Biblijna Maria Magdalena nie była prostytutką
Grzesznica, która namaszcza głowę Chrystusa olejkiem. Siostra Łazarza, krytykowana przez Judasza za marnotrawstwo. I nawrócona uczennica Jezusa, pierwszy świadek jego zmartwychwstania. Te trzy kobiety pojawiają się w Ewangeliach niezależnie – skąd więc pewność, że chodzi o jedną postać: Marię Magdalenę?
Nowy Testament przynosi nam zaledwie zarys wiedzy o [Marii Magdalenie]. Wiemy, że była uczennicą Jezusa z Nazaretu, która wraz z innymi kobietami szła za Nim od Galilei (Łk 8, 2-3), słuchając nauk i usługując ze swojego majątku. Chrystus uwolnił ją od siedmiu demonów, a ona wiernie pozostawała przy Nim także wówczas, gdy umierał na krzyżu. A później, gdy postanowiła o poranku odwiedzić grób swojego Nauczyciela, stała się pierwszym świadkiem Jego Zmartwychwstania. Otrzymała też polecenie, by tę wiadomość przekazać innym uczniom. To wszystko, co wiemy (...).
Już św. Augustyn zrobił wyraźny krok w kierunku utożsamienia Marii z Betanii z grzesznicą, o której pisał św. Łukasz. Co prawda trudno uznać, że przedstawił jakiś przekonujący wywód wsparty argumentami, ale ku takiej interpretacji się skłaniał przynajmniej czasami. Nawet jeśli Maria z Betanii, [siostra Łazarza] to rzeczywiście ta sama postać, którą faryzeusz rozpoznaje jako grzesznicę, to wciąż jeszcze nie tłumaczy przekonania, że niewiastą z olejkiem była co prawda Maria, ale Maria Magdalena. W pismach ojców Kościoła do IV wieku nie znajdziemy wzmianek, by Marię Magdalenę utożsamiano z Marią z Betanii, nie robi tego również Augustyn.
Rozwiązanie Grzegorza Wielkiego
Gordyjski węzeł analiz sceny z drogocennym olejkiem przeciął w końcu VI wieku papież Grzegorz Wielki. Tak, "przeciął" to dobre słowo, bo trudno w tym przypadku mówić o mozolnym rozsupływaniu węzłów różnic między opisami i wątków, które nie do końca do siebie pasują. Mieczem papieża okazały się jego homilie, w których o Marii Magdalenie wspomina parokrotnie. Zwłaszcza dwie są tu znamienne. W homilii 25. Grzegorz analizuje opis przybycia Marii Magdaleny do pustego grobu. Już słowa wprowadzające pokazują, jak kaznodzieja widzi tę postać:
Maria Magdalena, która wcześniej była w mieście grzesznicą, wskutek ukochania Prawdy zmyła łzami zmazy przestępstwa: i tak wypełniają się słowa Prawdy, która mówi: "Odpuszczone jest jej wiele grzechów, gdyż wielce umiłowała" (por. Łk 7, 47). Bo ta, która najpierw wskutek popełniania grzechów pozostawała zamarzła - potem wskutek ukochania potężnie zapłonęła.
A zatem papież nie ma wątpliwości, że to właśnie ona jest Łukaszową niewiastą z olejkiem, [grzesznicą, która namaściła głowę Chrystusa]. Skąd jednak taka pewność? Co kieruje Grzegorzem, by dokonać tej właśnie identyfikacji? Tego kaznodzieja nie wyjaśnia, skupiając się na przedmiocie homilii - obecności Marii przy grobie i rozpoznaniu zmartwychwstałego Chrystusa. Pod koniec kazania raz jeszcze ponawia zestawienie Marii Magdaleny i grzesznicy, ale robi to także bez wdawania się w dowodzenie.
Można zrozumieć, że aby wyłożyć problem w zwięzły sposób, Grzegorz nie mógł się rozdrabniać, opisując wszystkie szczegóły. Homilia o zmartwychwstaniu to przecież nie kazanie o drodze życia Marii Magdaleny. Ale już jedna z kolejnych - opatrzona w zbiorze numerem 33 - poświęcona jest właśnie scenie z alabastrowym flakonem, którą przedstawił św. Łukasz. I tu także Grzegorz idzie wcześniej wytyczonym szlakiem:
Zawsze kiedy rozmyślam nad pokutą Marii, to raczej chce mi się płakać, niż cokolwiek mówić. Bo też czyjego, choćby i kamiennego, serca nie zmiękczają ku czynieniu pokuty łzy tej grzesznicy? Bo przemyślała to, co uczyniła, i nie chciała hamować się w tym, co czyniła. Wkroczyła między wspólnie biesiadujących; przyszła, choć nikt jej nie kazał, na ucztę podała łzy.
Uczcie się, jakim bólem płonie, skoro nie wstyd jej płakać nawet pośród uczty. Uznajemy przy tym, że to ona - którą Łukasz nazywa niewiastą grzesznicą, zaś Jan Marią - jest tą Marią, o której zaświadcza Marek, że wyrzuconych z niej zostało siedmiu czartów.
Z Ewangelii według św. Marka czerpiemy pewność, że Maria Magdalena to ta, z której Jezus wypędził siedem demonów. A zatem wszystkie trzy kobiety - grzesznica w opisie Łukaszowym, Maria z Betanii i Maria Magdalena - są według Grzegorza tą samą niewiastą. Jest to więc ta, która rozpoznała Chrystusa zmartwychwstałego, ale i ta, która szła za Nim wraz z innymi kobietami, a zarazem ta sama, którą wcześniej całe miasto znało jako grzesznicę, i ta, która wolała słuchać Jezusa, niż pomagać siostrze w usługiwaniu w domu Łazarza.
Papieskie credimus
Powraca jednak nieuniknione pytanie: skąd pewność, że we wszystkich tych przypadkach chodzi o jedną kobietę? Chociaż przez kolejne piętnaście wieków hipoteza Grzegorza bardzo mocno upowszechniła się w zachodnim chrześcijaństwie, okazuje się, że sam papież wcale nie był pewien jej słuszności. W zasadniczym dla sprawy wywodzie, kiedy łączy postaci, używa najistotniejszego wyrazu, który chyba nader często niknie wśród późniejszych interpretacji - "wierzymy" (credimus).
Łatwo w tym miejscu o uwagę, że przecież i w Jezusa wierzymy, zatem termin ten nie oznacza powątpiewania, ale wyraża istotne przekonanie. Taki zarzut miałby jednak charakter bardziej publicystyczny niż opisujący stan rzeczywisty. Jest tu bowiem zasadnicza różnica. Kiedy Grzegorz używa słowa, wyraża credimus przekonanie nieoparte na właściwych argumentach wprost wynikających z Biblii i nauki jego poprzedników. Zdaje sobie z tego doskonale sprawę, tak samo jak znający łacinę zdają sobie sprawę, że credimus można także przetłumaczyć jako "uznajemy", "jesteśmy przekonani" czy "mamy przeświadczenie".
A jednak mimo braku pewności Grzegorz zdecydował się utożsamić postać z drogocennym olejkiem z Marią Magdaleną (...). Dopiero kiedy przyjrzymy się myśli Grzegorza z większej perspektywy, bardziej zrozumiały okaże się jego zabieg dotyczący Marii Magdaleny. Jest ona dla niego jednym z przykładów właściwej drogi prowadzącej do Chrystusa i przemieniającej całe życie. Dlatego właśnie papież potrafi ją zestawić z apostołem Piotrem, nawróconym łotrem z krzyża i Zacheuszem - każdy z nich przebył swoją drogę ku Chrystusowi, przemieniającą życie, a wszyscy okazali się ludźmi nadziei i pokuty.
Artykuł stanowi fragment książki Pawła F. Nowakowskiego "Maria Magdalena". Kliknij i kup z rabatem w księgarni wydawcy
Zainteresował cię ten tekst? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o kobietach, których wynalazki zmieniły świat
Czytaj dalej na następnej stronie!
Stąd też w tym gronie znalazła się Maria Magdalena, na którą Grzegorz patrzy przez jakby podwójne okulary - odnosząc się do sceny z olejkiem i symbolicznego rozumienia wszystkiego, co się z tą sceną wiąże. Włosy Marii Magdaleny przed spotkaniem z Jezusem będą oznaką jej wabiącej kobiecości, by w chwili zetknięcia z Nim służyć do ocierania łez. Oczy, które wiodły do ziemskich pragnień, po przemianie zasłania płacz. Usta, które kiedyś niosły słowa pychy, teraz przywierają do stóp Zbawiciela.
Kaznodzieja, a nie historyk
Papież Grzegorz ma jednak tak bogatą wyobraźnię, że nie poprzestaje na jednym porównaniu. Idzie on dalej, przypominając historię Ewy, która na samym początku dziejów swoim własnym upadkiem ściągnęła grzech na ludzkość. Teraz to Maria Magdalena, przemieniona grzesznica, przynosi wieść o odkupieniu. Dzieje się to wtedy, gdy za jej sprawą apostołowie dowiadują się o Zmartwychwstaniu Chrystusa. Czysta Ewa wikła się w grzech, który staje się naszym udziałem. Grzeszna Magdalena zwraca się ku Jezusowi i świadczy o odkupieniu. To jest właściwy klucz do zrozumienia całej konstrukcji, na którą decyduje się Grzegorz Wielki.
Autor Homilii połączył w jedno historię niewiasty z olejkiem i postać Marii Magdaleny. Obie miały dla niego swój wymiar moralny i symboliczny. Jeśli popatrzeć na jego rozważania z tej perspektywy, doprawdy, trudno im cokolwiek zarzucić. Jednocześnie trzeba pamiętać o konwencji. Grzegorz podsuwał czytelnikowi wiele propozycji odczytania jednego obrazu. Jeśli ktoś chce traktować jego teksty jak opis faktów, rozczaruje się, bo papież nie podchodzi do sprawy jak historyk.
Nie prowadzi badań nad źródłami, tak jak jesteśmy do tego dziś przyzwyczajeni. Interesuje go zupełnie co innego. Sam Grzegorz zapewne byłby zdumiony tym, że po wiekach najtrwalszym dziedzictwem tych dwóch kazań okaże się utożsamienie Marii Magdaleny z nawróconą grzesznicą, a nie moralne konsekwencje nauki, którą chciał przekazać. Jest to ostrzeżenie dla każdego duchowego przywódcy, by myśląc o wzniosłych sprawach moralnych, nie porzucał mozolnego rzemiosła historycznego. Bowiem nawet będąc biskupem z przydomkiem "Wielki", nie można przewidzieć wszystkich konsekwencji niedbałości warsztatowych.
Nie ma wątpliwości, że nasza dzisiejsza wizja Marii Magdaleny jako nawróconej grzesznicy wywodzi się z pewnej niefrasobliwości Grzegorza Wielkiego, która niczym kula śniegowa urosła w ciągu kolejnych wieków. Utożsamienie przez papieża z przełomu VI i VII wieku Marii Magdaleny z nawróconą grzesznicą to jedno. Natomiast konsekwencje, jakie przyniosło dla chrześcijan zachodnich upowszechnienie się tej koncepcji, to zupełnie inne zagadnienie (...).
"Siedem demonów"
Nie ulega wątpliwości, że i sam Grzegorz czymś się zainspirował, by dokonać takiego zabiegu. Połączenie [grzesznicy i siostry Łazarza, dwóch] niewiast z opisu biesiady mimo istotnych różnic wydaje się zrozumiałe, ale wskazanie, że chodzi tu o Marię Magdalenę, to zupełnie co innego. Nie da się dziś dociec, skąd u papieża wzięło się skojarzenie jej z kobietą grzeszną. Można się tylko domyślać.
Jeśli przyjrzymy się temu, co Nowy Testament mówi wprost o Marii Magdalenie, zobaczymy, że jedynym elementem, który może kierować myśl w tę stronę, jest informacja podana przez ewangelistę Marka: "Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której kiedyś wyrzucił siedem demonów" (Mk 16, 9). To zdanie z zakończenia Ewangelii, odmiennego stylistycznie od jej zasadniczej części, a przy tym bardzo lakoniczne. Autor nie zamierzał opisywać Marii Magdaleny, wspomniał jedynie o istotnym fakcie z jej życia.
Nie poinformował też, czym charakteryzowały się owe demony. Ani on, ani żaden z innych autorów Nowego Testamentu nie przedstawia nigdzie samego zdarzenia. Ten niedosyt, który wywołuje wzmianka u Marka, jest jednocześnie czymś, co skłania do zadawania pytań, budzi dociekania i refleksje, zależnie od charakteru tego, kto na owo zdanie spogląda.
Grzegorz Wielki był właśnie takim człowiekiem, który dopatrywał się we wszystkim symbolu, wszędzie dostrzegał źródło nauki moralnej. Musiał więc czytać to zdanie i o nim rozmyślać. Wydaje się dość prawdopodobne, że lakoniczność zapiski popchnęła go do uznania "siedmiu demonów" za bezmiar występków (...).
Jeśli faktycznie Grzegorz Wielki zainspirował się wspomnieniem o egzorcyzmach, by połączyć opisy Marii Magdaleny i kobiety z olejkiem narodowym, to nie zrobił tego, by nakreślić negatywny obraz kobiety z otoczenia Jezusa. Jego rozważania stawiają Magdalenę za wzór do naśladowania, jest ona przykładem zawierzenia i przylgnięcia do Niego. Dzisiejsze zarzuty, które sprowadzają się do tego, że przez informację o egzorcyzmach chciano zrobić z Magdaleny wariatkę, a przez połączenie z opisem kobiety z alabastrowym flakonem utrwalić jej negatywny obraz jako prostytutki, musiałyby szczerze zadziwić ówczesnych autorów, którzy ze zdumieniem szukaliby w swoich tekstach słów mogących skłonić do takich wniosków.
Efekt zresztą okazał się inny. Wizja papieża Grzegorza, łączącego biblijne postacie w jedną, przeważyła w zachodnim chrześcijaństwie. Enigmatyczna postać z krótkich wzmianek nabrała kolorów i kształtu, można było o niej powiedzieć coś więcej. Wyrazista scena z olejkiem pozwoliła zarysować cechy charakteru, a połączenie jej z Marią z Betanii dodało gotowość do słuchania słowa Bożego. Maria Magdalena stała się więc kobietą w pełni - pociągającą, wrażliwą, refleksyjną i gotową do służby.
Artykuł stanowi fragment książki Pawła F. Nowakowskiego "Maria Magdalena". Kliknij i kup z rabatem w księgarni wydawcy
Zainteresował cię ten tekst? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o kobietach, których wynalazki zmieniły świat
Paweł F. Nowakowski - historyk i teolog pracujący na Akademii Ignatianum w Krakowie. Autor zaskakującej "Maryi. Biografii Matki Bożej". Po jego opowieści o Marii Magdalenie trudno będzie napisać o niej lepszą książkę.