Jak nie dać się kompleksom?
Każda z nas je ma. Dla jednej będzie to rozmiar ubrania, dla innej to, że nie umie pływać. Z kompleksami można walczyć, trzeba tylko wiedzieć jak - mówi psychoterapeutka Ewa Żeromska.
Malwina Pająk: Z czego się biorą kompleksy?
Ewa Żeromska: - Czasem wystarczy kilka życiowych potknięć i niepochlebnych informacji na swój temat, byśmy uwierzyli, że jesteśmy nieudacznikami. Zapominamy, że jeszcze nie urodził się człowiek, który nie poniósł nigdy porażki. I to niejednej. Zakompleksiona osoba żyje w przeświadczeniu, że "inni są mądrzejsi, zgrabniejsi i szczęście im sprzyja, podczas gdy mnie prześladuje pech".
Jakie są skutki takiego przekonania?
- Takiej osobie jest niezmiernie trudno w dorosłym życiu. Z jednej strony odczuwa wciąż silną potrzebę udowadniania swej wartości, z drugiej nie wierzy w miłe słowa. Wszędzie podejrzewa spisek, myśli: "Teraz mnie chwali, ale ciekawe, co opowiada za moimi plecami?". Tymczasem pierwszym krokiem do rozprawienia się z kompleksami powinno być nauczenie się przyjmowania pochwał bez zastrzeżeń. Nie odbieraj ich jak manipulacji lub protekcjonalnego poklepywania po plecach. Postaraj się uwierzyć, że zasłużyłaś na komplementy i ciesz się nimi. Często trzeba sięgnąć do swojego dzieciństwa, akceptacja w tamtym czasie najbliższych nam ludzi sprawia, że sami zaczynamy się akceptować. Jeżeli rodzice często wypowiadali krytyczne uwagi pod naszym adresem albo porównywali z kimś zdolniejszym, nabieramy przekonania, że jesteśmy gorsi. A wtedy, niestety, już na starcie mamy podcięte skrzydła.
Osoby, które są z siebie zadowolone i tego nie kryją, nie są lubiane. Wypada być skromnym.
- Sęk w tym, żeby być świadomym swoich zalet, a nie żeby je głośno podkreślać. Bo w takim przypadku raczej rodzi się podejrzenie, że wcale nie jesteśmy tak pewni siebie, jak byśmy chcieli. Chwalenie siebie źle nam się kojarzy, ponieważ zazwyczaj występuje równocześnie z umniejszaniem innych. Bo chwalipięty najczęściej mówią tak: "Robisz to źle, bierz przykład ze mnie". Cieszmy się własnymi osiągnięciami, nie deprecjonując przy tym drugiej osoby.
Podobno aż 9 na 10 kobiecych kompleksów dotyczy urody...
- To fakt, wystarczy posłuchać rozmów przyjaciółek. One rzadko mówią, co mają fajnego, częściej licytują się, co im się w nich nie podoba. Zawsze powtarzam swoim pacjentkom: jeśli nie jesteś w stanie zmienić jakiegoś defektu urody, rozwijaj swe mocne strony. Każdy je ma. Jedni zostali obdarzeni wyjątkową pamięcią, drudzy talentem plastycznym. Choć praca nad osobowością jest trudniejsza niż praca nad ciałem, to rezultaty przynoszą też więcej satysfakcji. Dlatego skuteczniej leczą z kompleksów.
A jeśli wcale nie chcę być barwną grubaską, tylko szarą myszką, byle szczupłą?
- Jeśli aż tak mi przeszkadza 10 czy 15 kilogramów nadwagi, to muszę coś z nimi zrobić, a nie liczyć na cud. Każda walka polega na działaniu. Czekanie na poprawę, która przyjdzie nie wiadomo skąd, jest tylko stratą czasu i marnowaniem życiowej energii.
Pytanie, jak się do tego zabrać?
- Przede wszystkim nie wbrew sobie! Czasem wydaje się, że jesteśmy gotowe na zmiany, ale to złudzenie. Na przykład, rozumiem, że muszę zrzucić kilka kilogramów, bo to poprawi mi samoocenę. Jeśli jednak traktuję dietę jak dopust boży i jestem przy tym wciąż głodna i nieszczęśliwa, z odchudzania nic nie wyjdzie. Do zmian, nawet tych upragnionych, trzeba się przygotować. To jest proces, który musi w nas dojrzeć. Niech trwa rok, ale niech będzie moją świadomą decyzją. Dopiero potem uruchamia się w nas siła płynąca z pozytywnej motywacji. Ale pamiętaj - gdy już dojrzejesz, nie rozpraszaj się. Nie analizuj każdego słowa i gestu skierowanego w twoją stronę. Ludzie mają własne problemy i naprawdę nie koncentrują się na tylko tobie. Działaj i nie oglądaj się na nikogo. Cierpisz z powodu nosa? Zoperuj go!
