Reklama

Aparat słuchowy to nie wstyd

Nie tylko umożliwia rozpoznawanie dźwięków i zrozumienie mowy, ale także ułatwia kontakt z otoczeniem

Pani Nina (56 l.) zgłosiła się do mnie i poskarżyła się, że coraz gorzej rozumie swoich rozmówców.

- Byłam już u internisty i neurologa, ale oni odesłali mnie do pana - zaczęła. - A może pani także niedosłyszy? - spytałem. - Rzeczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że ktoś do mnie mówi, ale nie wiem, co. Najczęściej w towarzystwie i na ulicy. - To dlatego, że nie docierają do pani wszystkie tony, m.in. wysokie - wyjaśniłem. - Są jakby odcięte przez narząd słuchu. W języku polskim dotyczy to głównie takich głosek jak: ź, sz, cz, dź.

Reklama

Czy pani ma również szumy uszne? - drążyłem dalej. - Owszem. Nasilają się, kiedy jestem zmęczona albo jest zupełnie cicho - wyjaśniła.

- Zrobimy więc badania słuchu, ale przypuszczam, że będzie pani musiała nosić aparat - stwierdziłem. - Ale ja nie jestem staruszką! - zaprotestowała. - Jak ja się pokażę w pracy? - Proszę tak do tego nie podchodzić - uspokajałem. - Niedosłuch nie jest już tylko problemem emerytów. Takie kłopoty ma co szóste polskie dziecko i młode osoby. Poza tym współczesne aparaty słuchowe są bardzo dyskretne, a oferta różnych modeli ogromna.

- Ale są pewnie skomplikowane technicznie - opierała się. - To sama elektronika! - Wiele osób tak myśli i dlatego nie nosi aparatu. A przecież dobiera się go indywidualnie - do poziomu niedosłuchu, możliwości intelektualnych, manualnych i finansowych - przekonywałem. - Proszę się więc nie martwić, bo znajdziemy takie urządzenie, który będzie dla pani najlepsze.

- Jakie mi pan radzi? - zainteresowała się wreszcie. - Najlepiej taki aparat, który pomaga lepiej rozumieć mowę - zachęcałem. - Trzeba się przekonać, że dzięki niemu lepiej słyszymy. To jak z okularami, które zakładamy pierwszy raz i widzimy, że świat nie jest taki zamazany.

- Jak ja będę wyglądać z tym aparatem! - rzekła z niechęcią. - Bez obaw. Wybór jest duży - wyjaśniłem. - Przy małym niedosłuchu aparaty są dyskretne, schowane w przewodzie słuchowym. Ale nie umieszcza się ich tam, gdy mamy wąski kanał słuchowy lub wysięk z ucha. Przy znacznym ubytku słuchu można nosić takie, które są zakładane za małżowinę, z cieniutkimi, niewidocznymi przewodami. Mają one małe rozmiary i nikogo nie szpecą.

- Który z nich jest dobry? - dopytywała się dalej. - Taki wyposażony w automatyczny system czyszczący sygnał mowy z szumów i sprzężeń dźwięków - wyjaśniłem. - Musi też wyciszać hałas z otoczenia i uwypuklać to, co ktoś do nas mówi. A jeśli nie słyszymy sygnałów o niskiej częstotliwości, aparat je wzmacnia, a inne zostawia bez zmian.

- Jak go wypróbować? - dociekała pacjentka. - Zanim się zdecydujemy, przymierzmy różne aparaty - poradziłem. - Im dokładniej je dopasujemy, tym lepiej i naturalnie będziemy słyszeć. Między przymiarkami róbmy krótkie przerwy, aby je porównać. Pomoże nam protetyk, który oceni słyszenie i rozumienie mowy bez aparatu i po jego założeniu. Odtworzy też dźwięki i słowa z różnym natężeniem, oceni rozumienie mowy i podpowie, co wybrać. Inaczej urządzenie to może pogłębić wady słuchu, np. gdy niezależnie od sytuacji będzie wzmacniać wszystkie dźwięki. Dobry aparat w coraz głośniejszym otoczeniu nasila je w coraz mniejszym stopniu.


Chwila dla Ciebie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy