Megamaskotki i inne rekwizyty z kultowych filmów
Rekwizyty w kinie nie są aż tak ważne jak artyści, ale bez tych przedmiotów niełatwo opowiedzieć filmową historię. Wiąże się z nimi wiele anegdot...
Szczególnie utkwiły nam w pamięci rekwizyty z polskich komedii: "Miś" (1980), "Kingsajz"( 1987) oraz "Poszukiwany, poszukiwana" (1972).
Miś, któremu oczko się odlepiło
Słomianego misia, w którym bohaterowie komedii Stanisława Barei przemycali spirytus, filmowcy zamówili w Cepelii (dawna Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego). Kukieł wykonano więcej "na wszelki wypadek", ale dziś artyści nie pamiętają, ile. Większość twierdzi, że dwie, tylko Stanisław Tym (filmowy Ryszard Ochódzki) opowiadał, że na planie było aż 5 misiów różnej wielkości!
W każdym razie jeden urwał się ze sznurka, na którym przenosił go helikopter, i utonął w warszawskiej gliniance, gdzie kręcono finałową scenę filmu. Syn Barei, Jan, wspominał, że po zakończeniu zdjęć ten drugi, ocalały miś stanął w ich prywatnym domu. Później posypała się słoma i... trafił na śmietnik.
Kłopotów przysporzyły też parówki. Gdy filmowcy ich potrzebowali, musieli je zrobić sami, bo były wtedy nieosiągalne. Najpierw załatwili w Ministerstwie Handlu Wewnętrznego specjalną zgodę na zakup 40 m jelit baranich, potem "upolowali" w sklepie kiełbasę serdelową, wyjęli jej zawartość, ugotowali i nalali do oczyszczonych jelit.
Nie wiedzieli, że do serdelowej dodawano kazeinę (białko mleczne, produkt uboczny produkcji twarogu) i zrobione z takim trudem kiełbaski zzielenieją! Wtedy ktoś im poradził, żeby na noc obłożyli je cebulą. "Wyładniały" na tyle, że... ktoś je zjadł. Filmowcy nie zdążyli nawet nakręcić drugiego dubla.
Rekwizyty w skali 20:1
Kłopoty miał również Juliusz Machulski, reżyser komedii "Kingsajz", który nie dysponował hipernowoczesnym sprzętem, jaki pomógłby mu wykreować cyfrowy świat krasnoludków. Twórcy filmu posłużyli się więc efektami specjalnymi, kręcąc tylko sceny erotyczne między Jackiem Chmielnikiem a Katarzyną Figurą.
- Najpierw zostałam nakręcona nago na łóżku w zwolnionym tempie, a potem na podstawie nagrania w Barrandovie (czeskie studio filmowe - red.) wybudowano moją wielką figurę, po której chodził Jacek Chmielnik. Później nałożono na siebie dwa obrazy w odpowiedniej konfiguracji - opowiadała aktorka "Gazecie Wrocławskiej".
Ponad 200 innych rekwizytów trzeba było specjalnie wykonać w skali 20:1. I tak huta szkła w Sandomierzu zrobiła specjalną, prawie dwumetrową szklankę! Powstał także olbrzymi telefon, zapałki, monstrualne szuflady, z których każda miała około dwóch metrów wysokości i ważyła pół tony. Nie zapominajmy o kilkumetrowej łyżce, wielkim damskim pantoflu na szpilce oraz imbryku, w którym mieścił się Jerzy Stuhr.
Jak żona pomogła reżyserowi Barei
Inspiracją do scenariusza jednej z najlepszych polskich komedii były przeżycia żony reżysera Stanisława Barei. Otóż Hanna Kotkowska-Bareja pracowała jako kustosz w muzeum. Pewnego dnia wezwano ją do dyrekcji, by wydała artyście depozyt - jego rzeźbę. Zrobiła to, a po kilku latach ten sam, bardzo już wiekowy twórca, znowu przyszedł po swoje dzieło. Rzeźby nie było, myślano wręcz, że zginęła. Dopiero po długich poszukiwaniach wszystko się wyjaśniło.
Ta historia leży u źródeł filmowej opowieści o Marysi, czyli pracowniku muzeum, któremu ginie obraz, w związku z tym ukrywa się w kobiecym przebraniu. Trudno dzisiaj dociec, skąd się wziął na planie obraz, który w filmie odegrał kluczową rolę. Za to inne rekwizyty pochodziły prosto z domu państwa Barejów! Kilka scen nawet u nich nakręcono.
- Zobaczyłam na aktorce mój pasek, zagrała moja peruka - wspominała potem wdowa po reżyserze. Jeszcze długo później odkrywała w filmach męża rzeczy wynoszone przez niego z domu, bo mu się zdawało, że do filmu będą idealne, np. przenośny grill elektryczny, który przywiozła kiedyś z Niemiec.
Dorota Filipkowska
Korzystałam m.in. z książki M. Replewicza: "Oczko się odlepiło temu misiu... Biografia Stanisława Barei" oraz M. Łuczaka "Miś, czyli rzecz o Stanisławie Barei".