Łubudubu, czyli Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek
Maciej Rybiński, felietonista "Faktu" i "Dziennika", na łamach tego ostatniego w felietonie "To 'Fakt' ma wpływ" ubolewa, że Grzegorz Jankowski, redaktor naczelny "Faktu" i dyrektor wydawniczy "Dziennika", nie znalazł się na liście 50 najbardziej wpływowych Polaków. Sam Rybiński na liście się znalazł, o czym skromnie wspomina, ale nie po to przecież, żeby się chwalić, lecz żeby łubudubu ubolewać nad nieobecnością Jankowskiego.
Szczególnie łubudubu imponują Rybińskiemu osiągnięcia "Faktu" w zakresie edukacji prawnej i obywatelskiej, która jest prowadzona konsekwentnie i zrozumiała dla wszystkich. "To nie może być przecież wadą, to musi być zaleta" - grzmi Rybiński i ciągnie dalej: "Zresztą co do tego milcząco przyjmowanego założenia, że czytelnicy 'Faktu' są gorsi od czytelników 'Gazety Wyborczej', mniej rozwinięci intelektualnie, w ogóle mniej rozgarnięci, miałbym wątpliwości".
Bo pan Rybiński dostaje listy od czytelników "Faktu" i w niczym się one nie różnią od listów przychodzących do innych redakcji. Ale choć Rybiński przypuszcza, że czytelnicy "Faktu" są tacy sami jak wszyscy, to za chwilę już nie ma tej pewności. "Poza tym ci czytelnicy są także obywatelami. Uczestniczą w życiu publicznym, współkształtują Polskę, czy się to komu podoba, czy jak naszym spadkobiercom Platona nie odpowiada."
I znów łubudubu: "Ja bym Grzegorza Jankowskiego sprawiedliwie i z poczucia realizmu umieścił w rankingu." To oczywiste. Nawet nie wypada, żeby publicysta wysforował się przed naczelnego. Cały ten tekst wynika z mądrości pana Rybińskiego, który z niejednego już pieca chleb jadł i dobrze wie, że należy lizać rękę, która karmi. I nie to wzbudza moje wątpliwości. Niechby pan Jankowski był sobie w tym rankingu, bo z pewnością ma duży wpływ. Wszyscy wiedzą, że lepiej nie zadzierać z "Faktem". Ale czy jeśli ktoś nie czyta "Faktu", to oznacza, że gardzi jego czytelnikami? To jakiś absurd!
Przyznaję, sama należę do tych, którzy niechętnie biorą "Fakt" do ręki. Ale przecież nie z pogardy dla czytelników! Po prostu nie podoba mi się gazeta, która przedstawia świat jako siedlisko zwyrodnialców i nędzników. Która podgląda, szpieguje, obrzuca obelgami i insynuacjami. Która odwołuje się do wartości religijnych i moralnych, niemoralnie szczując i wzbudzając agresję. Polak ma zaufanie tylko do żony i dzieci, wykazały badania. 90 proc. rodaków zakłada, że inni mają złe intencje i chcą ich wykorzystać. "Fakt" wzmacnia tę nieufność. Winny, skandal, hańba! To najczęstsze słowa. Jak ma się czuć człowiek, gdy wie, że jest w rękach "bezdusznych urzędasów", którzy kpią sobie z jego problemów? Czy umacnianie takich przekonań naprawdę służy budowaniu społeczeństwa obywatelskiego?
To nie ci, którzy nie czytają "Faktu", traktują czytelników z pogardą. To "Fakt" gardzi swoimi czytelnikami, karmiąc ich niezwykle uproszczoną, plugawą wizją świata. Wierząc, że można im wcisnąć każdy kit. I nie chodzi tylko o wieloryba, lecz o serwowanie ocen zamiast faktów. To "Fakt" nie wierzy, że czytelnicy sami potrafią ocenić rzeczywistość, więc daje im gotowy przepis na nieufność, frustrację i nienawiść. I proszę tu nie machać "Europą", która zawsze była jak kwiatek do kożucha, a w dodatku już dawno zmieniła kożuch. Rozumiem, że jak człowiek przykłada do czegoś rękę, to lubi myśleć, że przykłada ją do czegoś dobrego. Ale czasem, Panie Rybiński, warto otworzyć oczy.
Hanna Samson