Jak nie wpaść w pułapki jedzenia light?
Sięgamy po batoniki bez cukru i "lajtowe" napoje z nadzieją, że pomogą nam utrzymać apetyt oraz wagę w ryzach. Czy to naprawdę tak działa?
Fit, fitness, slim, light. Półki w sklepach uginają się od produktów spożywczych z takimi hasłami. Wydawałoby się więc, że nie ma nic prostszego, jak je jeść i... czekać na efekty. Problem w tym, że abyśmy mogli zdrowo schudnąć, posiłki powinny być mniej kaloryczne, ale bogate w składniki odżywcze. To da się zrobić, jeśli nauczymy się rozpoznawać oszukane jedzenie light.
Dwie, trzy dekady temu czekolady bez cukru można było znaleźć tylko na półkach z żywnością dla diabetyków. Stąd przekonanie, że są zdrowe i niskokaloryczne.
Zdradliwe słodziki
W słodyczach light cukier zastępują słodziki, np.: aspartam, sorbitol, mannitol. To substancje pochodzenia roślinnego, dużo słodsze od cukru. Wystarczy odrobina, by osiągnąć porównywalną słodycz. Mają jednak minusy. Powodują problemy z zasypianiem, niestrawność, biegunki. Producenci zapewniają, że jeśli nie zjemy ich za dużo, nic takiego się nie stanie. Jednak bezpieczne dawki znają tylko specjaliści, a na etykietach można znaleźć jedynie nazwy. Amerykańskie badania (publikowane np. w "Behavioral Neuroscience") pokazały, że słodziki zaspokajają smak, ale nie są w stanie oszukać mózgu. Ich słodycz zapowiada dużą dawkę kalorii. Gdy mózg jej nie otrzymuje, pobudza do pracy ośrodek głodu. Efekt? Jeszcze większy apetyt...
Uwaga na fruktozę
To naturalny cukier, który zawierają owoce. Gdy odkryto, że organizm przyswaja ją wolniej niż cukier, zaczęła się dietetyczna kariera fruktozy. Dlatego najpierw była składnikiem żywności dla diabetyków, a potem także - produktów light. Okazało się, że jest inaczej przetwarzana przez organizm niż cukier i w związku z tym powoduje odkładanie tkanki tłuszczowej w okolicach narządów wewnętrznych. A to właśnie najbardziej naraża nas na choroby cywilizacyjne (np. układu krążenia, nowotworowe). Wniosek? Najlepiej jeść fruktozę w naturalnej postaci, czyli w owocach, i do tego w rozsądnej ilości (np. jabłko i szklankę truskawek albo banan i grejpfrut dziennie).
Bonus z... tłuszczu
Widoczny na etykiecie napis, że produkt nie zawiera cukru, nie oznacza, że ma on znacznie mniej kalorii. Często bowiem producenci zastępują cukier... tłuszczem. Wystarczy porównać kaloryczność pełnej czekolady i tzw. lekkiej. Tabliczka tej drugiej dostarcza raptem kilkadziesiąt kalorii mniej.
Co zamiast?
Składniki, którymi producenci zastępują tłuszcz, to najczęściej substancje roślinne: skrobia modyfikowana, mączka chleba świętojańskiego, guma guar. Znajdziemy je np. w odchudzonych słodyczach, wędlinach, sosach. Zagęszczają je, żelują, a więc zapewniają dobrą konsystencję, ale smaku tłuszczyku nie zastąpią. Stąd na liście składników pojawia się... cukier. Tłuszczu nie ma, ale liczba kalorii znów rośnie. Czyli błędne koło.
Mniej witamin!
Na beztłuszczowej diecie szybko zabraknie nam witamin A i E (chroniących przed zmarszczkami i zapewniających młody wygląd) oraz D (dbającej o mocne kości). Organizm przyswaja je tylko z tłuszczem. Trzeba więc jeść go trochę, czyli wybierać produkty pochodzenia zwierzęcego o obniżonej zawartości tłuszczu, a nie całkiem go pozbawione (np. mleko 2 proc.) oraz tłuszcze roślinne (np. olej rzepakowy, oliwa). Zdrowe odchudzanie to przestrzeganie zasady: jak najmniej kwasów tłuszczowych nasyconych. Wystarczy unikanie tłustych mięs, np. wieprzowiny, oraz produktów z utwardzonymi tłuszczami roślinnymi, np. ciasteczek z długim terminem ważności.
Iza Czajka