Jak przed laty wypoczywały polskie gwiazdy?

Każdego ranka w szlafroku i z pekińczykiem pod pachą Kalina Jędrusik udawała się do jedynego sklepu spożywczego w Chałupach i kupowała radzieckiego szampana. O życiu prywatnym słynnych polskich artystów, nie tylko latem, wie wszystko Zuzanna Łapicka.

Kalina Jędrusik każdego ranka w szlafroku i z pekińczykiem pod pachą udawała się do jedynego sklepu spożywczego w Chałupach i kupowała radzieckiego szampana
Kalina Jędrusik każdego ranka w szlafroku i z pekińczykiem pod pachą udawała się do jedynego sklepu spożywczego w Chałupach i kupowała radzieckiego szampanaEast News

Zuzanna Łapicka, jako córka Andrzeja Łapickiego i była żona Daniela Olbrychskiego, a także była wieloletnia szefowa działu rozrywki w TVP, z życia wyższych sfer mogłaby napisać doktorat. Swoje bogate wspomnienia postanowiła wreszcie spisać. Jej książka "Dodaj do znajomych" jest skrzącą się od anegdot kroniką towarzyską, w której odnajdziemy portrety kilkudziesięciu intrygujących postaci, m.in. Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Kieślowskiego czy Krystyny Jandy.

PAP Life: Gdzie w okresie Polski Ludowej wypoczywała elita artystyczna?

Zuzanna Łapicka: W lecie to były Chałupy, w zimie jeździło się do domów pracy twórczej w Zakopanem. Na Wielkanoc do Kazimierza Dolnego do Domu Architekta albo Dziennikarza. To były takie punkty, gdzie zbierało się całe towarzystwo.

Najwięcej miejsca poświęciła pani Chałupom. Jakie mieliście tam warunki?

- To nie były te Chałupy spod znaku "Chałupy welcome to" i raju surferów, ale skromna wioska rybacka. W naszych pokojach były miednica i wiadro, a obok budynku stała sławojka, czyli wychodek. Nie było kanalizacji. Moja mama zaczajała się i robiła portrety znanych osób, które opuszczają ten przybytek. Była pierwszą na świecie mamarazzi (śmiech). Jedno z takich zdjęć, przedstawiające wybitnego grafika, Henryka Tomaszewskiego, dałam do książki.

A czy śledzili was prawdziwi paparazzi?

- Na szczęście nie było żadnych fotoreporterów ani mediów plotkarskich. Nie wiem, czy moja mama byłaby tak tolerancyjna, gdyby codziennie czytała na portalach o romansach ojca. Plusem komuny było to, że panowała wtedy dyskrecja. W takich magazynach jak "Film" lub "Ekran" pisało się prawie wyłącznie o pracy, bardzo rzadko o życiu prywatnym. Dopiero teraz dowiaduję się, że całe tabuny kobiet pociągami przyjeżdżały z Jastarni czy Kuźni, żeby nas podglądać w Chałupach. Kochały się w ojcu i przypatrywały mu się, jak idzie na plażę.

Czy w Chałupach swoimi śmiałymi obyczajami wprawiliście miejscowych w zakłopotanie?

- Szczególnie udawało się to Kalinie Jędrusik. Każdego ranka w szlafroku i z pekińczykiem pod pachą udawała się do jedynego sklepu spożywczego w Chałupach i kupowała radzieckiego szampana. Była obsługiwana bez kolejki, bo tłumaczyła zdumionym Kaszubkom, że się w nim kąpie.

Dzisiaj modne są gry planszowe. A pani bliscy, jakie mieli zabawy towarzyskie?

- Były gry słowne. Pamiętam, jak bardzo długo szukano rymu do słowa Bałtyk. W końcu ojciec rzucił: "Gdybym się ciebie nie bał, ty k..." (śmiech). Organizowano też gry zręcznościowe. Pamiętam, że ojciec założył się z Wiesławem Gołasem, kto dłużej wytrzyma stojąc na jednej nodze.

Z kim pani teraz wyjeżdża na wakacje?

- Teraz najczęściej z Magdą Umer, z Krysią Jandą. Z Magdą jeździłam już wcześniej, Krysia zaczęła z nami częściej wyjeżdżać po śmierci ukochanego męża Edwarda. W Toskanii, do której lubimy wracać, nikt nas nie zna i to wielka zaleta. Tam to my bezkarnie obserwujemy innych. Chociaż Krysia nie potrzebuje dużo snu - śpi po trzy-cztery godziny, doceniam, że podczas wspólnych wakacji, rano chodzi na paluszkach, żeby mnie nie budzić.

Kogo zabrałaby pani na bezludną wyspę?

- Z osób, których już nie ma, to wspaniale byłoby zaprosić na bezludną wyspę Krzysztofa Kieślowskiego, bo on mówił tylko to, co trzeba. Zawsze w punkt i każde zdanie miało sens. Bardzo sobie to ceniłam. Natomiast bałabym się zabrać Agnieszkę Osiecką, bo nie mam takiej wytrzymałości na ciąg towarzysko-alkoholowy (śmiech).

A jeśli szukać dobrego kierowcy na wakacje, to chyba nie w osobie Andrzeja Wajdy?

- Andrzej był nieuważnym kierowcą. Kiedyś z Wajdami wybrałam się samochodem do Zakopanego. Andrzej prowadził. Samochód z naprzeciwka skręcił na nasz pas i wylądowaliśmy w rowie. Jacyś ludzie nas wyciągnęli. Andrzej w ogóle nie przejął się pokiereszowanym autem, nie robił żadnych awantur. Podziwiał księżyc wschodzący nad Tatrami. Tymczasem mój ojciec dostawał szału na widok choćby małej rysy na karoserii.

W naszej rozmowie nie padło jeszcze nazwisko pani byłego męża, Daniela Olbrychskiego, który też jest ważnym bohaterem książki. Czy czytał "Dodaj do znajomych"?

- O ile po wydaniu "Dzienników" mojego ojca był oburzony, bo ten wypomniał mu zdrady małżeńskie, zdaje się, że kolejna książka nawet mu się podoba. Co do "Dzienników", wiadomo - ojciec, który widzi własną córkę cierpiącą, będzie, być może, bardziej niesprawiedliwy i okrutny wobec zięcia. Po latach czuję do Daniela tylko wdzięczność, gdyż mamy wspaniałą córkę. A poza tym to jemu zawdzięczam kolorowe życie za granicą. Poprzez to, że wyjechaliśmy w stanie wojennym do Francji i on był w centrum uwagi zachodniej socjety, poznałam tylu ciekawych ludzi - Felliniego, Depardieu, itd.

A jaki jest ogólny odbiór tej książki wśród czytelników? Czy dostaje pani jakieś sygnały zwrotne?

- Mam bardzo miły oddźwięk. Najbardziej mnie cieszą komentarze, że z czułością odniosłam się do opisywanych osób. Wydawało mi się, że jestem trochę złośliwa w opisie anegdot, ujawniam przecież czyjeś słabości, a okazało się, że ludzi odbierają to jako coś ciepłego. Nagle dostaję maile, że "tak panią polubiliśmy po tej książce". To jest najcenniejsze dla mnie.

Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life)

PAP life
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas