Reklama

Kiedy WF bywa udręką

Nie wszyscy uczniowie kochają WF. Dla niektórych te lekcje są nawracającym koszmarem. Dlaczego tak się dzieje?

Lekcje grozy?

Nie ulega wątpliwości, że najmłodsi mają ogromną potrzebę ruchu. Dzieci na ogół z entuzjazmem podchodzą do aktywności sportowej, ale łatwo się też zniechęcają. Większość maluchów, które dopiero zaczęły formalną edukację, nie ma jeszcze w pełni rozwiniętej koordynacji ruchowej. Dlatego też często piłka zostaje odbita niezgrabnie, a kopnięta leci nie w tę stronę, co trzeba. Niektórym takie wypadki przytrafiają się częściej niż innym. Po prostu. 

Niestety, niewiele potrzeba, aby do malca przylgnęła trudno usuwalna etykieta klasowej fajtłapy (albo i gorzej). W takich okolicznościach lekcja wychowania fizycznego z czasem zamienia się w torturę. Uczeń staje się obiektem niewybrednych żartów ze strony kolegów, jest tym ostatnim, którego nikt z własnej woli nie wybiera do właśnie tworzącej się drużyny, a to dla kilku- czy nawet nastolatka traumatyczne doświadczenie. Co gorsza, że powtarzane cyklicznie, co lekcję. Nietrudno więc o podwaliny pod nerwicę szkolną i niską samoocenę.

Reklama

Oczywiście nie brak też uczniów utalentowanych ruchowo, którzy od najmłodszych lat wybijają się ponad przeciętność. Można niekiedy odnieść wrażenie, że lekcje prowadzone są pod nich, a ci mniej sprawni, przestraszeni i zahamowani funkcjonują gdzieś na marginesie grupy.

- Do drużyny zawsze byłam wybierana jako ostatnia, często przy akompaniamencie buczenia i poniżających komentarzy. Gdy nie trafiłam w piłkę, albo co gorsza, mój zespół przegrywał mecz, reszta dziewczyn krzyczała na mnie i robiła mi wymówki. Tak było przez całą podstawówkę, w liceum sprawa poprawiła się nieznacznie, ale nadal przed WF-em ze strachu dostawałam nerwicy żołądka – wspomina szkolne lata 33-letnia dziś Agnieszka.

Rzeczywiście, nie da się ukryć, że podczas gier zespołowych uczniowie uchodzący za słabszych są pomijani, nikt nie podaje im piłki, a więc błędne koło się zamyka, bo jak tu nauczyć się grać i jak taką aktywność polubić?

- Nikt nie zaryzykuje podania do mnie, bo jeszcze stracimy punkt, a to będzie równoznaczne z końcem świata – ironizuje Patrycja, uczennica krakowskiego gimnazjum.

Czy w takich warunkach można w ogóle mówić o nauce współdziałania, zdrowej rywalizacji czy rozbudzaniu w uczniach zamiłowania do kultury fizycznej? Niekiedy dzieje się coś przeciwnego, te lekcje bywają tak upokarzające, że skutecznie podkopują samoocenę młodych ludzi. Nieżyczliwi koledzy potrafią sprawić, że jednostki mniej wysportowane będą czuć się strasznie tylko z tego powodu, że wolniej biegają bądź nie trafiają do kosza. Nie odkryję prochu pisząc, że dzieci bywają okrutne w stosunku do słabszych. A przecież jeśli ci ostatni notorycznie zapominają stroju czy symulują bóle brzucha nie robią tego z lenistwa czy złej woli, ale ze strachu.

Uczniowie gorzej radzący sobie na omawianych lekcjach unikają ich jeszcze z jednego powodu – stopień z WF-u skutecznie obniża im średnią ocen. Czy jednak dzieci te nie powinny być oceniane wielkodusznie – w zależności od nakładów pracy, chęci, a nie efektów? Wielu z nas na dowolnym z etapów edukacji miało szczęście do wspaniałych pedagogów, którzy rozumieli słabości podopiecznych, nie podsycali ich lęków oraz tak aranżowali zajęcia, by nie przysparzać uczniom niepotrzebnych stresów. Dobry trener rozbudzi wiarę w siebie i zainspiruje młodzież do wysiłku. Gorzej, jeśli nauczyciel rzuci piłkę zostawiając uczniów niemal samopas.

- Słuchałam w kółko rad w stylu: „Nie bój się piłki” – co one niby miały mi dać? – denerwuje się 24-letnia Natalia

- W podstawówce WF-istka torturowała nas wyścigami rzędów, moja grupa zawsze była na przegranej pozycji. Chyba nie muszę tłumaczyć, z czyjego powodu. Ale to jeszcze nic. Kolejna nauczycielka jako stały punkt programu wprowadziła grę w dwa ognie z użyciem… piłki do koszykówki. Oberwać w głowę lub w szczękę taką piłką, w dodatku zaserwowaną przez jednego z postawniejszych chłopców - naprawdę średnia przyjemność. Gimnazjum? Siatkówka naprzemiennie z koszem. Jeśli nie umiałaś grać, reszta klasy nie dawała ci żyć. Błagałam mamę o całoroczne zwolnienie, oczywiście bezskutecznie.

Takie głosy niestety nie należą do rzadkości. Długoterminowe zwolnienia z zajęć to dość radykalne rozwiązanie, ale często praktykowane. Uczennice i uczniowie argumentują swoją decyzję chęcią uniknięcia nieustannych upokorzeń. Ich opiekunowie na ogół nie mają pojęcia, jak sprawa wygląda w rzeczywistości. Zachowania klasowych gwiazd i osiłków, podobne do wyżej opisanych, są na granicy znęcania się, ale o tym rzadko się mówi. A jeszcze rzadziej się w to wierzy.

Dobra wola, dobry trener

Zdaniem ekspertów, jeśli już młodzi ludzie w porozumieniu z rodzicami zdecydują się na wspominany krok zwalniając się z zajęć, powinni we własnym zakresie zadbać o aktywność fizyczną dopasowaną do swoich realnych możliwości i preferencji. Warto znaleźć dyscyplinę, której uprawianie sprawi autentyczną przyjemność oraz przyniesie wymierne korzyści, w przeciwieństwie do lekcji WF-u w niektórych placówkach. Bo czy uprawianie znienawidzonego sportu, np. siatkówki pod przymusem i przy wtórze gwizdów lepiej wygimnastykowanych kolegów naprawdę ma sens? Ważne, by rodzice nie bagatelizowali tej sprawy i nie traktowali jej jak błahego problemu, który rzekomo wyda się wręcz śmieszny z perspektywy czasu. Niestety, nie zawsze.

- Tego koszmaru to ja nigdy nie zapomnę. Własnym dzieciom nie zaserwuję powtórki z rozrywki. Będę czujna i uważna, a na jakikolwiek sygnał świadczący o tym, że jest im na tych lekcjach źle, zareaguję natychmiastowo - zapewnia cytowana już Agnieszka.

A przecież wystarczy odrobina dobrej woli, niech w gry zespołowe grają ci, którzy tego chcą, a reszta klasy może w tym czasie np. grać w tenisa stołowego, spokojnie ćwiczyć na macie czy aranżować zabawy ruchowe. Wiele zależy od nauczyciela, który powinien urozmaicać zajęcia, wprowadzać życzliwą atmosferę oraz dawać uczniom możliwość wyboru, bez segregowania na lepszych i tych gorszych. Doświadczenia wielu osób pokazują, że to jednak nie zawsze się udaje. Czyżby zawodził czynnik ludzki czy tzw. system?

 A co do okrutnych kolegów z klasy – w niektórych przypadkach wyraźnie widać, że ich rodzice mają zaległości w pracy u podstaw i nie zaszczepili w potomkach empatii, ani nie pouczyli, że z innych nie wolno się śmiać. Sprawdza się powiedzenie, że czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Niekiedy lekcja wychowania fizycznego to miniatura życia szkolnego, w której, jak w soczewce, skupiają się dużo głębsze problemy. Dzieci odepchnięte przez grupę borykają się z jeszcze jednym zmartwieniem – jak znaleźć parę na WF-ie?

Kto nas zrozumie?

Szerokim echem w mediach odbiła się kampania „Stop zwolnieniom z WF” zorganizowana przez Ministerstwo Sportu i Turystyki, w której udział wzięły popularne gwiazdy sportu, jednak nie przekonała ona wszystkich. Zdaniem wielu komentatorów adresatami takich akcji powinny być przede wszystkim osoby i instytucje odpowiedzialne za przebieg tych lekcji. Wszak masowe zwolnienia w wielu przypadkach są reakcją na cykliczne udręki. Jak mówi tegoroczna maturzystka, Joanna:

- Zapobieganie epidemii nadwagi czy wad postawy u młodych ludzi to ważne sprawy, ale nikt nie mówi, jaka jest częsta przyczyna wielu z tych zwolnień. I nie chodzi wcale o lenistwo. Gdy widzę w sieci te spoty, załamuję się, bo to nie w tym rzecz. Ale czy zawodowi sportowcy mogą pojąć wagę problemu? Z nich najprawdopodobniej nikt się nie wyśmiewał, nie buczał na ich widok ani nie znęcał się nad nimi w szatni.

Inny problem sygnalizowała 18-letnia Karolina:

- W naszej szkole te lekcje są po prostu nudne. Cały czas robimy to samo. Nie wierzę, że monotonne kozłowanie piłki rozwinie mnie i wychowa fizycznie. Chcę się zwolnić z tych zajęć, a później zapisać gdzieś prywatnie, np. na jogę lub taniec. Kwestia higieny po WF-ie to jakiś ponury żart. Kabiny prysznicowe są, ale nie ma w nich zasłon. Gdzie tu sens, gdzie logika? Nie widziałam jeszcze, żeby ktokolwiek z nich korzystał. Zresztą, kto by miał na to czas, jeśli kolejka liczyłaby kilkanaście dziewcząt, a za chwilę zacznie się następna lekcja?

Czy jest szansa na poprawę tego stanu rzeczy? Według ostrożnych szacunków ok. 20 proc. uczniów szkół podstawowych nie ćwiczy na WF-ie. W szkołach średnich i wygaszanych już gimnazjach te liczby są jeszcze bardziej niepokojące. Przeglądając internetowe fora dedykowane młodym ludziom nietrudno natknąć się na dyskusje na ten temat. Niektóre tytuły mówią same za siebie: „Boję się WFu”, „Ogromny strach przed WF”, „Paniczny lęk przed WF”…

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy