Norylsk: Porost na bryle niklu, miasto-piekło, komunistyczny sen
Norylsk to jedno z najbardziej wysuniętych w stronę Bieguna Północnego miast na świecie, a także jedno z najbardziej zatrutych, depresyjnych i nudnych. To także miejsce, gdzie powstała pierwsza w historii arktyczna huta metali. Niektórzy twierdzą, że istniejące tu bogactwo niklu, miedzi, palladu i innych metali zawędrowało na Ziemię z pustki kosmosu. Być może drapieżny przemysł miasta do tej pory wyrywa resztki ogromnego meteorytu, który uderzył w ten rejon długo przed początkiem historii naszego gatunku.
Wszystko zaczęło się w 1919 roku. Ekspedycja geologiczna Aleksandra Sotnikowa i Nikołaja Urwancewa odkryła bogate złoża węgla kamiennego w tym rejonie. Badania kontynuował potem jedynie Urwancew, gdyż Sotnikow został rozstrzelany przez bolszewików. Ziemie okazały się bardzo bogate również w miedź i nikiel.
Mając na miejscu bogate złoża metali, a także węgiel potrzebny do ich przetopienia, Związek Radziecki w 1935 roku zdecydował o realizacji wielkiego projektu - pierwszej huty w Arktyce. Pieczę nad nim powierzono NKWD. Norylsk, tak jak niezliczone inne syberyjskie miasta, wyrósł więc na pocie, krwi i głodzie pracujących tu łagrowników. Szacuje się, że w systemie łagrów, które później przekształcono w miasto, pracowało łącznie nawet 400 tys. więźniów.
Iście rosyjską w duchu ironią jest to, że niewiele lat po tym, jak Urwancew odkrył tu jeszcze złoża niklu i miedzi, w 1938 roku sam trafił do łagru, by wydobywać je swoimi rękami.
Po śmierci Stalina do Norylska zaczęli przybywać ludzie z własnej woli, szukając pracy w ogromnych zakładach przemysłowych. Baraki zeków powoli przebudowywano na domy mieszkalne. Sytuacja stabilizowała się aż do 1959 roku - właśnie wtedy "kombinat dał pierwszy, niewielki zysk. Wcześniej, pomimo niewolniczych kontyngentów, przynosił straty. Ale przecież nie dla zysków pracował, nie dla kapitału był budowany, tylko dla idei" - czytamy w książce "Donikąd. Podróże na skraj Rosji".
Miasto zamknięte. Może to i lepiej?
Ze względu na istniejący tu przemysł, bogate złoża metali i kombinaty metalurgiczne Norylsk jest miastem zamkniętym, do którego kursuje jedna linia kolejowa, jedna autobusowa.
Michał Milczarek autor książki "Donikąd. Podróże na skraj Rosji" dostał się do Norylska, wyrabiając sobie specjalne pozwolenie w FSB. Musiał co do godziny opisać każdą swoją aktywność danego dnia - czy to wizytę w muzeum, oglądanie kilku istniejących tu pomników, czy zwykły spacer. Młodzi twórcy z youtubowego kanału Planeta Abstrakcja wjeżdżą do miasta autostopem — a wcześniej "pociągostopem".
Nie znajdziemy tu atrakcji turystycznych, bo turystów w zasadzie się tutaj nie spotyka. Kilka tablic, murale, uczelnia, muzeum, pomnik Bohaterów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i Ofiar Łagrów.
Norylsk to jednak głównie toczone rozkładem, choć pomalowane na krzykliwą żółć, bloki mieszkalne na tle ogromnych, buchających kwasowymi chmurami, kominów kombinatów. Wszystko to na dodatek stojące wśród hałd czarnego żużlu i oplecione rurami przemysłowymi. Ze względu na swoje położenie i wieczną zmarzlinę, ta część infrastruktury, która w innych miastach ukryta jest pod ziemią, tutaj wyeksponowano na powierzchni. Michał Milczarek porównuje te rury do drutu kolczastego, który, gdy rodził się Norylsk, otaczał istniejący tu system Łagrów.
Co ciekawe w Norylsku powstają jak grzyby po deszczu place zabaw. Jeden z nich został nawet wybudowany już w tajdze. Pomalowane na jaskrawe kolory mają odwrócić uwagę dzieci od otaczającej ich rzeczywistości. Tej jednak nie da się ukryć - zamiast zabawy na huśtawkach, starsze dzieciaki w wolnym czasie zajmują się zwiedzaniem zrujnowanych pustostanów Norylska.
Tam, gdzie najczęściej prowadzą je syberyjskie wiatry, siarkowe wyziewy kominów kombinatu zabijają otaczającą miasto tajgę. Nie brakuje miejsc, gdzie stoją kikuty martwych drzew. A wśród nich popadają w ruinę dacze mieszkańców, powstałe, bo wszak bez daczy żaden Rosjanin żyć nie może. Nawet tutaj.
"Nowa Huta na kościach" - tak wedle Milczarka wygląda centrum miasta. Mieszkańcy raczej są skłonni porównywać je do zabudowy Petersburga. Jest to poniekąd zasadne, gdyż leningradzcy architekci, którzy tworzyli te plany, także byli więźniami tutejszych obozów.
O tym, że miasto stoi "na kościach" przypomina Golgota. To masowe groby na zboczu Góry Szmidta, gdzie stoi też pomnik ofiar GUŁAG-u.
"Rury opasały Norylsk jak drut kolczasty zonę. Szły po powierzchni ziemi, nikt ich nie zakopywał. Nie dało się, bo pod powierzchnią była wieczna zmarzlina. Wyglądało to makabrycznie. Jak gdyby miasto nie miało skóry - nie dlatego, że ktoś ją z niego zdarł, ale dlatego, że takie się urodziło. Kłębowiska jelit, sieci żył, plątanina ścięgien i mięśni - wszystko obscenicznie leżało na wierzchu. Coś jak skrzyżowanie wydziału chirurgii z twardą pornografią. Właśnie dlatego Norylsk był stłoczony i zagęszczony. Bronił się jak twierdza przed otoczeniem, osłaniał się sam sobą, kulił jak pies na mrozie. Działał jak gorzkie, ale jednak lekarstwo. Jak znieczulenie, bo w Norylsku należało się jakoś znieczulić na sam Norylsk. Zapomnieć o nim, uniewrażliwić się, dać sobie w palnik albo zażyć validol" - pisze w "Donikąd" Milczarek. Wydaje się to doskonałym podsumowaniem duszy Norylska.