Drożyzna na targach? Sprawdziliśmy. "Nie nadążam ze zmianami cen"
Od kilkunastu miesięcy jednym z głównych tematów rozmów są coraz wyższe ceny większości produktów i usług. Mówi się, że drożeje wszystko i to w zaskakującym tempie. Postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda to w praktyce. Wybraliśmy się na jeden z popularniejszych krakowskich bazarków, istniejący od lat 20. ubiegłego wieku plac targowy koło Hali Targowej. Czy faktycznie jest o wiele drożej, niż w tamtym roku? Zapytaliśmy o to sprzedawców. "Odejmujemy sobie z kieszeni" - m.in. to usłyszeliśmy.
Na straganie w dzień targowy. Takie słyszy się rozmowy
Czwartek, zazwyczaj popularny dzień na zakupy przed weekendem, kilka minut po ósmej rano - plac targowy koło Hali Targowej w Krakowie świeci pustkami. I nie chodzi o brak sprzedawców, czy produktów, bo ich jest cała masa, ale o klientów. Pojedynczy ludzie spacerują pomiędzy stosami czereśni po 12 zł za kilogram i borówek w okolicach dwudziestu złotych. Niektórzy ze sprzedawców rozkładają stoiska, ale widać, że większość rozpoczęła handel już jakiś czas temu. Patrzymy na ceny - cukinia po 1 zł za sztukę króluje na wielu stoiskach, tak samo, jak pomidory, bo zaczął się na nie sezon - 7, 6, 5 zł za kilogram, w zależności od gatunku, za pomidory prosto od rolnika. Towaru tony, ale zakupy robią pojedynczy klienci, w większości starsze panie.
"Najgorzej od trzydziestu lat"
Na jednym z większych stoisk pytam jego właścicielkę, czy podnosi ceny swoich produktów. Czy jest drogo? Dostaję stanowczą odpowiedź: "Jakie drogo! Więcej jest gadania, nic nie podrożało". Do dyskusji włącza się jej mąż - To w telewizji kłamią, że jest drogo, u nas ceny się wcale nie zmieniły.
Dopytuję, jak to możliwe, skoro za prąd, paliwo, gaz trzeba zapłacić o wiele więcej. Właściciele przyznają, że faktycznie, ale starają się nie podnosić cen. Mają po prostu mniejsze zyski - mniej zarobią na produktach ze swoich upraw: "odejmujemy sobie z kieszeni". Pan jednak zauważa dużo poważniejszy problem, niż "drożyzna".
Sprzedajemy na tym targu od bardzo dawna - 30 lat. Teraz jest najgorzej. Handel jest bardzo kiepski. Ludzie chodzą do Biedronek i innych sieciówek - nikt nie wspiera takiego targowego handlu. Jest najgorzej od trzydziestu lat.
Właściciele stoiska zaznaczają, że najbardziej dotyka ich ilość sieciówek na każdym rogu ulicy - jeden z najpopularniejszych supermarketów znajduje się kilkaset metrów od targu. Narzekają, że handel na targach i rolnictwo detaliczne przez to traci niezwykle dużo i nikt nie wspiera takiego handlu. W pytaniu o obecną sytuację zadanemu nielicznym klientom - brak komentarza był najwymowniejszy.
Równolegle do stoisk z warzywami i owocami znajdują się niewielkie sklepiki - piekarnia, sklep z kawą oraz mały sklepik spożywczy z okienkiem, przez które właścicielka podaje towary. Klienci kupują tam głównie nabiał i podstawowe produkty spożywcze. Pytam sprzedawczyni, jak ona odczuwa zmiany cen. W jej przypadku odpowiedź na to pytanie znacznie różni się od tej poprzedniej.
"Pytają o cenę, później rezygnują. Jest ból"
Mówi, że jest bardzo drogo. Klienci często rezygnują z produktów, szczególnie starsze osoby z masła. Ciągle zdarza się, że pytają o cenę, później rezygnują. Jest ból - zaznacza. Pytam więc o cenę masła - 9,20 zł. Rozmówczyni twierdzi, że kupujący wolą pójść do supermarketu i tam kupić masło - są promocje w wielopakach, a ona promocji zrobić nie może, bo ceny podnosi producent, a trzeba zapłacić za wynajem lokalu, za prąd.
"Nie nadążam ze zmienianiem cen - rolka w metkach szybko się kończy"
Ekspedientka prowadzi ten sklepik od przeszło dziesięciu lat. Czy w historii tej pracy musiała zmagać się z podobnymi problemami?
"Jest najgorzej. Ten rok w całej mojej pracy w tym miejscu jest najgorszy. Ciągle muszę zmieniać ceny. Kiedyś, ceny zmieniały się co kilka lat i to sezonowo - o kilkadziesiąt groszy - teraz nie nadążam ze zmienianiem cen - rolka w metkach szybko się kończy
Kobieta przyznaje również, że nie jest w stanie sprzedawać "na pamięć", tak jak robiła to jeszcze niedawno. - Ciągłe zmienianie cen na produktach to dodatkowa praca. Nigdy czegoś takiego nie było. Wszyscy płacą i boją się jesieni - dodaje.
Niedawno Komenda Główna Policji udostępniła dane dotyczące kradzieży, które wzrosły o 30 proc. rok do roku. Pytam, czy zauważyła to zjawisko tutaj na targu - sprzedawczyni twierdzi, że nie zauważyła, a raczej wiedziałaby, gdyby coś takiego się działo.
"Ceny, jakie były, nawet coś staniało"
Pytam kolejnych sprzedawców na targu. "Jedyne, co obecnie jest droższe, to maliny, bo mało padało, ale zbiory odmian jesiennych powinny być bardziej obfite. Ogólnie to nie jest drożej".
Pani, na której stoisku królują borówki amerykańskie, mówi: Ceny, jakie były, nawet coś staniało, ale wiadomo, zależy od miejsca. Na targach w samym centrum na pewno jest drożej, bo podrożały też opłaty za wynajem miejsca. Ale u nas jeszcze jest tak, jak było. Może troszeczkę podrożały pomidory, ale to dlatego, że było sucho, więc to bardziej kwestie pogodowe niż inflacyjne. Tak samo z porzeczkami i malinami. W sklepach i sklepikach faktycznie są wyższe ceny, bo podwyższyły się czynsze i rachunki, ale na samym targu nie.
Kończąc targową wyprawę, sama musiałam stawić czoło inflacyjnej spirali i "paragonowi grozy" - za parking samochodowy, który przez wiele lat kosztował złotówkę, płacę dziewięć złotych.
Zobacz również: