Anna Golędzinowska: Ukazał mi się ojciec Pio
Była modelką w Mediolanie i prowadziła luksusowe lecz puste życie. Pewnej nocy przyszedł do niej starzec z brodą, który spytał: „Aniu, co ty wyrabiasz?”.
Myślała, że to halucynacje po alkoholu albo narkotykach. Miała za sobą przeszłość w agencji towarzyskiej, prowadziła rozrywkowe życie, nie wierzyła w Boga. A jednak właśnie Annie Golędzinowskiej ukazał się św. ojciec Pio, żeby ją nawrócić.
Anna nie miała łatwego życia. Wychowała się na warszawskim Żoliborzu. Po tragicznej śmierci ojca alkoholika jej nieradząca sobie mama została pozbawiona praw rodzicielskich. Dziewczynka trafiła pod opiekę babci. Jednak ta nie umiała poskromić wnuczki.
Anna nie uczyła się dobrze, coraz częściej wagarowała. Wpadła w złe towarzystwo. Potem było już tylko gorzej: narkotyki, drobne kradzieże. Miała 16 lat, kiedy rzuciła szkołę. Marzyła jej się kariera modelki i wielki świat. Dziewczyna miała odpowiednie warunki, jest wysoka, bez trudu więc dostała pracę w jednej z warszawskich agencji.
Piekło pod Turynem zamiast wybiegu
Wkrótce los się do niej uśmiechnął - znalazła się w gronie modelek wytypowanych do wyjazdu do Włoch, gdzie miały pracować dla najsławniejszych światowych projektantów. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna.
Zamiast czerwonego dywanu czekał na Annę ciemny, obskurny pokój w willi pod Turynem, gdzie pozbawiono ją paszportu i zmuszano do prostytucji. Prawdziwe piekło. - Najgorszym dniem w moim życiu był ten, kiedy jako 17-latka zostałam brutalnie zgwałcona przez klienta agencji towarzyskiej - opowiada.
Kiedyś zwierzyła się młodemu chłopakowi, który również korzystał z usług przybytku. Poruszony pomógł jej uciec. Do dziś nazywa go swoim Aniołem Stróżem. Jednak nie był to początek nawrócenia Anny.
Bajkowy świat bogaczy
Gdy trafiła do Mediolanu, postanowiła zrealizować marzenia o wielkiej karierze modelki i bogactwie. Poznała milionera Marca. Razem odurzali się kokainą i razem, prywatnym samolotem biznesmena, latali na kolacje do najlepszych restauracji w Paryżu. Wydawało się, że żyje jak w bajce: luksusowe rauty, podróże w egzotyczne zakątki świata. Jednak ona liczyła na więcej.
- Aniu, mogę dać ci wszystko, ale nie miłość - te słowa Marca wbiły nóż w jej serce. Odeszła od niego. Zaczęła pracować jako prezenterka w telewizji, stała się rozpoznawalna. Bywała na słynnych przyjęciach organizowane u premiera Włoch, Silvio Berlusconiego.
Podczas jednego z nich skąpo ubrana Ania wyskoczyła z tortu urodzinowego polityka. Zauroczyła jego siostrzeńca, Paola Enrica Barettę. Wkrótce dostała od niego pierścionek zaręczynowy z brylantem. Myślała, że osiągnęła już wszystko. Ale pewnego dnia wstrząsnął nią widok załamanego premiera.
- Kiedy umierała na raka siostra mojego narzeczonego, Berlusconi klęczał przy niej i płakał. Te wszystkie pieniądze, które miał, nie potrafiły jej uzdrowić - opowiada.
Przełom
To w tym czasie którejś nocy ukazał jej się starzec z brodą. - Stał przy łóżku, patrzył na mnie i kręcił głową. Byłam pewna, że mam halucynacje po alkoholu lub narkotykach, ale mój pies na niego szczekał. Zapaliłam lampkę, mając nadzieję, że zniknie, lecz starzec nadal stał przy moim łóżku. Patrzył na mnie, tak jakby chciał powiedzieć: "Aniu, co ty wyprawiasz?!" Potem rozpłynął się - wyznaje.
Wtedy szybko wymazała to zdarzenie z pamięci. Wkrótce jednak poznała głęboko wierzącego mężczyznę, wydawcę jej biografii, który zaproponował wyjazd do Medziugorje. Zgodziła się, choć nie miała nic wspólnego z Bogiem. - Na widok księdza dostawałam alergii - przyznaje.
Kiedy tam przyjechała, chciała zaraz wracać. - Patrzyłam na te babcie z różańcami i zastanawiałam się, co ja tu robię? - wspomina. Wydawca doradził jej, by została. Nagle na górze Križevac usłyszała głos: "Przebacz wszystkim! Ojcu, matce, nawet gwałcicielowi". - Tak zrobiłam. Postanowiłam wybaczyć tym, którzy mnie skrzywdzili, a wtedy moje twarde, cyniczne serce rozleciało się na kawałki. Pobiegłam do konfesjonału. Urodziłam się na nowo - opowiada.
Zwykłe życie
Rzuciła show-biznes i po roku wróciła do Medziugorje. Zamieszkała we wspólnocie maryjnej. Tam jedna z sióstr wręczyła jej modlitewnik z podobizną św. Ojca Pio. Dopiero wtedy zrozumiała, kto odwiedził ją kilka lat wcześniej. - Od kiedy dokonałam tego odkrycia, stale czuję bliskość Ojca. Myślę, że od początku nade mną czuwał. Często jeżdżę do San Giovani Rotondo. Modlę się do niego. Czuję, że jest i zawsze pomaga - wyznaje.
W 2014 roku Anna wzięła ślub z Michelem Doto. Zamieszkali na południu Włoch. - Prowadzę normalne życie. Sprzątam, piorę, gotuję i czuję, że żyję - mówi. Daje też świadectwo nawrócenia. Każde kończy słowami: "Kiedy stąd wyjdziecie, zadzwońcie choćby tylko do jednej osoby, która was skrzywdziła, i wybaczcie jej".
Gabriela Wolak-Wereśniak