Krwawa hrabina z Transylwanii. Nie taka straszna, jak ją malowali?

Okultyzm, sadyzm, orgie i kąpiele w krwi setek zamordowanych dziewic. Tak historia jeszcze do niedawna pamiętała hrabinę Elżbietę Batory. Współczesne badania zdają się jednak dowodzić, że prawda o życiu "Krwawej Hrabiny z Čachtic" wcale aż tak przerażająca nie była.

Obraz z wizerunkiem Elżbiety Batory, fot. PDVE
Obraz z wizerunkiem Elżbiety Batory, fot. PDVERue des Archives; Agencja FORUM

Ród Batorych wywodził się od legendarnego pogromcy potwora Oposa, który po zwycięskiej walce z bestią przyjął przydomek Bàthory, czyli dzielny. Od tego czasu w herbie rodzinnym wpisane są trzy kły lub trzy pazury upamiętniające to wydarzenie.

Z biegiem czasu wyodrębniły się dwie najważniejsze gałęzie rodu: Ecsed i Somlyó, które zręcznie zdobywały bogactwo i poszerzały swoje wpływy.

Elżbieta Batory urodziła się 7 sierpnia 1560 roku w Nyírbátor. Jak było to na porządku dziennym w tamtych czasach, jej rodzice byli kuzynami. Ojciec wywodził się z linii Ecsed, matka ze Somlyó. Młoda Elżbieta wychowywała się w bogactwie, otrzymała także doskonałej jakości edukację. A warto nadmienić, że od dzieciństwa zdradzała wysoką inteligencję i łatwość nauki języków. Dlatego też chłonęła wiedzę bez najmniejszych problemów.

Gdy miała zaledwie 10 lat zaaranżowano jej zaślubiny ze starszym o pięć lat hrabią Ferencem Franciszkiem Nádasdym. Ślub odbył się pięć lat później. Mimo że ich związek od początku był pomyślany jako sposób konsolidacji majątku, to analiza ich korespondencji dowodzi, że byli zgodnym i kochającym się małżeństwem, które odchowało trójkę dzieci.

Być może miało na to wpływ to, że żyli niejako w związku na odległość. Ferenc wiele lat spędził na wojnach, w tym czasie Elżbieta zajmowała się administracją ich ogromnych majątków w kraju Habsburgów i Siedmiogrodzie.

Wedle przekazów, już na tym etapie życia Elżbieta, miała wykazywać sadystyczne zainteresowania. Bitny małżonek, który zdobył zresztą przydomek Czarnego Rycerza z Węgier, słynął bowiem z fantazji z jaką obchodził się z pojmanymi jeńcami - choćby podrzucając ich w górę i nabijając na przygotowany miecz. Małżonka miała przejąć od niego tego rodzaju ciągoty do zadawania bólu i pastwienia się nad bliźnimi.

Krwawa legenda, czyli czarny PR

W 1604 roku zmarł hrabia Ferenc. Przyczyny jego śmierci do tej pory nie są do końca jasne. O otrucie męża była posądzana już wtedy Elżbieta. Wydaje się jednak bardziej prawdopodobne, że Czarny Rycerz nabawił się w czasie swoich wojaży choroby wenerycznej i nie przeżył stosowanej wówczas terapii na syfilis, polegającej na nacieraniu ciała rtęcią.

Śmierć męża miała być momentem, w którym u Elżbiety nasiliły się makabryczne zainteresowania i umiłowanie coraz bardziej wymyślnych tortur. Z drugiej strony Batory zyskała wtedy ogromnie na osobistym znaczeniu - rządziła wielkim majątkiem, w którego skład po śmierci jej brata dołączył też ważny ze względów strategicznych zamek w Dévény. Elżbieta po śmierci męża przeniosła się w Karpaty, do zamku Čachtic.

Na ten okres datujemy prawdziwy wysyp coraz bardziej niewyobrażalnych doniesień o życiu hrabiny.

Główne zarzuty stawiane krwawej hrabinie dotyczyły służby. Miała mordować dziewczęta z okolicznych wsi, które przychodziły do niej do pracy. W ciągu 35 lat jej ofiarą miało paść nawet 650 kobiet, czyli miesięcznie więcej niż jedna kobieta była katowana, pozbawiana krwi i mordowana. Przeciwnicy tej legendy twierdzą, że w czasach, kiedy epidemie i zarazy dziesiątkowały ludność, brakowało rąk do pracy, więc każdy służący był na wagę złota. Elżbieta była zbyt inteligentna, by pozwolić sobie na takie straty personelu
pisała Malwina Użarowska na łamach “Rzeczpospolitej".

Wszystkie te ofiary miały służyć hrabinie Batory w zachowaniu wiecznej młodości - z krwi dziewic przygotowywała dla siebie makabryczne kąpiele. W końcu plotki te doprowadziły do wytoczenia hrabinie procesu. Miał nim pokierować palatyn Węgier Jerzy Thurzo.

Królewski spisek

Czy rzeczywiście krwawe ekscesy Elżbiety Batory stały za postawieniem jej w stan oskarżenia? W świetle współczesnych badań historycznych okazuje się to bardzo wątpliwe. Jak się okazuje, dynastia Habsburgów na cele wojenne zaciągnęła u hrabiny ogromny dług.

W przypadku udowodnienia jej winy część jej ogromnego majątku mogłaby zostać skonfiskowana, a wierzytelności królewskie pozostałby nigdy nieuregulowane. Dodatkową kwestią był pozostający pod jej zarządem zamek w Dévény. W okresie niepokojów była to bardzo wartościowa karta przetargowa - i kość w gardle rodu Habsburgów.

Na czas trwania procesu hrabina pozostawała w areszcie domowym, co było niezgodne z prawem. Mimo, że przesłuchano setki świadków, Thurzo nie zdobył żadnych twardych dowodów jej winy - jedynie poszlaki.

Świadkowie powtarzali niespotykane historie o krwawych wyczynach hrabiny, ale co ważne, żaden z nich nie widział ich na własne oczy. Każdy zeznający wspominał, że tylko słyszał, że pani kogoś skrzywdziła lub zabiła. Oczywiście, należy pamiętać także o metodach stosowanych w tego typu procesach. Głównie powoływano się na zeznania, które były efektem tortur
opisuje Natalia Stawarz z portalu Histmag.

Wciąż nieosądzona, ale przeczuwająca jakie powody kryją się za jej uwięzieniem, hrabina Batory spisała testament, rozdzielając zawczasu cały majątek pomiędzy trójkę swoich dzieci. Tym samym plan Habsburgów spalił na panewce.

Sama nigdy nie przyznała się do żadnego ze stawianych jej zarzutów. 21 sierpnia 1614 roku, cztery lata po uwięzieniu w zamku Čachtic, Elżbieta Batory zmarła.

Na setki lat krwawe mity o jej sadyzmie utrwaliła książka jezuity László Túróczy, który 110 lat po jej procesie opisał okultystyczne kąpiele w krwi i orgie sadyzmu w Karpatach. Elżbietę Batory - z wyznania luterankę - przedstawił prawie jako potwora i uosobienie zła. Miało to posłużyć jako dowód w jezuickiej tezie, że wyznania protestanckie są "diabłem podszyte".

Dopiero w XX wieku badania historyczne odkryły dość prozaiczną prawdę. "Krwawa hrabina z Transylwanii" wcale nie była morderczynią, ale raczej ofiarą propagandy, polityki i spisku, mającego na celu pozbawienie jej wpływów i majątku.

Andrzej Piaseczny: Coming out i wiaraINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas