Chińskie karpie, niekorzystne zakupy na raty, oszukańcze promocje
Przez lata poznałyśmy triki sprzedawców i nauczyłyśmy się im opierać. Jednak świąteczna atmosfera robi swoje. To naturalne, że w grudniu kupujemy więcej, ale warto wiedzieć, jak nie kupić za dużo.
Triki, które stosują sklepy, mają nawet nazwę, to tzw. marketing sensoryczny. Polega na stworzeniu atmosfery sprzyjającej robieniu zakupów. Tak działają np. miły zapach, muzyka, oświetlenie. Naukowcy z uniwersytetu w Waszyngtonie zbadali, że kompozycja zapachowa rozpylona w sklepie sprawia, że klienci kupują o 20 proc. więcej niż zamierzali. Zapach pieczywa zwiększa chęć zakupu rzeczy do domu, skóry i cedru - drogich mebli i akcesoriów, a kwiatowo-cytrusowy - produktów spożywczych.
Te sposoby sklepy stosują na co dzień, ale teraz jesteśmy "zagrożeni" także typowo świątecznymi pułapkami. Sporo takich haczyków, groźnych dla portfela lub... dla zdrowia, czyha w ofertach zakupów na raty, w supermarketach, a nawet na bazarkach.
Chińskie karpie
Ryby w Chinach najczęściej hodowane są na obszarach przemysłowych. W tym kraju nie ma też przepisów regulujących warunki hodowli. Do wody dostają się ścieki i chemikalia. Mięso może więc być skażone metalami ciężkimi i pestycydami. Dodatkowo lód, w którym ryby są przewożone, jest zrobiony z wody niezdatnej do picia - co może być przyczyną dodatkowego skażenia mięsa.
Uwaga! Polski karp nie musi być polski. Sprzedawcy mogą zwyczajnie oszukiwać - licząc, że nikt nie będzie sprawdzał dokumentów pochodzenia ryb. Ale nawet jeśli mają taki dokument, to też nie daje on 100 proc. gwarancji. I nie musi to być zła wola sprzedawcy. Hurtownie stosują sprytny trik - importują całe ryby i same je porcjują - wtedy zgodnie z przepisami mogą wpisać w dokumenty "towar wyprodukowany w Polsce".
By kupić prawdziwego polskiego karpia, najlepiej pojechać do gospodarstwa hodowlanego, ale wiadomo, że nie wszyscy mamy taką możliwość. Jest jednak sprytny sposób - zapytajmy sprzedawcę, gdzie dokładnie kupił ryby, które sprzedaje. Jeśli bez wahania wymieni nazwę gospodarstwa, jest duża szansa, że karp jest nasz.
Oszukańcze promocje
"Świąteczna promocja", "okazja", "taniej na święta" - to hasła, które znajdziemy w niemal każdym sklepie. Na metkach towarów widzimy przekreśloną starą cenę i wpisaną nową - o 20-30 proc. niższą. Trik polega na tym, że... to nieprawda. Towar kosztuje tyle, co zwykle (a zdarza się że drożej), a wyższa cena (ta przekreślona) została wprowadzona kilka dni wcześniej albo nigdy nie obowiązywała.
Ten trik jest stosowany głównie w sklepach spożywczych oraz odzieżowych i dotyczy produktów niedrogich albo takich, które kupujemy głównie przed świętami. Wtedy jest mała szansa, że będziemy pamiętać, ile kosztowały tydzień temu.
Zdarza się też, że na regale z towarem widzimy naklejkę "promocja", a towar kosztuje dokładnie tyle, co zwykle. Perfidne oszustwo to "cena promocyjna" podana tylko na półce, a nie na opakowaniu towaru. Przy kasie okazuje się, że towar kosztuje tyle, co zwykle - jeśli w ogóle to zauważymy, bo przecież nie musimy przyglądać się, co kasjerka nabija na kasę.
Uwaga! Towar musi mieć cenę na opakowaniu - warto ją porównać z tą na półce, albo... zrobić zdjęcie komórką - tak żeby była widoczna "promocyjna cena". Wtedy mamy prawo domagać się, by sklep sprzedał nam towar właśnie w tej cenie i nie musimy akceptować "tłumaczenia", że to cena ze starej promocji, która się skończyła.
Świąteczne promocje, zwłaszcza sprzętu AGD i RTV, często obejmują tylko bardzo ograniczony asortyment, czyli po prostu "niechodliwy" towar. Taki, który już długo zalega w sklepie i nie udało się go sprzedać. Zanim zdecydujemy się na taki zakup, warto porównać parametry sprzętu w promocji, z tym w zwykłych cenach. Może się okazać, że ten promocyjny jest po prostu gorszy - ma mniej funkcji, zużywa więcej prądu itp.
Zakupy na raty
Kup teraz, zapłać za pół roku - sklepy (głównie RTV i AGD) liczą, że skoro nie musimy płacić od razu, kupimy więcej sprzętów. Promocja jest prawdziwa, ale ma haczyk - kiedy przyjdzie czas spłacania rat, musimy tego bardzo pilnować. Jeśli spóźnimy się choćby o jeden dzień, może się okazać, że to anuluje warunki promocji i zostaną naliczone odsetki nie za spóźnienie, ale za całe pół roku, kiedy nie spłacaliśmy rat.
Przedłużona gwarancja - to także sposób, przez który za towar płacimy więcej. A na dodatek zwykle dowiadujemy się, że jest obowiązkowa dopiero przy podpisywaniu umowy ratalnej - wtedy już bardzo trudno wycofać się z zakupu. Dopłacamy więc kilkadziesiąt, a przy drogich rzeczach kilkaset złotych.
Obowiązkowe ubezpieczenie kredytu - to kolejny sposób na wyciągnięcie pieniędzy. Niby raty nic nas nie kosztują, ale ubezpieczenie - już tak. Jeśli raty są 0%, to RRS0 (Roczna Rzeczywista Stopa Oprocentowania) też powinna wynosić 0%.
Karta kredytowa "w bonusie" - zakupy na raty to tak naprawdę kredyt, który bierzemy w banku. Gdy podpisujemy umowę, może okazać się, że jej warunkiem jest podpisanie zgody na kartę kredytową. W jej używaniu nie ma nic złego, ale pamiętajmy, że musimy wydać przy jej pomocy określoną sumę co miesiąc. Inaczej będziemy płacić za jej posiadanie. Poza tym musimy też pilnować terminów spłacania - jeśli zapomnimy, odsetki będą bardzo wysokie.
Oferta uczciwa, ale nie zawsze korzystna
"Piąty produkt..." za złotówkę albo 90 proc. taniej - to oferty, którymi zachęcają nas do zakupów głównie sklepy AGD i RTV. Ale czy to korzystna oferta? Zastanówmy się - kto naprawdę musi kupić jednocześnie aż 5 sprzętów? Młode małżeństwo, które właśnie urządza swoje pierwsze mieszkanie - na pewno. Ale my?
Zwykle jest tak, że potrzebujemy 2-3 rzeczy, a te "brakujące" dobieramy na zasadzie "przyda się", "żal nie skorzystać", "na prezent". Pamiętajmy, że np. za 1 zł dostaniemy rzecz najtańszą. To oznacza, że zakup jest opłacalny, gdy kupujemy 5 sprzętów mniej więcej w podobnej cenie. Bo jeśli kupujemy 5 rzeczy, ale najtańsza kosztuje 40 zł, to wydamy jednorazowo dużo, a oszczędzimy niewiele.
***Zobacz także***