Ot tak, po prostu? Skalpel to przecież droga na skróty.
- Operacja nosa to tylko przykład. Istotne, by czerpać radość z własnej odwagi, z pokonywania najdrobniejszych progów. Nawet mały krok w pokonywaniu słabości to już twoje zwycięstwo. Choć czasem bywa niezauważalny dla otoczenia, ciebie cieszy i motywuje do dalszych wysiłków. Jeżeli nos sprawia, że czuję się okropnie, to warto go poprawić. Bo z jego nowym kształtem automatycznie pojawi się nowy sposób myślenia. Wyglądam lepiej, więc czuję się pewniej, mam więcej wiary w siebie.
Jak kompleksy rzutują na relacje z partnerem?
- Kobieta mocno zakompleksiona często trafia na mężczyznę, który dominuje, a ona nie ma odwagi upomnieć się o swoje. Gdzieś w głębi duszy myśli, że nie zasługuje na miłość. A skoro ktoś ją zauważył, powinna być wdzięczna i nie komplikować sytuacji żądaniami. To błędne koło, ponieważ ustawia ją w pozycji osoby wiecznie dającej i niepotrafiącej brać ani wymagać. Taka relacja albo prędko się skończy, albo nigdy nie da kobiecie satysfakcji. I znów umocni ją w przekonaniu, że "nie zasługuje na szczęście". Osoba przeświadczona, że nikt jej nie pokocha, zaczyna zachowywać się tak, że rzeczywiście ciężko okazać jej uczucie. W jej wyrazie twarzy są tylko złe emocje. Komu chciałoby się przez nie przebijać? Zastanów się, czy twoje niepowodzenia nie wynikały z tego, że nie dokonywałaś świadomego wyboru partnera? Brałaś "cokolwiek", co akurat podsunął ci los. Gdy zdasz sobie sprawę, co wnosisz do związku (ciepło, lojalność, fantazję, poczucie humoru) nie będziesz myśleć, że na coś nie zasługujesz.
Zahamowania nie pozwalają też cieszyć się seksem.
- Bo człowiek zamiast na przyjemności i radości bycia z ukochaną osobą koncentruje się na tym, jak wygląda jego przeświadbrzuch, gdy się rozbierze. Tymczasem przesadne skupienie na ciele potrafi bardziej zniechęcić partnera niż kilka dodatkowych fałdek tłuszczu. Pomyśl: jeśli on jest z tobą i chce się kochać, to znaczy, że mu się podobasz, bez względu na to, jak się oceniasz. Mężczyźni widzą nas inaczej. Dla ciebie duża pupa to powód do wstydu, a dla niego najbardziej podniecająca część twego ciała.
Wiele z nas uważa, że nie sprawdza się w roli matki.
- Prawie każdą kobietę dopada moment, w którym ma szczerze dosyć dziecka. Przeżywa emocje, których się nie spodziewała: lęk, osamotnienie, poczucie winy. A to wszystko w okresie, który miał być pasmem szczęścia. Dlatego potrzeba oderwania się od malucha jest czymś normalnym. Nie trzeba się tego wstydzić i odrzucać pomocy mamy lub teściowej w imię fałszywie pojętej ambicji. Osoba niepewna siebie każdą życzliwą wskazówkę może traktować jak atak na siebie. Z drugiej strony nie należy uważać, że skoro ktoś nam doradza, to od razu jest ekspertem. Dobrze jest zaufać własnej intuicji.
Co jest najważniejsze w walce z niską samooceną?
- Każda z nas ma w życiu dobry czas - warto nauczyć go dostrzec i pójść za ciosem. Jak to zrobić? Nie lekceważ swoich sukcesów. Nie mów, że wprawdzie coś ci się udało, ale to nic wielkiego. Świętuj zdany egzamin, ciesz się z pochwały szefa i komplementu, jakim obdarzył cię kolega. Kolekcjonuj dobre chwile i słowa, a stopniowo cię wzmocnią.