Kontrowersje wokół protestu rosyjskiej dziennikarki. Ukraiński polityk podejrzewa "ustawkę"

Marina Owsiannikowa w rosyjskiej telewizji państwowej w programie na żywo zaprotestowała przeciwko wojnie w Ukrainie. Została zatrzymana, a sąd wymierzył jej karę grzywny. Pojawiły się jednak głosy, że całe wydarzenie było dobrze zaplanowane. Roman Hryszczuk, członek Najwyższej Rady Ukrainy, twierdzi, że ten akt sprzeciwu mógł zostać zainscenizowany przez aparat kremlowskiej propagandy.

Marina Owsiannikowa została ukarana grzywną w wysokości 30 tys. rubli, czyli ok. 1,2 tys. złotych
Marina Owsiannikowa została ukarana grzywną w wysokości 30 tys. rubli, czyli ok. 1,2 tys. złotych-/AFP/East NewsEast News

Protest rosyjskiej dziennikarki

Marina Owsiannikowa w poniedziałek 14 marca pojawiła się na wizji w programie informacyjnym państwowej telewizji Kanał 1. Stanęła za prezenterką z plakatem antywojennym w rękach, na którym widniały takie hasła jak "stop wojnie", "nie wierzcie propagandzie" czy "oni was okłamują". Kilkakrotnie powtórzyła "przerwijcie wojnę". Całe wydarzenie trwało zaledwie kilka sekund. Później kobieta została zatrzymana.

Dziennikarka ponadto nagrała krótki film, w którym oświadczyła, że jej ojciec jest Ukraińcem, a matka Rosjanką i że "nigdy nie byli wrogami". Jej miejsce pobytu przez kilkanaście godzin było nieznane, a prawnicy nie mieli z nią kontaktu.

W Rosji za rozpowszechnianie, według władzy, fałszywych informacji na temat działań rosyjskich sił zbrojnych można zostać skazanym na karę nawet 15 lat pozbawienia wolności. Marina Owsiannikowa została jednak ukarana grzywną w wysokości 30 tys. rubli, czyli ok. 1,2 tys. złotych.

Ukraiński polityk o akcie sprzeciwu Owsiannikowej

Roman Hryszczuk, członek Najwyższej Rady Ukrainy postanowił rozpocząć dyskusję dotyczącą wystąpienia w telewizji Mariny Owsiannikowej. Na Twitterze ukraiński polityk podał, że dziennikarka jest zatrudniona w tej stacji, więc "jest częścią rosyjskiej machiny propagandowej".

Po analizie nagrania Hryszczuk zaczął się zastanawiać, dlaczego dziennikarka zamieściła hasło w języku angielskim, którego na co dzień nie używa się w Rosji i Ukrainie. Zdaniem polityka, Kreml w ten sposób chciał wpłynąć na zachodnią opinię publiczną, by spowolnić sankcje i rozpocząć dyskusję o Rosjanach. "Sankcje naszych sojuszników są potężne, a gospodarka Rosji umiera. Złagodzenie sankcji jest niezbędne, aby Rosja mogła kontynuować wojnę i aby reżim Putina mógł istnieć" - napisał ukraiński parlamentarzysta.

Ponadto Roman Hryszczuk poddał analizie nagranie Owsiannikowej, które pojawiło się na Twitterze. Jego zdaniem nie wszystko przemawia za tym, że jest to antywojenna wypowiedź. Dziennikarka stwierdziła, że Władimir Putin jest odpowiedzialny za wojnę. Zdaniem polityka jest to jednak fałszywe stwierdzenie. Tłumaczy to mówiąc, że większość rosyjskiego społeczeństwa popiera Putina, okupację i wojnę w Ukrainie.

Poza tym Hryszczuk skupił się na tym, że Marina Owsiannikowa na nagraniu mówiła o "bratnich narodach" Rosji i Ukrainy. Jego zdaniem to jest to główna narracja rosyjskiej propagandy, używana jako wyjaśnienie okupacji Ukrainy -  "Jesteśmy braćmi i powinniśmy żyć w jednym kraju".

Mieszkańcy Rosji będą cierpieć z powodu upadku ich gospodarki. To prawda. Ale ludzie w Ukrainie umierają już teraz. Rosjanie bombardują nasze miasta, zabijają nasze dzieci. Musimy robić to, co do nas należy. Rosjanie mieli 8 lat, aby zapobiec eskalacji. Nie zrobili nic.
Roman Hryszczuk

Ponadto Roman Hryszczuk na Twitterze zaapelował, by do przekazów rosyjskiej telewizji państwowej podchodzić z podejrzliwością. "Proszę, nie ufajcie niczemu, co widzicie w rosyjskiej telewizji. Kontynuujcie nakładanie sankcji, embarga, zaprzestańcie robienia interesów w Rosji. Pomóżcie nam powstrzymać ludobójstwo Ukraińców".

Joanna Racewicz skomentowała protest rosyjskiej dziennikarki

O sprawie dyskutuje się również w Polsce. Joanna Racewicz na instagramowym profilu zamieściła post dotyczący protestu Mariny Owsiannikowej. Prezenterka podkreśliła, że "trzeba piekielnej odwagi, żeby wbiec na wizję w putinowskiej gadzinówce z antywojennym plakatem i okrzykiem: "Zatrzymajcie wojnę".

Świat zadaje pytanie: Co dalej z Mariną Owsiannikovą, córka Ukraińca i Rosjanki, dziennikarka telewizji Pierwyj Kanał. W Rosji za nazwanie wojny wojną idzie się za kraty nawet na 15 lat. Marina ma dwoje dzieci i męża Igora, który jest reżyserem w innej propagandowej tubie - Russia Today. Nie chciał komentować zatrzymania żony

Joanna Racewicz dodała, że podziwia, co zrobiła rosyjska dziennikarka i bije brawo jej odwadze, "jeśli to odwaga". Ponadto podkreśliła, że przez lata Owsinnikowej nie przeszkadzały m.in. zbrodnie w Czeczeni, sytuacja na Krymie, w Donbasie i Ługańsku, a także wypadki, w których ginęli m.in. dziennikarze próbujący opisać historię matki Putina. "Milczała przez dziewiętnaście dni miażdżenia Ukrainy. To strach? Strefa komfortu? Walka z myślami? Kalkulacja?" - dodała Racewicz.

Owsiannikova mogła pracować w Pierwym Kanale. Nie musiała. Była pasem transmisyjnym do łgarstwa. Wiedziała, co ryzykuje w poniedziałkowy wieczór. Pewnie też zdawała sobie sprawę, co może zyskać" Prezenterka zaczęła się zastanawiać, czy protest Owsiannikowej nie był zaplanowanym wydarzeniem. "Oby nacisk mediów z całego świata nie ustał. Tylko to może ją uratować. No, chyba, że to wszystko "ustawka". Kara - na razie - raczej łagodna. 280 dolarów. Zadziałał efekt zainteresowania, czy to kolejna sztuczka? Jak myślicie?

Do sprawy postanowiła się odnieść również Anna Kalczyńska. Dziennikarka krótko skomentowała post Joanny Racewicz - "No niestety Joasiu. Wszyscy daliśmy się nabrać".

***

Zobacz także:

Powroty do Ukrainy. Chcą pomagać i walczyć© 2022 Associated Press
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas