Reklama

Barszcz Sosnowskiego nadal straszy

Botaniczny horror powraca każdego lata. Dlatego wyznaczone do tego służby rokrocznie podejmują działania mające na celu likwidację ognisk tej wyjątkowo kłopotliwej rośliny.

Podarunek nietrafiony

Barszcz Sosnowskiego nie był rośliną naturalnie występującą w Polsce. Przywędrował do nas z terenów byłego Związku Radzieckiego. Miał być odpowiedzią na problemy paszowe, z którymi borykało się rodzime rolnictwo. Nie rozwiązał jednak żadnych problemów, a wręcz je stworzył.

Rezultaty pierwszych badań przeprowadzanych w ZSRR w latach 50. ubiegłego wieku były obiecujące - sprowadzony z Kaukazu barszcz "wykosił" inne brane pod uwagę rośliny i został uznany za materiał na paszę idealną. Ponadto, gwarantował wysokie plony. Był też nadzieją pszczelarzy, jako potencjalna roślina miododajna. Z laboratoriów trafił do radzieckich kołchozów, a stamtąd do PGR-ów oraz polskich rolników indywidualnych. Szybko jednak okazało się, że roślina nie służy zwierzętom, które wcale się w niej nie rozsmakowały. Co gorsza, raniła wymiona krów i parzyła ich przewody pokarmowe. Z problemami zdrowotnymi borykały się też osoby pracujące przy uprawie barszczu. Początkowo bagatelizowano takie sygnały, ale nie dało się tego dłużej ukrywać. Jak to możliwe, że wcześniej, na etapie badań nikt nie zauważył, z czym w rzeczywistości ma do czynienia? Istnieje teoria, że w swoich naturalnych miejscach bytowania barszcz nie miał aż tak niszczycielskich właściwości. Polskie badania nad aklimatyzacją barszczu nie zostały ukończone, a mimo to zaopiniowano go jako cenną roślinę perspektywiczną. Perspektywa okazała się jednak wyjątkowo ponura.

Reklama

Roślina, niezwykle trafnie nazwana "zemstą Stalina", bardzo szybko wymknęła się spod kontroli. Opuściła tereny porzuconych, pierwotnych upraw i rozsiewając się opanowała coraz to nowe lokalizacje. Upodobała sobie tereny podmokłe, nadrzeczne, ale można ją spotkać także w lasach, na poboczach dróg i łąkach, bo nie ma większych wymagań co do rodzaju gleby. Liczne egzemplarze straszą też na nieużytkach w centrach miast i miasteczek. Stanowią zagrożenie dla ludzi, zwierząt, a jako gatunek inwazyjny także dla innych roślin, bo rozszerzając swoją ekspansję o kolejne tereny potrafią skutecznie wypierać zastane tam gatunki, a także owady z nimi związane. Nie ma zatem cienia przesady w stwierdzeniu, że barszcze kaukaskie zaburzają całe ekosystemy. Jedna (słowem - jedna!) roślina jest w stanie wydać kilkadziesiąt tysięcy nasion, które do wymagających nie należą. Są za to wyjątkowo odporne na czynniki zewnętrzne i są w stanie przetrwać w glebie kilka lat. Zemsta Stalina? Raczej jego diaboliczny chichot.

