"Mówią, że 500 plus nie działa, a tu proszę się powodzi". Jestem w ciąży i słyszę to non stop [LIST DO REDAKCJI]

„Zdawałoby się, że w dobie kryzysu demograficznego, w kraju, który tak bardzo broni życia poczętego, ciężarne powinny być traktowane jak bohaterki. Ja chciałabym być po prostu traktowana normalnie i z szacunkiem, zamiast wysłuchiwać obelg i być przedmiotem kpin i ataków” – pisze w liście do redakcji pani Aldona.

- Ciąża to nie choroba, gdzie się pani spieszy, na pewno na L4 jak wszystkie - usłyszała nasza Czytelniczka
- Ciąża to nie choroba, gdzie się pani spieszy, na pewno na L4 jak wszystkie - usłyszała nasza Czytelniczka 123RF/PICSEL

List pani Aldony:

Jestem matką dwóch wspaniałych chłopców - mają 3 i 6 lat, są więc jeszcze przedszkolakami. Zawsze chcieliśmy mieć z mężem dużą rodzinę, choć w tym momencie w Polsce ta decyzja wydaje się  heroiczna. Marzyliśmy o córeczce, na rodzinnych spotkaniach niejednokrotnie żartowaliśmy, że będziemy próbować do skutku. Obecnie jestem w trzeciej ciąży, wiem już, że za jakiś czas powitamy na świecie Polę. Zdawałoby się, że w dobie kryzysu demograficznego, w kraju, który tak bardzo broni życia poczętego, ciężarne powinny być traktowane jak bohaterki. Ja chciałabym być po prostu traktowana normalnie i z szacunkiem, zamiast wysłuchiwać obelg i być przedmiotem kpin i ataków. Poprzednie ciąże znosiłam źle, musiałam dużo leżeć i odpoczywać, większość sprawunków załatwiał więc mąż, na wizyty umawiałam się prywatnie, bo miałam pakiet opieki medycznej z firmy, w której wtedy pracowałam. Teraz oprócz standardowych ciążowych dolegliwości - mdłości, nadwrażliwości na zapachy i ogólnego osłabienia nie mam objawów, które trzymałyby mnie w domu. Załatwiam więc codzienne sprawunki, często po drodze z przedszkola, wracając z dziećmi do domu. Naprawdę nie dowierzam, jak może być traktowana kobieta w ciąży przez społeczeństwo, które pokazało w ostatnim roku, że potrafi być empatyczne i solidarne. Nie wiem, czy tylko mnie tak często przytrafiają się takie sytuacje, które wyprowadzają mnie z równowagi?

Z racji rezygnacji z pracy nie mam już prywatnej opieki, więc często bywam w rejonowej przychodni. Przy rejestracji i pokoju pobrań wisi kartka: "Pacjentki w ciąży zapraszamy bez kolejki", często też rano te kolejki są rzeczywiście bardzo długie, a to akurat czas, gdy poranne mdłości dają o sobie znać. Jeśli przede mną czekają 1-2 osoby siadam pod gabinetem i czekam, ale jeśli jest ich więcej, zwykle mówię, że jestem w ciąży i wejdę jako kolejna. Za każdym razem słyszę coś w stylu: "Pani jest w ciąży, a ja jestem chora/stara/słaba", choć najbardziej zdenerwował mnie pan, który powiedział: "Ciąża to nie choroba, gdzie się pani spieszy, na pewno na L4 jak wszystkie", bo akurat ja na L4 ciążowym leżałam plackiem, aby utrzymać ciąże.

Czy naprawdę w tym kraju kobiety muszą być osądzane za wszystko, za to, jak wyglądają, czy mają dzieci, czy nie mają, jak się nimi zajmują i za co kupują produkty na obiad?  - pyta pani Aldona
Czy naprawdę w tym kraju kobiety muszą być osądzane za wszystko, za to, jak wyglądają, czy mają dzieci, czy nie mają, jak się nimi zajmują i za co kupują produkty na obiad? - pyta pani Aldona123RF/PICSEL

Podobne karteczki zachęcające kobiety w ciąży do skorzystania z przywileju, jakim jest obsługa poza kolejnością, wiszą w wielu sklepach. I znowu, zwykle się nie wyrywam, jeśli przede mną stoją 2-3 osoby, ale jeśli ogonek się zakręca, uprzejmie przepraszam, mówiąc, że jestem w ciąży, choć mój brzuch w 7 miesiącu dość dobitnie na to wskazuje. Niejednokrotnie w takich sytuacjach musiałam znosić komentarze, że chodzić po sklepie to mam siłę, ale stanąć na chwilę w kolejce to już nie. Nie wspomnę już o komentarzach typu: "Mówią, że 500 plus nie działa, a tu proszę się powodzi", gdy robię zakupy spożywcze - pada to w różnych formach zarówno od kasjerek (niby żartobliwie) po stojących za mną w kolejce, ba nawet dawno niewidzianych znajomych spotkanych na ulicy. I, prawdę mówiąc, doprowadza mnie do szału. Czy naprawdę ktoś myśli, że te marne 500 zł mogłoby kogoś nakłonić do tego, aby podjąć się posiadania gromadki dzieci? Że to jest wystarczająca rekompensata za cały trud związany nie tylko z początkowymi latami życia potomka? Naprawdę uważacie, że rodzę dzieci dla tych marnych pięciu stów?

A już do szału doprowadził mnie ostatnio starszy pan, który w kolejce na poczcie patrząc na moje dzieci, którym po 10 minutach dałam telefon, żeby spokojnie na chwilę usiadły, gdy kolejka poruszała się w żółwim tempie, skomentował: "Jak pani dwójki nie umie ogarnąć i telefon daje to, co będzie, jak się trzecie urodzi?". To tylko kilka przykładów sytuacji, ale dobrze oddają to, co mnie spotyka przynajmniej kilka razy w miesiącu.

Czy naprawdę w tym kraju kobiety muszą być osądzane za wszystko, za to, jak wyglądają, czy mają dzieci, czy nie mają, jak się nimi zajmują i za co kupują produkty na obiad? Nie oczekuję pochwał ani słów uznania, to w końcu mój wybór ile dzieci mam, apeluję tylko, aby dwa razy się zastanowić czy naprawdę to, co chcemy powiedzieć jest potrzebne i czemukolwiek służy.

Skomentuj ten list na naszym Facebooku!

Więcej ludzkich historii:

Najciekawsze historie pisze samo życie. Chcesz się z nami podzielić swoją? Napisz do nas na adres: kobieta.kontakt@firma.interia.pl

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas