Apel matki w sprawie studniówek: „Na litość, niech ktoś powie temu stop” [LIST DO REDAKCJI]
- Gdy tylko wybrzmiało po raz pierwszy słowo studniówka, zaczęło się (...) Padały też kwoty. Przy każdej czułam coraz silniejsze kłucie w sercu. Już wiedziałam, że nie dam rady ogarnąć finansowo tej wystawki - pisze w liście do redakcji pani Jadwiga.
Do naszej redakcji napisała pani Jadwiga. Po przeczytaniu artykułu "Studniówki jak wesela. Ceny za sale rosną, a wydatków nie ubywa", chciała podzielić się tym, co myśli o studniówkach i jak przygotowania do tego wydarzenia wpłynęły na jej córkę. Poniżej publikujemy list pani Jadwigi.
Studniówka dla mnie wiąże się ze wspomnieniami przepełnionymi szczęściem. Byłam na pięknym balu z pierwszych chłopakiem, starszym od siebie. Sukienka po mamie, buty od starszej siostry. Wyglądałam inaczej niż na co dzień. Czułam się taka ważna i taka poważna. Przecież matura, dorosłość - hasła te wymawiała moja mama co drugi dzień. Mija tyle lat i jak mocno zmienia się spojrzenie na coś, co powinno być radosnym wydarzeniem w naszym życiu. Serce boli, gdy widzę w oczach córki smutek. W najbliższy weekend ma studniówkę. Pomijam koszty związane z tzw. wpisowym czy biletem wstępu. Ale ta zamiana studniówki na wesele to już totalna przesada. Obserwowałam to od kilku lat. Koleżanki mówiły "już zacznij oszczędzać", "pamiętaj, tylko załatw szybciej fryzjera, a no i suknia najlepiej szyta na miarę". Podchodziłam do tego z dystansem, bo nie wierzyłam, że to mnie będzie dotyczyło. Oj, jak grubo się myliłam.
Gdy tylko wybrzmiało po raz pierwszy słowo studniówka, zaczęło się. Przeszukiwanie stron, bieganie po galeriach i wieczorny płacz. "Ja w tym nie pójdę, wszystkie mają suknie od tego, tamtego, buty, makijaż u najlepszej makijażystki..." Padały też kwoty. Przy każdej czułam coraz silniejsze kłucie w sercu. Już wiedziałam, że nie dam rady ogarnąć finansowo tej wystawki. Córka i jej szczęście jest najważniejsze, ale nie mogłam się zapożyczyć i narażać nas na późniejsze przykre konsekwencje. Próbowałam to na spokojnie wyjaśnić, po wielu próbach udało się znaleźć coś w przystępnej cenie, makijażystka też okazała się strzałem w dziesiątkę i nie za taką kwotę, o jakiej słyszałam. Jednak nadal wiem, że to i tak nie zmyje z mojej córki pewnego poczucia "że jest gorsza", "że nie stać jej na balowe atrakcje". I ja zasypiałam niejedną noc, wtulona do poduszki. A rano budziłam się zła. Dlaczego studniówka ma wprowadzać moją córkę w taki stan. Dlaczego ten jeden bal, który powinien być powodem do radości, daje jej smutek. Chyba czas na opamiętanie. Bal balem, ale na litość. Wszystko ma jakieś granice. Nie wynajmujmy limuzyn - podjedźmy bryczką...
Mam tylko ogromną nadzieję, że jednak po powrocie ze studniówki, zobaczę na twarzy dziecka ogromny uśmiech. To dla mnie jest najważniejsze. A co do weselnych studniówek - też liczę w na to, że w końcu ktoś powie stop! I wymyśli bal, w którym nie przepych, a pozytywna zabawa jest na pierwszym miejscu.
Więcej ludzkich historii:
Najciekawsze historie pisze samo życie. Chcesz się z nami podzielić swoją? Napisz do nas na adres: kobieta.kontakt@firma.interia.pl
***