiertelną lampą z żółtym kloszem. Poczułam się zakurzona, skrzypiąca. Tak ma być już zawsze? Czeka mnie jeszcze ślub Piotra, wnuki. Nie, nie mogę przecież zacząć żyć życiem mojego dziecka! Co robić? Czy w ogóle coś robić? Aż pewnego wieczoru wpadło mi w oko ogłoszenie w lokalnej telewizji. Mały lokal do wynajęcia w moim miasteczku. Pomyślałam: świetne miejsce, blisko nowego osiedla, na drodze do kościoła - ktoś, kto urządzi tam barek, zarobi dobre pieniądze. Ktoś? A właściwie...

Dlaczego nie ja? Poczułam, że jeszcze mi się chce. Działać, coś z siebie wykrzesać. Tak, stać mnie na to, udowodnię sobie i światu, że nie zgnuśniałam. I co? Za trzy tygodnie otwieramy knajpkę! Wcale nie było ciężko zerwać z pracą, której już nie lubiłam. Nie czuję się spokojniejsza, ale kto chce spokoju?! Czuję się silniejsza i młodsza. W sobotnie wieczory w mojej knajpce będzie grać na żywo jazzowa kapela. Koledzy Piotra. Za to w niedzielę tylko Limahl! Kupiłam składankę na Allegro.

Agnieszka Litorowicz-Siegert

Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas