Mirjana Dragićiević-Soldo widzi Maryję od 40 lat
Jest jedną z sześciorga widzących z Medziugorje. Gdy objawia się jej Matka Boża, nie czuje bólu fizycznego ani łez płynących po policzkach – tylko wszechogarniającą miłość.
Mam dwie córki i oddałabym za nie życie, jak każda matka, ale gdy jestem z Gospą, jakby dla mnie nie istniały – zdradza Mirjana. Rozstanie z Matką Bożą sprawia jej zawsze ogromny ból. Wtedy pragnie tylko jednego – by zabrała ją ze sobą. Wszystko zaczęło się w 1981 roku, gdy 16-latka spędzała wakacje w wiosce Bijakovići, gdzie mieszkała jej babcia. Pewnego dnia z koleżanką Ivanką poszły na długi spacer.
Usiadły na kamieniu, by chwilę odpocząć, i wtedy Ivanka dostrzegła na szczycie góry Podbrdo dziwną postać.
– Spójrz, to Matka Boża! – krzyknęła. Mirjana uznała to za niedorzeczne. – Tak, na pewno się nudziła i postanowiła odwiedzić ciebie i mnie – rzuciła i ruszyła stronę w drogę powrotną.
- Gdy podchodziłam już do domów, poczułam silne wewnętrzne poruszenie - relacjonuje. Wróciła do koleżanki, spojrzała na wzniesienie i... oniemiała. Stała tam kobieta w błękitnej sukni, która w ramionach trzymała niemowlę. - Jak miałaby się tam przedrzeć, przez zarośla i skały, w dodatku w długiej sukni i z dzieckiem? - zastanawiała się. Dziewczynki czuły, że tajemnicza postać to Maryja, ale górę wziął strach i uciekły. Mirjana, podekscytowana, powiedziała o wszystkim babci. - Odmów różaniec i zostaw Matkę Bożą w niebie, tam, gdzie mieszka - poradziła jej. Tej nocy nie spała, modliła się.
Nazajutrz, jak zwykle, pomagała w gospodarstwie, gdy coś kazało jej udać się w okolice góry. Zebrali się tam już mieszkańcy wioski. Matkę Bożą, która znów się pojawiła, widziało tylko sześcioro młodych ludzi. Na pytanie Mirjany, kim jest, odparła: Królową Pokoju. Tak zaczęły się codzienne objawienia. Nastolatka nie chciała wracać do domu w Sarajewie w obawie, że ustaną. Trwały jednak. Maryja podczas spotkań powierzyła jej dziesięć tajemnic. Dziewczyna czekała na nie z utęsknieniem, ale po półtora roku usłyszała od Matki Bożej, że teraz będzie Ją widywała raz w roku, 18 marca. - Słowami nie da się opisać bólu, jaki ogarnął moją duszę - mówi. Kolejne siedem dni, w godzinie objawień, zamykała się w pokoju i czekała. Na próżno. Chciała umrzeć, byleby być z Maryją. - To tak, jak stracić coś najpiękniejszego - tłumaczy.
Z wizji czerpała siłę, dzięki nim łatwiej znosiła prześladowania. W komunistycznej Jugosławii Widzących nękano przesłuchaniami. Pozostała piątka mieszkała w okolicy Medziugorje i cała wieś odprowadzała ich na komendę policji. Ona, w wielkim mieście musiała sobie radzić sama. Tajniacy co dzień zabierali ją na posterunek. Bała się, że kiedyś nie wróci, drżała też o los najbliższych. Ojciec posiwiał, młodszy brat obawiał się, że aresztują go w nocy. - Kim ty, do cholery, jesteś? - spytał kiedyś Mirjanę kolega, bo po spotkaniu z nią on też został przesłuchany.
Nastolatka z dobrego gimnazjum trafiła do takiego, gdzie było wielu narkomanów. Głęboka wiara pomogła jej znosić szykany. Gdy po latach przesłuchała kasetę z zeznaniami, doszła do wniosku, że bez pomocy Boga nie mówiłaby tak dojrzale. To zdarza się do dziś. - Czasem odczuwam, że to nie ja przemawiam - przyznaje. Będąc w USA, swobodnie opowiadała po angielsku o objawieniach Gospy, choć nie zna dobrze tego języka. A we Włoszech ksiądz był zaskoczony, bo używała określeń typowych dla teologów.
Dawanie świadectwa 54-letnia dziś kobieta godzi z obowiązkami żony i matki. Męża zna od dziecka. Ślub wzięli w 1989 roku. - Mark stawia Stwórcę na pierwszym miejscu i wtedy wszystko idzie łatwiej. Jestem dla niego kimś, kto jest na służbie u Boga, wie, że kiedyś wszyscy będziemy tak "pracować" - wyjaśnia. Mają dwie córki, a w domu prowadzą pensjonat dla zaprzyjaźnionych pielgrzymów. Każde objawienie przeżywa tak jak pierwsze. - Przed pojawieniem się Gospy dostrzegam coś w rodzaju błysku, lecz nie zawsze - mówi.
Od 1987 roku Maryja nie tylko 18 marca przekazuje jej orędzia, drugiego dnia każdego miesiąca kobieta słyszy w sercu Jej głos, czasem Ją widzi. - Zawsze jest smutna, często ma w oczach łzy. Modlimy się wspólnie za niewierzących - zdradza. Mirjana stoi wtedy w tłumie pątników, którzy przybywają do Medziugorje. W skupieniu wpatrują się w jej twarz. Czasem tłum mocno na nią napiera.
Kiedyś omal nie złamali jej ręki. Lecz podczas objawienia żadne bodźce do niej nie docierają. Czuje się, jakby była w niebie. Zanim przekaże słowa Maryi, zamyka się w pokoju i modli. Potem wraca i wzywa do nawrócenia, pokuty i modlitwy. To przynosi owoce. - Nikt nie wyjeżdża stąd taki, jaki przyjechał - zapewnia Widząca.