Parzy, a nawet zabija

Czy barszcz Sosnowskiego może zabić? Okazuje się, że tak, jeśli na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności dotkliwie poparzy osobę z obniżoną odpornością. Szczególnie niebezpieczny jest dla dzieci, alergików i osób starszych, schorowanych. Nie trzeba go dotykać, żeby sobie zaszkodzić, bo może poparzyć nawet na odległość - wydziela bowiem olejki eteryczne zawierające furanokumaryny, związki w naturalnych warunkach chroniące roślinę przed oddziaływaniem patogenów, będące wyjątkowo groźne dla ludzi. Wdychając je można m.in. podrażnić układ oddechowy. O powstanie "bezdotykowych" szkód szczególnie łatwo w upalne dni, przy wysokiej wilgotności powietrza. Im dłużej przebywamy w sąsiedztwie tych roślin, tym gorzej. Bezpośredni kontakt z barszczem kończy się zwykle oparzeniami II i III stopnia, podobnymi do tych, jakie powstają przy oblaniu skóry wrzątkiem. Pierwsze reakcje skórne pojawiają się w ciągu doby od zetknięcia z rośliną - zaczyna się od przybierającego na sile zaczerwienienia, następnie na ciele uwidaczniają się pęcherze wypełnione płynem surowiczym. Ten etap jest szczególnie bolesny i trudny do zniesienia, zwłaszcza przez najmłodszych pacjentów. Następnie powstałe zmiany skórne ciemnieją, goją się bardzo powoli, nierzadko pozostawiając nieestetyczne blizny.

Jeśli podejrzewamy, że dotknęliśmy barszczu lub zrobiły to nasze dzieci, działajmy natychmiast. Nawet wtedy, gdy nie dostrzegamy symptomów poparzenia, warto bowiem wiedzieć, że te pojawiają się po czasie. Należy jak najszybciej umyć skórę letnią wodą z mydłem, unikać ekspozycji słonecznej (nawet jeśli żadne niepokojące objawy nie wystąpiły), ponieważ promieniowanie UV wzmagają parzące właściwości furanokumaryny, zażyć wapno i niezwłocznie udać się do lekarza. Jakby tego było mało, związki te mają też działanie kancerogenne oraz teratogenne (mogą wpływać ujemnie na rozwijający się płód), dlatego styczność z nimi jest szczególnie niebezpieczna dla kobiet w ciąży.

Równie groźny jest też nieco rzadziej spotykany barszcz Mantegazziego (zwany też olbrzymim). Te okazy pojawiły się w naszym kraju znacznie wcześniej, niż przeznaczone na kiszonki dla bydła egzemplarze jego bliskiego krewniaka, bo już w XIX wieku. Choć dziś trudno w to uwierzyć, pierwotnie miały służyć jako roślina ozdobna, zarówno w ogrodach botanicznych, jak i przydomowych. Osiągają imponujące rozmiary, znacznie przewyższając Heracleum Sosnowskyi. Oba gatunki okryły się zasłużoną złą sławą z powodu swojej toksyczności i są ze sobą mylone, stąd trudno określić rzeczywiste zasięgi barszczu olbrzymiego. Zdaniem ekspertów najważniejsze jest jednak, aby odróżniać barszcze kaukaskie od innych, niezagrażających roślin.

Barszcze te odznaczają się masywną budową, wydzielają charakterystyczny zapach kumaryny (przypomina woń siana). Mają tez rozłożyste kwiatostany w formie baldachów. Pusta w środku łodyga z zewnątrz pokryta jest charakterystycznymi fioletowymi plamkami, co odróżnia barszcze od arcydzięgla (który może mieć łodygę podbarwioną na fioletowo, ale bez plamek) i innych gatunków. Te groźne rośliny zwykle tworzą skupiska, choć można natknąć się też na pojedyncze egzemplarze. Barszcze kaukaskie są wyjątkowo okazałe - stanowią największe rośliny zielne znajdujące się na terytorium Polski.

***

#POMAGAMINTERIA

Hubert ma roczek. Pierwsze sześć tygodni życia spędził w szpitalu, walcząc o każdy dzień. Urodził się z ciężkimi wadami - między innymi z brakiem kości w rękach. Pojawiła się jednak nadzieja na operację, która umożliwi mu normalny rozwój. Wystarczą dwa kompleksowe zabiegi, dzięki którym jego dłonie i przedramię ukształtują się w sposób prawidłowy, a ręce będą mogły prawidłowo rosnąć z zachowaniem pełnej funkcjonalności kończyn. Pomóż Hubercikowi przybić piątkę w przyszłości! Sprawdź szczegóły >>>

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy