Pijany ksiądz na pogrzebie. Skandale na cmentarzu zdarzają się częściej, niż myślisz!

"Pijany ksiądz na pogrzebie" - taka informacja niedawno obiegła media. Skandal, do którego doszło na cmentarzu Łostowickim w Gdańsku, okazuje się nie być odosobnionym przypadkiem. Choć rytuały związane z pożegnaniem zmarłego bliskiego powinny być przepełnione cichą zadumą i filozoficznym smutkiem nad kruchością naszego życia, w czasie pogrzebów dochodzi do kuriozalnych i skandalicznych wydarzeń, które na zawsze zapadną już w pamięć żałobnikom.

Pogrzeb nie zawsze przebiega tak, jak powinien
Pogrzeb nie zawsze przebiega tak, jak powinien123RF/PICSEL

Ksiądz z Gdańska "na fali"

Cmentarz Łostowski na ulicy Łostowickiej w Gdańsku pod koniec 2022 roku stał się areną nieprzyjemnych wydarzeń, o których szybko zaczęły donosić media. 1 grudnia odbywała się tutaj ceremonia pogrzebowa jednego z okolicznych mieszkańców.

Obrządek jednak wcale nie przebiegał zgodnie z kościelną doktryną. Wierni z parafii rzymskokatolickiej św. Maksymiliana Kolbego w Gdańsku byli mocno zdziwieni nietypowym zachowaniem celebrującego sakrament duchownego. Przemawiał on bowiem do kropidła, wyraźnie myląc je z mikrofonem, miał problemy z utrzymaniem równowagi i spójnymi wypowiedziami. Stojący bliżej księdza uczestnicy czuli od niego wyraźny zapach alkoholu. 

Ukoronowaniem "występu" duszpasterza była zupełna utrata równowagi, przez co przewrócił się na grób.  "Wszyscy byliśmy w szoku. Mój tata nie zasłużył na to, aby zostać tak potraktowanym" - mówił potem syn zmarłego w rozmowie z TVN24.  "Dobrze, że pochowaliśmy tatę w urnie, bo pewnie inaczej ten człowiek upadłby wprost na trumnę" - dodał.

Sprawa szybko została zgłoszona proboszczowi miejscowej parafii. Rodzina od razu usłyszała szczere przeprosiny za zaistniałą sytuację i propozycję ponownego przeprowadzenia symbolicznego pochówku. Syn zmarłego pan Robert wie jednak, że "nie wymażemy naszych wspomnień tego, co się działo".

Na tym sprawa się nie zakończyła. Rzecznik archidiecezji gdańskiej ksiądz kanonik Maciej Kwiecień zapowiedział, że pijany ksiądz nie uniknie konsekwencji. Zostanie odsunięty od posługi i skierowany na terapię uzależnień. Od dawna wiadomo było jednak, że duszpasterz-skandalista ma poważny problem z alkoholem. Kroki podjęto jednak dopiero, gdy sprawą zainteresowały się ogólnopolskie media.

"Mój tata był bardzo oddanym katolikiem i należał do tej parafii od lat. (...) Do głowy by mi nie przyszło, że ktokolwiek mógłby przyjść poprowadzić tak ważną, podniosłą i przykrą uroczystość w takim stanie (...) - powiedział na koniec pan Robert.

Skandal na Podhalu - nieboszczyk w sukience

W Sieniawie doszło do fatalnej pomyłki (zdj. ilustracyjne)
W Sieniawie doszło do fatalnej pomyłki (zdj. ilustracyjne)123RF/PICSEL

"Zbezcześcili ciało mojego ojca" - tak "Super Expressowi" wyznał syn zmarłego w kwietniu 2022 roku pana Józefa z Sieniawy na Podhalu. Tym razem za cmentarny skandal winę ponosili prawdopodobnie pracownicy prosektorium. W niejasnych okolicznościach ciało mężczyzny zostało zamienione ze zwłokami zmarłej w tym samym czasie sąsiadki z tej samej wsi. Jednak to nie sama pomyłka była największym szokiem dla rodziny.

