„Klasa średnia cierpi na tym najbardziej”. Pętla się zaciska
Przez inflację klasa średnia rezygnuje z rodzinnych wakacji i oszczędza na maśle? – Na inflacji to ona cierpi najbardziej. Załóżmy, że polska rodzina chce jechać na wakacje do Egiptu i koszt takiej wycieczki to 2 tys. zł. W obecnej sytuacji, jeśli polska rodzina będzie myśleć o wakacyjnym wyjeździe, musi wziąć pod uwagę już kwoty od 2,5 do 3 tys. zł – mówi o skutkach inflacji prof. Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego.
Natalia Grygny, Interia: Jak żyje się Polakom z 11-procentową inflacją?
Prof. Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie: - Źle, coraz gorzej, a najbardziej cierpi na tym klasa średnia.
I od niej też zaczniemy. Gazeta Wyborcza w jednym ze swoich ostatnich artykułów "alarmuje", że jej przedstawiciele muszą zaciskać pasa. I podaje m.in. taki przykład: "trzy lata temu byliśmy na rodzinnych wakacjach w Hiszpanii, teraz oszczędzamy na maśle". To jak to jest z tą klasą średnią?
- Ten problem dotyczy klasy średniej na całym świecie. To, co niegdyś było trwałym fundamentem gospodarki rynkowej, dobrze pomyślanego społeczeństwa obywatelskiego - świadomych, aktywnych, dobrze zorganizowanych i zaradnych ludzi - zaczyna się kruszyć. To problem globalny, a inflacja jest tylko jednym z czynników powodujących, że klasa średnia odczuwa to tak dotkliwie. Spadają jej dochody, spada siła nabywcza, a jej przedstawiciele mają coraz większą trudność w realizacji swoich aspiracji. Chcą chodzić do teatru, uczyć się języków, wysyłać dzieci do dobrych szkół. Narasta frustracja, a to powoduje, że fundament dobrze pomyślanego społeczeństwa chwieje się w posadach.
Zobacz również: Trzy hity wakacji 2022. Tu Polacy chcą spędzić urlop
Pana zdaniem: czy tutaj można mówić o rozrzutności czy nieumiejętności zarządzania domowym budżetem?
- Wydaje mi się, że to nie ten przypadek. Reprezentanci klasy średniej zazwyczaj są dobrze wykształceni, to często ludzie uprawiający wolne zawody, mający swoje biznesy. Trudno tu zakładać, że nie mają pewnej kompetencji ekonomicznej. Z tego punktu widzenia wydaje mi się, że są ofiarą pewnych strukturalnych zmian, ale nie brak im umiejętności zarządzania domowym budżetem. Dlatego te przesłanki byłbym skłonny wykluczyć.
Raty, ceny żywności i energii idą w górę. Jak zatem planować wydatki w obecnych czasach?
- Aktualną sytuację trzeba rozpatrywać na dwóch poziomach. Z jednej strony przedstawiciele klasy średniej mają rozporządzalny budżet, czyli kwoty, które mogą wydać. Tutaj pole do szukania istotnych oszczędności jest niewielkie. Jak wspomniałem, te osoby są kompetentne i z pewnością umiejętność podejmowania decyzji finansowych jest u nich wyższa niż statystycznie dla naszego społeczeństwa. Drugi wymiar to polityka państwa. Chodzi o stworzenie przestrzeni do tego, aby klasa średnia mogła prowadzić godziwe życie. Pamiętajmy o tym, że to najbardziej kreatywna część gospodarki, jak i najbardziej aktywna część społeczeństwa obywatelskiego.
Zobacz również: Wygrana w Lotto. Skreśl te liczby i wygraj fortunę
Nie wszyscy jednak do tej klasy średniej należą. Jak w tym przypadku planować wydatki, na czym oszczędzać?
- Inflacja jest w pewnym stopniu demokratyczna, ponieważ wpływa na wszystkich. Każdy obywatel odczuwa jej negatywne skutki. Moja rada dla osób gorzej sytuowanych albo tych, które nie przynależą do klasy średniej? Warto inwestować w kompetencje, które pozwalają przesuwać się im po drabinie aktywności zawodowej do klasy średniej. To trudny i skomplikowany proces i z pewnością bez udziału mądrej polityki podatkowej, mieszkaniowej i edukacyjnej to przemieszczanie się do łatwych nie należy.
Skutki inflacji odczuwamy niemal na każdym kroku.
- Ten mechanizm działa w prosty sposób: ogranicza naszą siłę nabywczą. Za 1000 zł sprzed miesiąca w tej chwili nabywamy dużo mniej, niż byśmy chcieli. Inflacja w praktyce? Prosty przykład. Chcemy pojechać na wakacje do Egiptu i koszt takiej wycieczki to 2 tys. zł. W obecnej sytuacji, jeśli polska rodzina będzie myśleć o wakacyjnym wyjeździe, musi wziąć pod uwagę już kwoty od 2,5 do 3 tys. zł. Jeśli do tej pory mieliśmy 100 zł i koszyk pełen różnych produktów, to teraz za te 100 zł kupimy połowę tego koszyka. To właśnie ten realny, dotkliwy problem, z którym się borykamy. Proszę też zwrócić uwagę, co się dzieje z cenami energii, które szybko rosną. Płacimy wyższe rachunki, ale nasze pensje nie rosną tak szybko jak inflacja. Stajemy się coraz biedniejsi.
Zobacz również: Jak oszczędzać na ogrzewaniu w tych trudnych czasach?
Najgorsze dopiero przed nami?
Destabilizacja wynikająca z wojny w Ukrainie i parę innych czynników spowodują, że czynniki inflacyjne będą silne. Zakładam, że do końca tego roku inflacja, która w tej chwili wynosi ok. 11 proc., przekroczy pewnie tę liczbę i będzie oscylować wokół 12-13 proc. W naturalny sposób my, jako konsumenci, będziemy tego negatywnie doświadczać. Zyskać może na tym rząd, ponieważ obniża to wysokość długu publicznego. A to dlatego, że do budżetu z tytułu podatku będą trafiały wyższe sumy. Z perspektywy obywatela to jest jednak sytuacja niekorzystna.
Trudno zatem mówić o jakimkolwiek optymizmie w tej kwestii?
- Pomimo tego nawet i tutaj można doszukać się pewnych pozytywnych aspektów. Po okresie wysokiej inflacji spowodowanej problemem z nośnikami energii, przyjdzie czas, w którym gospodarka globalna zmieni swoje źródła zasilania: sięgnie po bardziej ekologiczne rozwiązania i przyjazne dla środowiska źródła energii. W dłuższej perspektywie czasu spowoduje to spadek cen energii. Jeśli jeszcze poradzimy sobie z problemem niedoboru żywności - bo w wyniku wojny w Ukrainie globalny rynek będzie silnie poturbowany - ceny zaczną spadać. W końcu gwałtowne wzrosty cen energii i żywności to zjawiska napędzające inflację.
***
Zobacz również: