Andrzej Z. ps. "Słowik" o losach polskiej mafii, Masie i przeszłości

Dziennikarz śledczy Janusz Szostak swoją najnowszą książkę poświęcił Jarosławowi S., pseudonim "Słowik", bossowi mafii pruszkowskiej. Poniżej publikujemy jej fragment.

Jarosław S, pseudonim "Masa" jest od 2000 roku świadkiem koronnym
Jarosław S, pseudonim "Masa" jest od 2000 roku świadkiem koronnymStefan MaszewskiReporter

Janusz Szostak: Ile lat spędził pan za kratami?

Andrzej Z., "Słowik": - Na dzień obecny ponad 20 lat, w tym, jak już mówiłem, 13 lat na tak zwanych N, czyli oddziałach dla niebezpiecznych osadzonych. W ciągu 10 lat nawet przez rok nie byłem na wolności. Raz byłem 58 dni, potem 59 dni i raz pół roku. Od momentu, gdy pierwszy raz poszedłem do więzienia do ukończenia przeze mnie około 30. roku życia, łącznie byłem niecały rok na wolności. A tak, to non stop siedziałem. Najdłuższa przerwa była w latach 90. Byłem wtedy na wolności 10 lat (…).

Czy polskie zakłady karne zmieniły się na przestrzeni lat? Odnoszę wrażenie, że raczej niewiele.

- Więzienia i areszty jednak się zmieniły, i to diametralnie, porównując je ze stanem z czasów komuny. Jednak po 1989 roku zmiany w więziennictwie zaszły w niewielkim stopniu. Chociaż rozwój technologii, który ma miejsce na świecie, powoduje zmiany również w więzieniach, w standardzie zakładów karnych. Teraz w każdej celi jest toaleta, jest woda bieżąca ciepła i zimna. Kąciki sanitarne są ogrodzone. Kiedyś tego nie było. Więzienia często nawet kanalizacji nie miały, nie mówiąc o bieżącej wodzie w celi. Postęp technologiczny i kulturalny sam spowodował te zmiany.

Trafił pan ponownie za kraty za udział w zorganizowanej grupie przestępczej wraz z Leszkiem D. ps. "Wańka" oraz Januszem P. "Parasolem". Wyłudziliście ponoć kilkadziesiąt milionów VAT, przypisano wam też inne przestępcze czyny. Niebawem rozpocznie się proces w tej sprawie. Wyjdzie pan z niego obronną ręką?

- Jeszcze nie jest to czas odpowiedni, aby skomentować to pytanie.

Nie ma pan wrażenia, że niekiedy zamykano i oskarżano pana tylko dlatego, że jest pan "Słowikiem"?

- Niestety, to się zdarzało aż za często.

Nie da się ukryć, że jest pan bodaj największą żyjącą legendą polskiego świata przestępczego. Czy uda się panu kiedykolwiek uwolnić od etykiety gangstera?

- Nie, nigdy nie uda mi się od tego uciec, bo jestem już tak naznaczony, mam takie stygmaty, które już się nie zagoją. Kartotekę mam taką, a nie inną, i tego się nie da ukryć ani wymazać.

Więcej o książce Janusza Szostaka "Słowik. Skazany na bycie gangsterem" przeczytasz TUTAJ

Monika Banasiak - była żona Andrzeja Z. psuedonim "Słowik"
Monika Banasiak - była żona Andrzeja Z. psuedonim "Słowik"Przemysław Szyszka/SEEast News

Czy z tego względu nie obawia się pan wychodzić na ulice?

- Absolutnie. Muszę przyznać, co pewnie niejednego czytelnika zaskoczy, że społeczny odbiór mojej osoby jest bardzo pozytywny. Ludzie na ulicach bardzo często mnie rozpoznawali. Z uwagi na ogrom tej rozpoznawalności czasem bywało to kłopotliwe dla moich współtowarzyszy lub współtowarzyszek. Nigdy nie spotkałem się jednak z negatywnym odbiorem czy z jakąś nieprzychylną mi reakcją. Nikt nigdy nie krzyknął: ty taki, nie taki, ty sk***ysynie, bandyto... Ludzie podchodzili, zagadywali, pytali, czy mogą sobie ze mną zdjęcie zrobić. Mówili czasem, że czytali moją książkę, że śledzili doniesienia w mediach o mnie, że są zbulwersowani śledztwem w sprawie Papały i temu podobne.

- Paradoksem jest to, że moja obecna partnerka, gdy mnie poznała, nawet nie wiedziała, kim jestem. Dowiedziała się dopiero wtedy, gdy w zasadzie już byliśmy parą. Gdy się zorientowała, to nawet jej to trochę imponowało. Nie fascynował jej "Słowik", ale bardziej to, że ja jestem zupełnie inny, aniżeli mówią o mnie ludzie lub piszą media (…).

Były policjant Jan Fabiańczyk "Majami" powiedział mi o panu coś takiego: - Słowik mógłby być taką szarą eminencją, do której inni zgłaszają się o rozstrzygnięcie jakichś spornych kwestii: panie Andrzeju, jest taki problem, może pan by go rozsądził. Słowik mógłby dawkować swoje opowieści, siedząc w fotelu i paląc cygaro. Taki Don Słowiko, który gdzieś tam sobie siedzi i doradza innym, rozwiązuje jakieś kwestie. Co pan sądzi o takim scenariuszu dla siebie?

- "Majami" ma bujną wyobraźnię, chociaż z drugiej strony... Wspomniany "Majami" akurat najmniej wiedział na mój temat. Ja go nie znałem, nigdy nawet o nim nie słyszałem. W ogóle było dwóch policjantów o takiej ksywce. Jeden z Trójmiasta i on podobno zbliżył się do środowiska "Nikosia".

- Coś tam mógł wiedzieć, ale czy wiedział, to ja z kolei tego nie wiem. Ten "Majami", o którym mowa, podobno gdzieś tam pracował przy tak zwanej grupie mokotowskiej. To wszystko, co powstało z udziałem tej osoby, to jego własna interpretacja zdarzeń, a nie fakty.

"Słowik" twierdzi, że słowo "mafia" powstało na rzecz kampanii Krzaklewskiego
"Słowik" twierdzi, że słowo "mafia" powstało na rzecz kampanii KrzaklewskiegoJacek DomińskiReporter

Pana zdaniem w Polsce nie było mafii. Jednak według mnie "Pruszków" miał znamiona organizacji mafijnej.

- Korzystając z okazji, pragnę zaspokoić ciekawość czytelników, skąd wzięła się nazwa "mafia pruszkowska". Spieszę z wyjaśnieniem. Do 2000 roku nie było w polskiej rzeczywistości takiego określenia jak mafia. Powstało na rzecz kampanii prezydenckiej Mariana Krzaklewskiego. Gdyż, jak wszyscy się orientują, najlepszy kapitał polityczny zbija się na przestępcach. Zatem pan Krzaklewski w swoich spotach wyborczych pokazywał, że dzięki niemu została rozbita mafia pruszkowska. Co na niewiele się zdało, gdyż i tak przegrał wybory, a nas przez to pozamykali. Czy mafią można nazwać ludzi, którzy zostali skazani na sześć-siedem lat pozbawienia wolności? Najwyższy wyrok w sprawie tak zwanego zarządu mafii pruszkowskiej to właśnie siedem lat. Czy mafioso zostaje skazany jak zwykły złodziej, bo przecież takie wyroki dostają w naszym kraju złodzieje, a nie mafiosi. O zgrozo, taką mamy mafię w tym kraju.

Janusz Szostak pisze książki o polskim świecie przestępczym
Janusz Szostak pisze książki o polskim świecie przestępczymBartosz Krupa / East NewsEast News

Nie było mafii, to i jej bossów nie było?

- W mojej ocenie w Polsce nie było organizacji stricte mafijnej. Ładnie to określono, że był jakiś zarząd, ale nie było konkretnego przywództwa. Cały pomysł z tym, że to była grupa zbrojna, to była jakaś farsa. Został uchwalony konkretny przepis prawa, który był wykorzystywany, gdy stawiano zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Nie było istotne, czy została znaleziona broń i jakakolwiek amunicja, czy też nie. To było powszechne i powodowało, że takie osoby szły na "enki", gdzie wiadomo, jak było. Na podstawie takiego zarzutu można było też w nieskończoność przedłużać tymczasowy areszt.

A czym "Masa" obciążał pana?

- Obciążył mnie tylko przynależnością do grupy.

Na pewno tylko tym? W jego zeznaniach jawi się pan jako bezwzględny mafijny kiler.

- To jedynie konfabulacje "Miękkiej Dupy", bo taki kryptonim miał "Masa" w Komendzie Głównej Policji. Gdy został zwerbowany i zobaczyli, że jest to człowiek cenny i ulokowany tak blisko "Pruszkowa", to natychmiast musieli go jakąś ksywą uraczyć. A "Miękka Dupa" dlatego, bo jak się okazało, był najmniej charakterny ze wszystkich. Jeżeli oni kogokolwiek typowali na konfidenta, na osobę, którą mogą złamać, to myślę, że on był na pierwszym miejscu. Potwierdziły to również zeznania pewnego podinspektora składane w jednym z toczących się procesów. Był to policjant pomówiony przez "Masę", a następnie prawomocnie uniewinniony. On również potwierdził, że "Masa" miał nadany taki właśnie kryptonim, doskonale oddający jego charakter (…).

Czuje się pan mafiosem?

- Byłem zwykłym złodziejem mieszkaniowym, potrafiłem otwierać zamki. Więzienie mnie tego fachu nauczyło. Wcześniej nie miałem z tym styczności. Ja jestem taki ostatni Mohikanin, który nauczył się prawdziwego fachu, zasad złodziejskich i otwierania zamków. Spotkałem w więzieniu takich kolegów, którzy się uczyli jeszcze od starych złodziei z Lwowa, którzy się legalnie tego w szkołach uczyli. Zobaczyłem, jacy oni są fajni, jacy kulturalni. Jak różnią się od pozostałych więźniów. To mi się spodobało, nawet imponowało. Nie chciałem już być takim zwykłym grypsującym. Chciałem coś umieć, coś potrafić. Nauczyłem się tego wszystkiego, ale jak wyszedłem, okazało się, że koniunktura się skończyła  przestało się opłacać z tego żyć. Tak jak opłacalne było kiedyś bycie klawiszem, tak dziś ten zawód stracił na wartości.

Czy za grupami przestępczymi w Polsce stały służby specjalne?

- Za niektórymi oczywiście i, jak myślę, w tej kwestii nic się nie zmieniło.

Fragment książki
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas