Coco Chanel: Obiekt pożądania

Natura człowieka rządzi się swoimi prawami, które są silniejsze niż cokolwiek innego. Robert Green w książce "Prawa ludzkiej natury" dzieli się wskazówkami, które pozwalają rozszyfrować każdego człowieka. Przeczytaj fragment o fenomenie Coco Chanel, która ze wszystkiego potrafiła uczynić obiekt pożądania.

Coco Chanel nie miała kobiecych kształtów i nie była klasyczną pięknością
Coco Chanel nie miała kobiecych kształtów i nie była klasyczną pięknościąGeorge Hoyningen-Huene/AGIPAgencja FORUM

W 1895 roku Gabrielle Chanel przez kilka dni siedziała przy łóżku swojej matki i obserwowała, jak w wieku trzydziestu trzech lat powoli umiera ona na gruźlicę. Życie Gabrielle zawsze było ciężkie, ale teraz mogło być tylko gorzej.

Wraz z rodzeństwem dorastała w biedzie, tułając się od jednych krewnych do drugich. Jej ojciec był wędrownym handlarzem, który nienawidził jakichkolwiek więzów czy odpowiedzialności i rzadko bywał w domu. Matka, która często towarzyszyła mężowi w podróżach, była jedyną kojącą siłą w ich życiu.

Tak jak Gabrielle się obawiała, kilka dni po śmierci matki zjawił się ojciec i umieścił ją wraz z dwiema siostrami w klasztorze w centralnej Francji. Obiecał, że wkrótce wróci, ale nie zobaczyły go już nigdy. (...)

W ciągu pierwszych kilku miesięcy swojego pobytu w klasztorze Gabrielle próbowała przystosować się do tego nowego świata, ale czuła się wyjątkowo niespokojna. Pewnego dnia odkryła serię w jakiś sposób przeszmuglowanych do klasztoru romantycznych powieści, które wkrótce stały się jej jedynym ratunkiem.

Ich autorem był Pierre Decourcelle i prawie wszystkie zawierały opowieści o Kopciuszku — o dziewczynie dorastającej w biedzie, którą wszyscy gardzą i wytykają palcami i która nagle, za sprawą jakiegoś sprytnego zwrotu akcji, trafia do świata pełnego bogactwa. (...)

W wieku osiemnastu lat opuściła klasztor i trafiła do szkoły z internatem, także prowadzonej przez zakonnice, gdzie została przygotowana do zawodu szwaczki.

Szkoła mieściła się w małym miasteczku, w którym Gabrielle szybko odkryła swoją nową pasję — teatr. Uwielbiała wszystko — stroje, dekoracje, aktorów w scenicznym makijażu. Teatr był światem transformacji, w którym każdy mógł być kimkolwiek chciał.

Zapragnęła zostać aktorką i zrobić karierę w teatrze. Wymyśliła sobie pseudonim sceniczny Coco i zaczęła próbować wszystkiego — aktorstwa, śpiewu i tańca. Miała sporo energii i charyzmy, ale dość szybko uświadomiła sobie, że brakuje jej talentu, aby odnieść sukces, którego tak bardzo pragnęła.

Pogodziwszy się z tym, wkrótce zaczęła marzyć o czymś nowym. Wiele aktorek, które nie były w stanie zarobić na życie, pracując w zawodzie, zostawało kurtyzanami utrzymywanymi przez zamożnych kochanków. Takie kobiety miały ogromne garderoby, mogły pojawiać się tam, gdzie chciały, i chociaż członkowie tak zwanego dobrego towarzystwa patrzyli na nie z góry, nie ograniczali ich despotyczni mężowie.

Gabrielle miała szczęście — Etienne Balsan, młody mężczyzna, któremu spodobała się na scenie, poprosił ją, aby zamieszkała w pobliskim zamku będącym jego własnością. Etienne odziedziczył rodowy majątek i wiódł bardzo rozrywkowe życie. Gabrielle, znana obecnie wszystkim jako Coco, przyjęła tę ofertę.

Zamek był pełen kurtyzan z całej Europy, ciągle jakieś przyjeżdżały i wyjeżdżały. Niektóre były sławne, a wszystkie piękne i światowe. Życie tam okazało się stosunkowo proste, obejmowało głównie konne przejażdżki po okolicy i wieczorne niezwykle wystawne imprezy.

Zauważalne były różnice klasowe. Ilekroć do zamku przybywali arystokraci lub bardzo ważne osoby, kobiety takie jak Coco jadały ze służbą i musiały pozostać niewidoczne. Nie mając nic do roboty i ponieważ znowu czuła się niespokojna, Coco zaczęła przeprowadzać na sobie autoanalizę i myśleć o tym, co ją czeka w przyszłości.

Miała wielkie ambicje, ale wychodziło na to, że zawsze dąży do czegoś, co jest poza jej zasięgiem — stale marzyła o przyszłości, która była po prostu niemożliwa. Najpierw były to pałace z romansów, potem wielka kariera na scenie i zamiar stania się drugą Sarą Bernhardt.

Najnowsze marzenie było równie absurdalne. Wspaniałe kurtyzany były zmysłowymi, pięknymi kobietami, tymczasem Coco wyglądała raczej jak chłopiec. Nie miała kobiecych kształtów i nie była klasyczną pięknością. Tym, czym oczarowywała mężczyzn, były raczej jej styl bycia i energia — cechy raczej nietrwałe.

* Więcej o książce Roberta Greene'a "Prawa ludzkiej natury" przeczytasz TUTAJ.

***Zobacz także***

Ada Fijał: moda to dowolność, licentia poetica i coś, co ma służyć zabawieNewseria Lifestyle/informacja prasowa
Coco Chanel pragnęła mężczyzn, którzy byli już zajęci
Coco Chanel pragnęła mężczyzn, którzy byli już zajęciFine Art Images/Image StateEast News

Zawsze chciała czegoś, co mieli inni, wyobrażając to sobie jako coś w rodzaju ukrytego skarbu. W przypadku innych kobiet byli nim ich narzeczeni lub mężowie, a największym pragnieniem Coco było ich uwodzenie, co robiła przy wielu okazjach. Kiedy jednak otrzymywała to, czego chciała, na przykład narzeczonego lub życie w zamku, nieuchronnie zaczynała odczuwać rozczarowanie rzeczywistością.

Nie było wiadomo, co tak naprawdę mogłoby ją ostatecznie zadowolić. Pewnego dnia, nie zastanawiając się, do czego konkretnie zmierza, weszła do sypialni Balsana i podkradła mu kilka ubrań. Zaczęła nosić stroje, które zestawiała, kierując się wyłącznie własną inwencją — na przykład klasyczne, zapinane pod szyją koszule i tweedowe płaszcze w połączeniu z własnymi ubraniami, a na głowie męski słomkowy kapelusz.

Nosząc te stroje, zauważyła, że po pierwsze ma poczucie niezwykłej wolności dzięki wyzwoleniu się z gorsetów, niewygodnych sukni i ciężkich nakryć głowy, jakie nosiły kobiety, a po drugie, że zwraca na siebie uwagę, co sprawia jej niezwykłą przyjemność.

Pozostałe kurtyzany zaczęły się jej przyglądać z nieukrywaną zazdrością. Urzekł je ten androgyniczny styl. Nowe stroje dobrze pasowały do jej sylwetki, a poza tym nikt dotąd nie widział tak ubranej kobiety. Balsan był oczarowany. Zabrał ją do swojego krawca, który na podstawie wskazówek, jakich mu udzieliła, dopasował dla niej chłopięcy strój jeździecki z bryczesami.

Coco nauczyła się jeździć konno, ale nie siedząc w siodle bokiem, jak inne kobiety. Zawsze miała w sobie sportowe zacięcie, więc w ciągu kilku miesięcy stała się doświadczoną amazonką. I zaczęła się wszędzie pojawiać w swoim dziwnym stroju do jazdy konnej.

Nowy wygląd uświadomił w końcu Coco charakter jej niejasnych pragnień: tym, czego chciała, była władza i wolność, jaką mieli mężczyźni — a odzwierciedlały to mniej krępujące ubrania, jakie nosili.

Coco wyczuwała także, że i inne kurtyzany — czy w ogóle inne kobiety mieszkające w zamku — mogłyby się z tymi pragnieniami identyfikować. Było to coś ledwie uchwytnego, coś w atmosferze — tłumiona skłonność, którą dobrze wykorzystała. Po kilku tygodniach niektóre kurtyzany zaczęły odwiedzać ją w pokoju i przymierzać słomkowe kapelusze, które ozdabiała wstążkami i piórami.

W porównaniu ze skomplikowanymi i niewygodnymi nakryciami głowy, które kobiety musiały przypinać do włosów, te kapelusze były proste i łatwe w noszeniu. Kurtyzany zaczęły pojawiać się w mieście w kapeluszach od Chanel i wkrótce także inne kobiety z okolicy zaczęły pytać, gdzie można je kupić.

Balsan zaproponował Coco, aby skorzystała z jego mieszkania w Paryżu, w którym mogłaby zacząć robić znacznie więcej kapeluszy i być może rozpocząć działalność biznesową. Jego oferta została skwapliwie przyjęta.

Wkrótce w życiu Coco pojawił się nowy mężczyzna — bogaty Anglik Arthur Capel, którego ekscytował jej nietypowy wygląd i wielkie ambicje. Zostali kochankami. Capel zaczął przysyłać do studia Coco swoje przyjaciółki arystokratki i wkrótce jej kapelusze stały się przebojem.

Niedługo potem oprócz kapeluszy Coco zaczęła sprzedawać projektowane przez siebie stroje — wyglądające tak samo androgynicznie jak te, które nosiła sama, wykonane z najtańszej dzianiny dżersejowej, ale wydające się zapewniać pewien rodzaj swobody ruchów, tak różny od tego, do czego przyzwyczaiły kobiety dominujące dotąd style.

Capel zachęcił ją do otwarcia sklepu w nadmorskim miasteczku Deauville, w którym spędzali letnie miesiące wszyscy modni paryżanie. Pomysł okazał się świetny: w stosunkowo małym, pełnym wścibskich oczu i najmodniejszych Francuzek mieście zachowanie i stroje Coco wzbudziły sensację.

Zaskakiwała na przykład mieszkańców, kąpiąc się w morzu. Kobiety nie robiły takich rzeczy, a kostiumy kąpielowe dla nich zasadniczo nie istniały, więc uszyła własny z takiej samej dzianiny, z której były jej stroje. Po kilku tygodniach jej sklep zaczęły nieustannie oblegać domagające się kostiumów kobiety.

Spacerowała po Deauville ubrana we własne, charakterystyczne stroje — androgyniczne, łatwe do noszenia i lekko prowokacyjne, bo podkreślały linię ciała. Znalazła się na ustach całego miasta. Kobiety desperacko próbowały się dowiedzieć, skąd bierze swoje ubrania.

* Więcej o książce Roberta Greene'a "Prawa ludzkiej natury" przeczytasz TUTAJ.

***Zobacz także***

Ada Fijał: moda to dowolność, licentia poetica i coś, co ma służyć zabawieNewseria Lifestyle/informacja prasowa
Bogate kobiety chętnie płaciły wygórowane ceny, aby tylko mieć swój udział w mistyce Chanel
Bogate kobiety chętnie płaciły wygórowane ceny, aby tylko mieć swój udział w mistyce ChanelGetty Images

Coco stale improwizowała, korzystając z męskich strojów i próbując tworzyć nowy styl. Rozcięła jeden ze swetrów Capela, dodała guziki, tworząc nowoczesną wersję kardiganu dla kobiet, i wywołała szaleństwo. Ścięła włosy na krótko, wiedząc, że taka fryzura pasuje do jej twarzy, i nagle stało się to nowym trendem.

Wyczuwając, że to jej czas, rozdawała szyte przez siebie ubrania za darmo pięknym kobietom o odpowiednich koneksjach, które z kolei zaczynały ścinać włosy w podobny do niej sposób.

Uczestnicząc w najbardziej wziętych przyjęciach, te kobiety — wyglądające jak klony samej Chanel — stały się wzorcami nowego stylu, który rozprzestrzenił się daleko poza granice Deauville, docierając do samego Paryża.

W 1920 roku Chanel stała się jedną z najbardziej znanych projektantek mody na świecie i najsłynniejszą twórczynią trendów swoich czasów. Jej ubrania zostały zbroją nowej kobiety — pewnej siebie, prowokującej i nawet nieco zbuntowanej.

Niektóre sukienki swojego autorstwa, chociaż były tanie w produkcji i nadal szyte z dżerseju, wyceniała niezwykle drogo, a bogate kobiety chętnie płaciły wygórowane ceny, aby tylko mieć swój udział w mistyce Chanel.

Szybko wróciła jednak dawna nerwowość. Coco chciała czegoś innego, większego — szybszego sposobu na dotarcie do kobiet z wszystkich kręgów społecznych. Aby zrealizować to marzenie, zdecydowała się na bardzo nietypową strategię — stworzyła i wprowadziła na rynek własne perfumy.

W tym czasie domy mody nie sprzedawały własnych perfum i nikt nie słyszał o promujących je kampaniach marketingowych. Ale Chanel miała plan. Perfumy miały być tak charakterystyczne jak jej ubrania, ale jeszcze bardziej eteryczne, dosłownie jak aura, która ekscytowałaby i mężczyzn, i kobiety, zarażając wszystkich pragnieniem ich posiadania.

Aby to osiągnąć, wybrała przeciwny niż inni wytwórcy perfum kierunek, odchodząc od naturalnego, kwiatowego zapachu. Zamiast tego chciała stworzyć coś, czemu nie dałoby się przypisać woni konkretnego kwiatu. Chciała, żeby jej perfumy pachniały jak "bukiet abstrakcyjnych kwiatów", ich zapach miał być przyjemny, ale zupełnie nowatorski.

W przeciwieństwie do innych perfum jej kompozycja miała pachnieć dla każdej kobiety inaczej. Posunęła się nawet dalej i postanowiła nadać jej wyjątkowo niezwykłą nazwę. Perfumy nazywano w tamtych czasach w niezwykle poetycki i romantyczny sposób, a Chanel nadała im nazwę pochodząca od własnego nazwiska i dodała prosty numer — Chanel nr 5, jakby był to jakiś eksperymentalny środek chemiczny.

Perfumy nalewano do eleganckich, modernistycznych buteleczek, a na etykietce pojawiło się nowe logo w postaci połączonych ze sobą liter "C". Nic nie wyglądało tak jak one! Aby wprowadzić perfumy na rynek, Coco zdecydowała się na kampanię podprogową. Zaczęła od rozpylania zapachu w swoim paryskim sklepie. Wypełniał powietrze i klientki stale pytały, co to takiego, a Coco udawała, że nie wie, o co im chodzi. Następnie wsuwała buteleczki bez etykiet, do torebek najzamożniejszych i najbardziej ustosunkowanych klientek.

Wkrótce kobiety zaczęły mówić o tym dziwnym, nowym zapachu, uzależniającym i niemożliwym do przypisania żadnemu ze znanych kwiatów. Wieść o kolejnym osiągnięciu Chanel zaczęła się rozprzestrzeniać jak pożar i w jej sklepie pojawiały się tłumy kobiet błagających o sprzedanie im tego nowego zapachu, którego buteleczki zaczęła dyskretnie ustawiać na półkach. Cały zapas został wyprzedany po zaledwie kilku tygodniach.

W branży nic podobnego nigdy dotąd się nie wydarzyło — Chanel nr 5 stały się najsłynniejszymi perfumami w historii, przynosząc Coco fortunę. Przez następne dwadzieścia lat dom mody Chanel niepodzielnie panował w branży, ale w czasie II wojny światowej Coco flirtowała z nazizmem, pozostając w Paryżu podczas okupacji i utrzymując kontakty z prominentnymi hitlerowcami.

* Więcej o książce Roberta Greene'a "Prawa ludzkiej natury" przeczytasz TUTAJ.

***Zobacz także***

Ada Fijał: moda to dowolność, licentia poetica i coś, co ma służyć zabawieNewseria Lifestyle/informacja prasowa
Bardziej niż na zarabianiu pieniędzy zależało jej na tym, aby czuć, że ona sama i jej dzieła są obiektami pożądania kobiet
Bardziej niż na zarabianiu pieniędzy zależało jej na tym, aby czuć, że ona sama i jej dzieła są obiektami pożądania kobietGetty Images

Na początku wojny zamknęła swój sklep, a pod koniec wojny Francuzi uznali, że za sprawą swoich politycznych sympatii Coco okryła się hańbą. Świadoma tego faktu i być może zawstydzona Chanel uciekła do Szwajcarii, gdzie przebywała na narzuconym samej sobie wygnaniu.

W 1953 roku uznała jednak, że chce nie tylko wrócić, ale dokonać czegoś większego. Chociaż miała już siedemdziesiąt lat, czuła się zdegustowana najnowszymi trendami w modzie, uznając je za coś wstecznego, za powrót do dawnych ograniczeń i udziwnień w sferze strojów dla kobiet, które to ograniczenia starała się zwalczać. Być może był to także sygnał powrotu do przypisywania kobietom bardziej podporządkowanej roli.

Dla Chanel było to najtrudniejsze wyzwanie w życiu — po czternastu latach nieobecności prawie wszyscy już o niej zapomnieli. Nikt nie uważał jej za osobę wyznaczającą trendy. Musiała zaczynać niemal od zera.

Pierwszym ruchem, jaki wykonała, było rozsianie plotek, że planuje powrót, ale odmawiała udzielania jakichkolwiek wywiadów. Chciała wzbudzić ekscytację i stać się tematem rozmów, ale otaczała się aurą tajemnicy.

Nowa kolekcja zadebiutowała w 1954 roku, ściągając do jej salonu nieprzebrane tłumy ludzi, którzy pragnęli obejrzeć stroje — głównie z ciekawości. Niemal natychmiast pojawiło się poczucie rozczarowania. Kreacje były zasadniczo powtórką jej stylu z lat trzydziestych z nielicznymi dodatkami. Wszystkie modelki były kopiami Chanel, naśladowały nawet jej sposób chodzenia.

Publiczność uznała Chanel za kobietę beznadziejnie zamkniętą w przeszłości, która to przeszłość nigdy nie powróci. Ubrania wydawały się passé, więc prasa nie zostawiła na niej suchej nitki, dodatkowo przypominając jej nazistowskie sympatie z czasów wojny.

Dla niemal każdego projektanta byłby to druzgocący cios, ale Chanel wydawało się to wszystko zupełnie nie obchodzić. Jak zwykle miała plan i wiedziała lepiej. Już na długo przed debiutem w Paryżu uznała, że rynkiem dla jej nowej kolekcji będą Stany Zjednoczone. Amerykańskie kobiety najbardziej odpowiadały jej wrażliwości — były wysportowane, zwracały uwagę na swobodę ruchów i nieskrępowaną sylwetkę, wręcz emanowały praktycznością. I miały do wydania więcej pieniędzy niż ktokolwiek inny na świecie.

Nowa linia faktycznie wywołała w Stanach sensację, więc niedługo potem swoją krytykę zaczęli łagodzić także Francuzi. Po roku od powrotu Chanel odzyskała pozycję najsłynniejszej projektantki na świecie, a jej kolekcje powróciły do prostych, klasycznych kształtów, które zawsze promowała.

Okładka książki "Prawa ludzkiej natury"
Okładka książki "Prawa ludzkiej natury"materiały prasowe

W jej kostiumach zaczęła się podczas wielu wystąpień publicznych pojawiać sama Jacqueline Kennedy — był to najbardziej czytelny symbol władzy, jaką Chanel odzyskała.

Kiedy Coco wróciła na swoje miejsce na szczycie, zaczęła ponownie iść pod prąd, zarówno w kontekście czasów, jak i branży. Wielkim problemem w świecie mody było wtedy piractwo, po pokazach natychmiast pojawiały się podróbki strojów znanych marek. Projektanci pilnie strzegli wszystkich swoich tajemnic i zwalczali za pośrednictwem sądów wszelkie imitacje. Chanel zrobiła coś odwrotnego.

Zapraszała na swoje pokazy bardzo różnych ludzi i pozwalała im robić zdjęcia. Wiedziała, że zmobilizuje to wiele osób, które zarabiają na życie, tworząc tanie wersje jej strojów, ale właśnie tego chciała. Zachęcała nawet zamożne kobiety, aby przyprowadzały ze sobą szwaczki, które robiły szkice projektów, a następnie szyły ich kopie.

Bardziej niż na zarabianiu pieniędzy zależało jej na tym, aby móc widzieć swoje kreacje wszędzie i czuć, że ona sama i jej dzieła są obiektami pożądania kobiet należących do wszelkich nacji i klas społecznych. Była to słodka zemsta dziewczyny, która dorastała w poczuciu, że jest ignorowana, niekochana i odrzucana. Chciała ubierać miliony kobiet; znamię jej talentu miało być widoczne wszędzie — i właśnie tak się stało kilka lat po jej powrocie.

* Więcej o książce Roberta Greene'a "Prawa ludzkiej natury" przeczytasz TUTAJ.

Zobacz także:

***

#POMAGAMINTERIA

Na Farmie Życia w Więckowicach mieszka 10 osób z autyzmem. Żadna z nich nie jest samodzielna, wymagają wsparcia w codziennych czynnościach życiowych. Jeśli Farma nie przetrwa, alternatywą dla jej mieszkańców pozostaje szpital psychiatryczny, koniec czułej opieki, przywiązani pasami do łóżka stracą poczucie bezpieczeństwa, stracą swój dom. Możesz im pomóc! Sprawdź szczegóły >>

W ramach akcji naszego portalu #POMAGAMINTERIA łączymy tych, którzy potrzebują pomocy z tymi, którzy mogą jej udzielić. Znasz inicjatywę, która potrzebuje wsparcia? Masz możliwość pomagać, a nie wiesz komu? Wejdź na pomagam.interia.pl i wprawiaj z nami dobro w ruch!

Fragment książki
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas