Maria Nurowska: Góry mnie wyleczyły
Daria Tarnowska za zabójstwo męża trafiła do więzienia. Jej dalsze losy znajdziemy w "Domu nad krawędzią", kontynuacji bestsellerowych „Drzwi do piekła”. O swojej najnowszej powieści, budowie domu w Bukowinie Tatrzańskiej i o górach opowiada autorka - Maria Nurowska.
Izabela Grelowska, INTERIA.PL: Zazwyczaj mówi się, że mężczyzna powinien w swoim życiu wybudować dom. Ale kobiety również budują. Pani wybudowała dom, bohaterka pani powieści Daria/Marta wybudowała dom i to budowanie było również procesem odbudowywania swojego życia. Czy uważa pani, że budowanie domu ma swój wymiar duchowy? Czy dla pani taki miało?
Maria Nurowska: - W moim życiu już kilka razy budowałam jakieś domy, ale w wyniku różnych zbiegów okoliczności musiałam je opuścić, tak było z domem nad morzem, gdzie posadziłam brzozy przed gankiem i pewnie wyrosły już ponad dach. Ale to były domy na wakacje nie na życie. Dom pod Smokami z cała pewnością jest domem na życie, już się stąd nie ruszę. Może właśnie dlatego, że to budowanie nie było tylko stawianiem domu, ono sprawiło, że ja sama stanęłam twardo na nogi. Mam poczucie, może złudne, że ten dom stanowi dla mnie trwale oparcie.
Czy spotkała się pani z jakimiś trudnościami podczas tej budowy? Czy były momenty, kiedy mówiła pani: mam tego dość, to nie dla mnie?
- Oczywiście, budowa trwała kilka lat i ja byłam tym głównym dyrygentem. Nie wynajęłam żadnej firmy, bo nie było mnie na to stać. Budowałam swój dom metodą gospodarczą, a co to oznacza wiedzą tylko ci, którzy się na taką formę zdecydowali. Zdarzały się nieprzespane noce i myśli, że popełniłam szaleństwo porywając się na taką budowę. Bo to nie jest mały domek, powstała rezydencja, którą fachowcy oceniają bardzo wysoko, wyliczają koszty, jakie musiałam ponieść, a ja się śmieję w duchu...
Jeden z bohaterów książki mówi o Darii "to nie pniok, ani krzok, to ptok" co oznacza, że Daria nie osiądzie na stałe w miejscu, gdzie zbudowała dom. A jak jest z panią? Czy uważa pani, że Dom pod Smokami to tylko kolejny przystanek, czy też odnalazła pani swoje miejsce na Ziemi?
- To absolutnie moje miejsce na Ziemi. Nigdzie się już stąd nie ruszę, osiadłam tu duchem i ciałem.
Kiedy Daria napotyka na trudności w relacjach z innymi, zazwyczaj stosuje jedno remedium: wspólną wyprawę w góry. Co, według pani, mają w sobie góry, że pomagają w takich sytuacjach? Czym góry są dla pani?
- Góry wyleczyły mnie po ciężkich przejściach osobistych, sprawiły, że powróciła radość życia. Ilekroć spotyka mnie jakaś przykrość biorę plecaczek i w drogę, wracam uleczona. Żałuję tylko, że odkryłam ich niezwykłą moc tak późno.
Jak góry i Bukowina zmieniły pani życie?
- Wyciągnęły mnie zza biurka, po raz pierwszy od czasów dzieciństwa obcuję tak blisko z przyrodą. Na wiosnę od piątej rano słucham przepięknych ptasich koncertów, a wieczorami, gdy siedzę na tarasie, towarzyszy mi śpiew słowika. Mam też lokatora, zagnieździł się w szczelinie muru nietoperz-samotnik. Kiedy zapalają się światła wyrusza na łowy, lata takim śmiesznym koszącym lotem. Lubię jego towarzystwo.
- Zmienił się też rytm mojego dnia, wcześniej tutaj wstaję i wcześniej chodzę spać. Góry o wschodzie słońca to niezapomniany widok. Mogę chyba powiedzieć, że na co dzień obcuję z pięknem i jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam. Wczoraj nad szczytami pojawiła się tęcza, przecinająca pół nieba, nigdy przedtem czegoś takiego nie widziałam.
"Dom na krawędzi" to książka o budowaniu przyszłości mimo ciążących sekretów dotyczących przeszłości. Jak, według pani, najlepiej radzić sobie w takich sytuacjach: Ukrywać je nawet za cenę zmiany tożsamości czy ujawniać i liczyć na akceptację?
- Na to nie ma recepty, każdy człowiek jest inny i potrzebuje innej terapii.
"Dom na krawędzi" to kontynuacja "Drzwi do piekła". Proszę opowiedzieć o tym, jak przygotowywała się pani do napisania powieści o więźniarkach?
- "Drzwi do piekła" powstawały dwa razy. Pierwsza wersja niezbyt się udała, musiało minąć wiele lat, zanim nabrałam odpowiedniego dystansu "do tematu". Udało mi się dotrzeć do kobiecego więzienia w Krzywańcu, gdzie zebrałam wywiady z więźniarkami osadzonymi tam za ciężkie zbrodnie. Te wyznania były szokujące. Wróciłam stamtąd chora.
W "Domu na krawędzi" wszystkie bohaterki są już na wolności. Czy pani zna dalsze losy kobiet, które spotkała pani zbierając materiały do "Drzwi do piekła"? Czy były dla pani inspiracją?
- Nie znam ich dalszych losów, czego bardzo żałuję. Dostałam się za kratę nie do końca legalnie, więc nie mogłam potem odwiedzać swoich bohaterek. Losy kilku z nich opisałam w "Drzwiach do piekła", a potem w "Domu na krawędzi". Ale ta druga powieść to już fikcja literacka.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że książka "Sprawa Niny S." była swego rodzaju symbolicznym wymierzeniem kary byłemu partnerowi. Pisarka Daria Tarnowska to kolejna bohaterka, która zabija swojego męża. Czy to ciąg dalszy tamtej kary?
- No nie, nie jestem kimś tak krwiożerczym. Zamknęłam ten smutny rozdział mojego życia, nie wracam do niego.
Zakończenie jest otwarte. Czy czytelnicy mogą się spodziewać kontynuacji losów Darii?
- Raczej nie, niech sobie dopowiedzą zakończenie. Mogę tylko powiedzieć, że gdybym pisała III część, Ola przebaczyłaby obu swoim matkom. Może sielanki by nie było, bo Iza, ta prawdziwa matka, ma przecież trudny charakter, ale te trzy kobiety łączy prawdziwe uczucie.