Kupiła gofra nad polskim morzem. Już po kęsie wiedziała, że nie jest dobrze
Chyba nikt już nie łudzi się, że wakacje nad polskim morzem należą do tanich przyjemności. Tydzień rodzinnego pobytu nad Bałtykiem to koszt porównywalny do tego, który trzeba ponieść wyjeżdżając do Włoch, Chorwacji czy Grecji. A przecież do ceny podróży i zakwaterowania należy doliczyć jeszcze wakacyjne przyjemności. Choćby takie jak gofry.
Nie ma gofrów - nie ma wakacji
Polskie wybrzeże gofrem stoi. Trudno właściwie orzec dlaczego to właśnie słodki wypiek, ozdobiony katedrą bitej śmietany, wstążką słodkiego sosu i konfetti owoców, jest tym łakociem, którego po plażowaniu, spacerze, czy morskiej kąpieli szczególnie łakną nasze kubki smakowe.
Jakakolwiek byłaby przyczyna, w bogatym katalogu wakacyjnych przysmaków gofry biją na głowę lody gałkowe, lody-świderki, orzeszki w karmelu i jabłka w cukrze. Nic więc dziwnego, że sprzedawcy starają się jak najwięcej na nich zarobić, bezlitośnie testując możliwości smakowe i finansowe klientów. W końcu sezon nad Bałtykiem trwa tylko kilka miesięcy, a za zarobione w czasie wakacji pieniądze nierzadko trzeba przeżyć cały rok.
Zobacz również: Niespodziewane zachowanie dzików w Gdyni. Pędziły przez plażę
Zobacz również: Maryla Rodowicz kusi w jeansowym total looku w Sopocie
Słodkie żniwa nad Bałtykiem
Cenowa brawura sprzedawców materializuje się w postaci tzw. paragonów grozy, które co sezon zalewają polskie media niczym bałtycki przypływ plażę. Gofry za 20 złotych? Było. Gofry za 35 złotych? Było. Gofry za blisko 50 złotych? Wzorem postmodernistów można by powiedzieć: było, wszystko w nadmorskiej gastronomii już było.
Z majówkowych wizyt nad Bałtykiem wynika, że w tym roku na niższe ceny nie ma co liczyć. Nie jest to zaskoczeniem - jeśli z powodu rekordowej inflacji rosną ceny w "zwykłych" restauracjach i kawiarniach, będą one rosły również w kurortach. Pytanie tylko, czy jakość przysmaków, w jakimkolwiek stopniu odpowiada ich cenie?
Zobacz również: Maleńka wioska nad polskim morzem. Wakacje bez kiczu i parawanów
W budce jak w restauracji
Kulinarnymi wrażeniami z Trójmiasta podzieliła się z nami jedna z czytelniczek, przesyłając do redakcji zdjęcie kultowego przysmaku wraz z krótkim komentarzem.
Pani Urszula ostatni weekend maja postanowiła spędzić w Sopocie. Przyciągnęła ją tutaj nie tylko obiecująca prognoza pogody i miłość do Bałtyku, ale również odbywający się właśnie w Operze Leśnej Polsat Super Hit Festiwal. W przerwie między spacerami po plaży i koncertami, pani Urszula udała się po słodką przekąskę. Wszak, jak sama mówi, gofry to nasza nadmorska specjalność.
W budce, którą wybrała, ceny wydawały się korzystne. Suchy gofr - 7 złotych, porcja bitej śmietany - 6 złotych, nutella również za szóstkę. Pani Urszula skusiła się na wersję: gofr, śmietana, owoce, co jak łatwo policzyć, kosztowało 19 złotych, czyli tyle ile zwykle trzeba zapłacić za porcję ciasta w cukierni.
Gofry to nie jest zbyt skomplikowany deser zatem spodziewałam się po prostu chrupkiego ciasta zrobionego z jajek, mąki, wody i mleka z prostymi dodatkami, bitą śmietaną i świeżymi owocami
- zaczyna opowieść.
Co dostałam? Dostałam gofra z mieszanki z proszku, w której wyczuwalny był lekko chemiczny posmak czegoś bardzo sztucznego.
- Jedyną rzeczą zgodną z opisem były owoce, borówki i truskawki których była stosunkowo dużo - kontynuuje. - W ostatecznym rozrachunku 19 zł to standardowa cena za deser w restauracji. Cena jak za tej jakości produkt jest nieadekwatna. Gdyby rzeczywiście były to prawdziwe gofry z prawdziwą śmietana byłaby w zupełności uzasadniona.
Niestety, do takich wniosków dochodzimy dopiero po tym, gdy wydamy już pieniądze. Może więc, zamiast frustrować się przepłaconymi przekąskami, lepiej postawić na coś tańszego, zdrowszego i sprawdzonego? Na przykład sezonowe owoce.