Kinomani z piekła rodem

Wyprawa do kina może przerodzić się w prawdziwy horror. Ten zaś rozgrywa się nie na ekranie, a w sali kinowej. Dlatego internetowe wypożyczalnie i przenosiny na domową kanapę stały się dla wielu z nas koniecznością. Ponoć najgorzej jest w multipleksach, ale zbłąkany troglodyta może pojawić się też w kinie studyjnym. I skutecznie zakłócić każdy seans.

article cover

Kinomani z piekła rodem

Małe, kameralne kina studyjne coraz częściej zamykają swe podwoje, ponieważ nie mają szans, by konkurować z gigantami. Tam też zdarzają się różne sytuacje, bo i różni ludzie do nich przychodzą, ale w powszechnym mniemaniu to multipleksy obłożone są ciężką klątwą. 

Widzowie podkreślają, że problem można by częściowo rozwiązać dzięki jasnym i ostrym zapisom w regulaminach, których przestrzeganie kiniarze mieliby egzekwować. To się jednak nie dzieje, bo tłumy pożeraczy popcornu zapewniają tym przybytkom byt, wszak za serwowane tam słone przekąski i gazowane napoje płaci się jak za zboże. Niektórzy mają sposoby na uniknięcie niechcianego towarzystwa - przychodzenie na najpóźniejszy seans w niedzielę bądź dzień roboczy, ewentualnie wcześnie rano, długo po premierze. Testowaliśmy wszystkie warianty - nie zawsze działają. 

Podczas oglądania filmu w ciemności sali kinowej tworzy się pewien nastrój, który, niestety, obecna tam chuliganeria skutecznie dewastuje. Wielu z nas narzeka też na przydługie bloki reklamowe emitowane z równoczesnym uderzeniem muzyki, tak mocnym, że ścina białko skuteczniej niż jakikolwiek seans grozy.
Pamiętamy seanse sprzed lat, podczas których widzowie trwali niemal w nabożnym milczeniu, wpatrując się w ekran, aby nie uronić żadnej kwestii, żadnego słowa. O tym, że czasy się zmieniają najlepiej świadczą setki wpisów na forach internetowych, na których kinomani dają upust swej frustracji, często pisząc, że czują się okradzeni z pieniędzy, które wydali na bilet, bo ryczące tłumy oślepiające wszystkich dookoła telefonami nie pozwoliły rozkoszować się filmem.
Zabieranie do kina dzieci na filmy dla widzów dorosłych, z napisami - zdaniem wielu pracowników kin, dziecko to widz idealny. Przynajmniej wie, gdzie i po co przyszło. Gdy rozpoczyna się projekcja najbardziej rozbrykani nieruchomieją, najgłośniejsi milkną i dają się oczarować magii ekranu.

Myli się ten, kto na seansach przeznaczonych dla najmłodszych spodziewa się stadionowej wrzawy, choć wiadomo, że rozemocjonowane maluchy mogą się kręcić, reagować żywiołowo, śmiać się głośno, a nawet gorzko płakać (patrz: "Król lew"). Owszem, może się zdarzyć, że projekcja je znudzi i zaczną brykać, ale w tym już rodzica głowa, by zareagował odpowiednio. 

Gorzej, gdy lekkomyślni rodziciele przyprowadzają przedszkolaki na filmy, które zdecydowanie nie są przeznaczone dla dziecięcych oczu. Milusińscy prędko odczują zniecierpliwienie i będą je okazywać, stąd niekończące się wędrowanie do toalety i z powrotem, koncert marudzenia, którego wysłuchuje cała sala, próby zabawienia maluchów, którym też, chcąc nie chcąc, przysłuchują się wszyscy obecni.
Biesiada, piknik - nie mamy nic przeciwko jedzeniu w kinie. Naprawdę. Pod warunkiem, że nie są to niesławne kanapki z jajkiem (zmora, która do kin przywędrowała z przedziałów wagonów kolejowych) czy tony wałówki opakowanej w szeleszczące papierki. 

Kinowe nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu nawet najwytrwalszego współwidza doprowadzi do białej gorączki. W większości kin zabrania się wnoszenia własnego prowiantu, ale tzw. spryciarze zadowoleni, że udało im się wykiwać biletera, przemycają tony chipsów czy innych snacków w plecakach lub skrywają je pod warstwą odzieży nadając "ciąży spożywczej" zupełnie nowe znaczenie. Żeby chociaż te chipsy zostały otwarte podczas reklam... Ale nie! Wygłodniali nabywcy rozrywają je z pasją już podczas seansu. Konsumpcja tych wszystkich dóbr z jakichś tajemniczych względów odbywa się z pootwieranymi ustami, zaś po wszystkim podłoga się klei, a połowa wyprodukowanego popcornu ląduje pod fotelami. Impreza, widać, musiała w którymś momencie wkroczyć w fazę decydującą. 

Typowemu popcornożercy zwykle nie starcza wyobraźni ani empatii, by postawić się na miejscu osoby, która będzie musiała ten bajzel posprzątać. A skoro już o popcornie mowa - naszym zdaniem nie jest on niczym złym, jeśli jest zjadany dyskretnie i nie służy nikomu jako amunicja. Niektórym mimo wszystko tak przeszkadza jego zapach, że celowo wybierają mniejsze kina, w których nie jest on sprzedawany. Zgoda, są filmy, które "pod popcorn" pasują idealnie, ale czy wyobrażacie sobie pochłanianie prażonej kukurydzy i siorbanie coli podczas oglądania "Pianisty" czy "Człowieka słonia"?
+4
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas