Dawne zakały miasta dorożkarze i dorożki
W XIX wieku dorożki bez wątpienia można było uznać za zmory miasta.
Ciągnące się kawalkady dorożek nie pozwalały spokojnie przejść na drugą stronę ulicy, ciągle były powodem wypadków (nawet śmiertelnych), w deszczowe dni ochlapywały przechodniów, w dodatku nigdy nie można było znaleźć wolnej.
Pod koniec XIX wieku gazety coraz częściej donosiły o wynalazku "automatycznych pojazdów". Była to nader wątpliwa wiadomość, bo czy ktoś widział wóz, jadący bez konia? No chyba że z góry.
Ci o bardziej otwartych umysłach wpadali w zachwyt. Gdyby pojazdy takie faktycznie rozpowszechniły się na ulicach, podniosłaby się zdrowotność miasta. W końcu zniknąłby z nich zapach końskiego moczu, wsiąkającego tak łatwo w drewniane bruki. Podniosłoby się także bezpieczeństwo, zmalałaby ilość wypadków spowodowanych płoszeniem się i przewracaniem koni. I w końcu nastałaby cisza, z ulic zniknąłby stukot kopyt i klekot kół, który zmuszał do zamykania okien latem.