Pani Krystyna i pan Józef mieszkali blisko siebie. Los chciał, że oboje zmarli 25 marca 2022 roku. Makabryczną pomyłkę odkryła rodzina kobiety tuż przed pogrzebem. Po otwarciu trumny oczom zaszokowanych bliskich ukazały się zwłoki pana Józefa — do tego ubrane w sukienkę i rajstopy!

"Byłem akurat na koło kaplicy, gdy poprosili mnie o otwarcie trumny. Sam własnoręcznie tę trumnę otworzyłem. Po niespełna minucie podbiegła do mnie rodzina, mówiąc, że pomylono ciała, że w trumnie leży mężczyzna - relacjonował wtedy Grzegorz Sojka, właściciel zakładu pogrzebowego, który był odpowiedzialny za organizację pogrzebu.

O skandalu szybko dowiedziała się też druga rodzina z Sieniawy.  "Dzień po pogrzebie taty, w środę, zadzwonił telefon. Dziennikarz powiedział mi, że w trumnie zamiast ciała pani Krystyny leżał mój tata, ubrany w damskie ubranie" - mówił później "Super Expressowi" syn mężczyzny.  Pracownicy prosektorium w Nowym Targu są odpowiedzialni za ubierania zwłok zmarłych w tamtejszym szpitalu. Prawdopodobnie to oni doprowadzili do szokującej i makabrycznej pomyłki.

Pogrzeb z honorami i z horrorami

W 2018 roku odszedł Jerzy Żurek, wtedy uznawany za najstarszego żyjącego Polaka. Żołnierz Września 1939 roku, jeniec, robotnik przymusowy, później uhonorowany medalem Medal Unitas Durat Palatinatus Cuiaviano-Pomeraniensis miał zostać pochowany z honorami w Czarnowie pod Toruniem. Poza rodziną i bliskimi stawili się również liczni przedstawiciele władz wojewódzkich, gminnych, a także wojska.

Nie obyło się niestety bez skandalu. Tak jak w poprzedniej przytoczonej przez nas historii, na miejsce w trumnie dotarły zwłoki zupełnie innej osoby. Pracownicy zakładu pogrzebowego "co koń wyskoczy" ruszyli z powrotem do prosektorium Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu. Po godzinie wrócili, na szczęście wioząc już doczesne szczątki Jerzego Żurka. Ciężka atmosfera skandalu wisiała jednak nad uroczystością aż do końca.  Sprawa zakończyła się wypłatą 5 tys. złotych zadośćuczynienia dla najbliższej krewnej zmarłego.

Piłowanie trumny dziecka

Klara urodziła się z wrodzoną wadą — zdiagnozowano u niej przepuklinę oponowo-rdzeniową i wodogłowie. Zaledwie po 11 miesiącach zakończyła swoją wędrówkę po naszym świecie. Jej pogrzeb odbył się w parafii w Stykowie. Choć rodzice i firma pogrzebowa ze Starachowic informowała miejscowego grabarza o wymiarach trumny dziecka, niedługo przed pogrzebem okazało się, że przygotowana kwatera nie będzie odpowiednia.

"(Grabarz — przyp. red.) najpierw chodził z metrówką w kaplicy. Pewnie się już domyślał. Pracownicy mi przekazali, że widzieli, jak mierzył trumnę, kręcił głową i przygotował piłę. Przygotowywał się na wersję najgorszą z możliwych, że coś podpiłuje - mówiła Magdalena Gorycka z zakładu pogrzebowego w programie Uwaga.

Po zakończeniu mszy rzeczywiście okazało się, że trumienka nie może zmieścić się w grobie. Wtedy pomocnik grabarza postanowił na oczach rodziny zmniejszyć ją do odpowiednich wymiarów, używając w tym celu piły do drewna.  "To był koszmar" - powiedziała mama Klary.  Ani grabarz, ani lokalny ksiądz nie poczuwają się do winy w związku z zaistniałą sytuacją. Do tej pory nie padło słowo "przepraszam". 

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas