Dr Marek Szczyt: Operacje plastyczne przestają być tematem tabu

- Kilka lat temu, po premierze pierwszej części trylogii „Władca Pierścieni”, przyszła do mnie para, która poprosiła o to, żebym zrobił im takie uszy, jakie miały elfy w filmie. Oczywiście odmówiłem - mówi dr Marek Szczyt.

Dr Marek Szczyt
Dr Marek SzczytEast News

Katarzyna Pruszkowska: W jednym z wywiadów powiedział pan, że w latach 80. chirurgia plastyczna była w Polsce tematem tabu. Dlaczego tak było?

Dr Marek Szczyt: - Rzeczywiście, o operacjach plastycznych się nie rozmawiało, a osoby, które się im poddawały, raczej się tym nie chwaliły. Sądzę, że ten brak rozmów wynikał m.in. z tego, że niewielu ludzi wiedziało, czym jest chirurgia plastyczna. Ja kończyłem studia w 1987 roku, chwilę przed przełomem, i kiedy oznajmiłem rodzinie, na jaką wybieram się specjalizację - nie wiedzieli co to dokładnie jest, czym będę się zajmował. Nawet  kiedy rejestrowałem swoją działalność w Izbach Lekarskich jedna z rejestratorek powiedziała: "to co, teraz będzie pan uszy operował, tak?".

- Dziś już otworzyliśmy się na świat i trendy z zachodu docierają do nas szybciej. Pacjentki zaczynają traktować wizytę u chirurga plastycznego jak wizytę u stomatologa - do niego chodzi się nie tylko po to, żeby leczyć zęby, ale także po to, żeby mieć ładny uśmiech. Młodsze pacjentki nie mają problemu z przyznaniem się do zabiegów, natomiast starsze podchodzą do tego z pewną nieśmiałością, co widać wśród celebrytek. Młodsze bez oporów mówią, że powiększyły piersi, stosują botoks. Ale starsze, chociaż wyglądają na młodsze, niż wskazywałaby metryka, mówią o dobrych genach, pielęgnacji, nie o zabiegach. Chociaż oczywiście korzystają z medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej.

Może pan wyjaśnić różnicę między chirurgią plastyczną a medycyną estetyczną?

- Przede wszystkim chirurdzy posługują się nożem, przecinają ciało i jego tkanki - żeby je uzdrowić albo poprawić. Natomiast lekarze medycyny estetycznej mogą robić zastrzyki np. z botoksu, pilingi, maseczki, ale nie mogą operować. Powiększanie ust, policzków, wygładzanie zmarszczek - za to wszystko odpowiadają lekarze, których mamy w Polsce kilka tysięcy. Chirurgów plastycznych jest niespełna 200.

Co najczęściej poprawiają sobie Polki? Czy można mówić o "modach"?

- Pacjentki chirurgów zwykle nie kierują się modą i korygują sobie realne wady -  odstające uszy, nosy, biust. Młodsze pacjentki najczęściej powiększają sobie piersi i korygują nosy, a starsze zmniejszają biust i podają się zabiegom odmładzającym. "Mody", o których pani wspomniała, są bardziej widoczne w gabinetach medycyny estetycznej np. moda na większe usta, bardziej wyraziste policzki.

Część z pacjentek pojawia się z konkretnymi problemami, jednak  wiem, że zdarzają się i takie,  którym pan odmawia. Pamięta pan najdziwniejszą prośbę, której pan nie spełnił?

- Bardzo często zdarza się tak, że przychodzą młode, atrakcyjne kobiety, które nie potrzebują żadnej operacji. Np. mają koleżanki, które zoperowały sobie nos, więc pomyślały, że i one powinny sobie poprawić to i owo. Wtedy mówię im, że wyglądają dobrze, że taka operacja zawsze wiąże się z ryzykiem i ja ich nie uszkodzę. Takie kobiety na ogół szybko dają się przekonać.

- A jeśli chodzi o najdziwniejszą prośbę - kilka lat temu, po premierze pierwszej części trylogii "Władca Pierścieni", przyszła do mnie para, która poprosiła o to, żebym zrobił im takie uszy, jakie miały elfy w filmie. Oczywiście odmówiłem.

Pan tę parę odesłał, ale na świecie są lekarze, którzy przeprowadzają operacje, które upodobniają ludzi np. do kotów lub węży. Czy zatem standardy w Polsce i za granicą różnią się?

- Nie, nie to nie ma nic wspólnego ze standardami, które wszędzie są takie same. Ale różnią się lekarze, którzy czasami zachowują się nierozsądnie i np. przerabiają człowieka na kota. To jeden z nielicznych na szczęście przypadków, których nie boję się nazwać chirurgiczną głupotą.

- Zawsze może zdarzyć się tak, że pięciu chirurgów odmówi wykonania zabiegu, ale szósty się zgodzi. Miałem kiedyś pacjentkę, która chciała, żeby włożyć jej olbrzymie implanty, chyba 700 mililitrów. Oczywiście się nie zgodziłem, a ona miesiąc później do mnie zadzwoniła, powiedziała, że podjął się tego inny chirurg i że jest bardzo zadowolona. Wszystko zależy więc od chirurga, zawsze znajdzie się ktoś, kto podejmie się jakiejś bzdurnej operacji.

Odmawia więc pan niektórym pacjentkom, ale myślę, że próbują pana przekonać...

- Oj tak, próbują (śmiech). Najczęściej udaje mi się przekonać atrakcyjne osoby, że nie powinny sobie niczego poprawiać. Ale zdarzają się również bardzo napastliwe osoby, na które trzeba uważać. Łatwo je rozpoznać, bo zazwyczaj już w progu mówią: "panie doktorze, mnie to trzeba całą przerobić, mam sadło, uszy mi się nie podobają, policzki też".  Nie wolno im ulegać, i ja tego nie robię, bo moim zadaniem jest leczenie ciała, a nie głowy.

Ostatnio wiele mówi się o gwiazdach "uzależnionych" od operacji plastycznych. Czy rzeczywiście od takich zabiegów można się uzależnić?

- Nie, nie. Moim zdaniem pacjentki, które decydują się na kilka operacji plastycznych nie muszą być uzależnione, ale... zadowolone z poprzednich. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: przychodzi do mnie kobieta koło 40-ki, która chce zoperować sobie worki pod oczami. Operacja się udaje, pacjentka jest zadowolona, więc wraca i mówi mi, że ma jeszcze jeden defekt. Taki, o którym do tej pory nikomu nie mówiła - przerośnięte wargi sromowe. Robimy więc drugi zabieg, ale on nie wynika z uzależnienia.

- Pierwszy zabieg sprawił, że pacjentka nie boi się, wie, że to nie jest chirurgia garażowa, eksperymenty medyczne. W klinice jej nikt nie wyśmiał, nikt nie powiedział, że jej problem to fanaberia.  Odnieśmy to znowu do stomatologa - jak się wybieli górne zęby, to dlaczego nie wybielić dolnych?

Wspomniał pan o zabiegach waginoplastyki, nie tak popularnych jak powiększanie piersi lub pośladków. Czy do klinki trafiają pacjentki, które decydują się na operacje plastyczne krocza?

- Coraz częściej. Proszę sobie wyobrazić, jaki to jest stres - przyjście do kliniki, rozbieranie się przed chirurgiem i opowiedzenie mu o swoich najintymniejszych sprawach. Dla osoby, która jest na to gotowa, to musi być naprawdę poważny problem, nie fanaberia. Panie żalą mi się, że przerośnięte wargi sromowe obcierają się podczas chodzenia, pieką, bolą. Że uniemożliwiają np. jazdę na rowerze. M.in. dzięki naszemu programowi Polki dowiedziały się, że nie muszą już cierpieć. I wiem, także od innych chirurgów, że pojawiają się w klinikach, pytają o waginoplastykę, labioplastykę.

Czym różnią się takie operacje?

- Waginoplastyka to korekcja pochwy, np. z powodu jej rozerwania w czasie porodu, rozciągnięcia. Labiolastyka to najczęściej korekcja warg sromowych mniejszych, choć czasami te większe też się koryguje.

Który z dotychczas przeprowadzonych zabiegów uważa pan za najważniejszy?

- Oczywiście ważne są dla mnie wszystkie pacjentki i operacje, które przeprowadzam, ale najwięcej trudnych i fascynujących przypadków miałem w Polanicy. Zajmowałem się tam przede wszystkim zabiegami rekonstrukcyjnymi. To operacje, które trudno opisać, ale ich efekty są zdumiewające. To zabiegi,  dzięki którym człowiek, który uległ poparzeniu, może się samodzielnie ubrać, wyjść z domu. A wcześniej - z powodu przykurczy i blizn - nie mógł. To był chłopak, który w wieku 17 lat wpadł do płonącego silosa i poparzył 70 procent ciała. Przeszedł 17 operacji, by móc powiedzieć: "teraz mogę naprawdę żyć".

- Trafiały tam także osoby po nowotworach, które nie miały części twarzy, osoby, które nie mogły przełykać, bo się np. napiły kreta. Stosowaliśmy zupełnie nietypowe metody, także rekonstruowaliśmy twarze, chociaż innymi metodami niż przeszczep od dawcy.

Nie brakuje panu takich zabiegów?

- Brakuje. Po odejściu z Polanicy przez dłuższy czas nie mogłem pogodzić się z tym, że nie zajmuję się już chirurgią rekonstrukcyjną, więc łączyłem pracę w mojej klinice z pracą w Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie pracowałem na oddziale chirurgii. Ale praca, którą obecnie wykonuję, także daje mi wiele satysfakcji. Szczególnie program, który sprawił, że Polki zobaczyły, jak naprawdę wyglądają operacje plastyczne. Że nie ma się czego bać, że mogą zgłosić się do dobrych specjalistów z każdym problemem i nie zostaną wyśmiane. To jest bardzo ważne - pewność, że można pozbyć się wielu defektów i kompleksów. Że można zacząć "normalnie żyć".

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas