Prawie 70 lat spędził w zamkniętym cylindrze. Mechaniczne płuco oddycha za niego

Paul Alexander jako dziecko zapadł na poważną chorobę wywołaną przez wirus polio. Dziś ma 75 lat, z których większość spędził wewnątrz żelaznego płuca- ogromnego respiratora, który umożliwia mu oddychanie. Swoim życiem dowiódł jednak, że nawet w tak niesprzyjających warunkach można osiągnąć bardzo wiele. Poznajcie jego inspirującą historię.

Żelazne płuco to prototyp respiratora. Z powodu polio wielu pacjentów było zamkniętych w tej maszynie
Żelazne płuco to prototyp respiratora. Z powodu polio wielu pacjentów było zamkniętych w tej maszynieGetty Images

W latach 50. XX wieku przez Stany Zjednoczone przetaczała się epidemia polio. W szpitalach brakowało miejsc, rodzice zabraniali swoim dzieciom wychodzić na zewnątrz w obawie przed zachorowaniem. Kina, baseny, miejsca rozrywek były zamknięte, by zahamować rozprzestrzenianie się wirusa. Tylko w 1952 roku na polio zachorowało ponad 60 tysięcy osób.

Paul Alexander tego roku obchodził swoje szóste urodziny i nie mógł przypuszczać, że jego szczęśliwe dzieciństwo właśnie bezpowrotnie się kończy. W czasie zabawy w ogrodzie poczuł drętwienie szyi i objawy gorączki.

Jego matka zbladła, przeczuwając, że nie jest to zwykłe przeziębienie, ale początek przerażającej i niebezpiecznej choroby, o której wszyscy wokół mówili. Pierwsze dni choroby Paul spędził w domu, jednak jego stan pogarszał się z godziny na godzinę. W końcu trafił do szpitala- dosłownie w ostatniej chwili, gdyż w poczekalni zaczął się dusić.

Zabieg tracheotomii wykonany na miejscu uratował mu życie. Gdy po trzech dniach odzyskał przytomność, zobaczył salę wypełnioną ogromnymi metalowymi puszkami, z których wystawały głowy przestraszonych dzieci. On sam również znajdował się wewnątrz takiego cylindra- żelaznego płuca, które utrzymywało go przy życiu, a równocześnie było więzieniem.

Epidemia polio i żelazne płuca

Komora żelaznego płuca  wytwarzała podciśnienia wokół jamy klatki piersiowej
Komora żelaznego płuca wytwarzała podciśnienia wokół jamy klatki piersiowejGetty Images

Wirus polio nie pojawił się nagle- towarzyszy naszej cywilizacji od tysięcy lat. Jednak dopiero postępująca urbanizacja, przeludnienie miast i kiepskie warunki sanitarne w nich panujące spowodowały, że od początku XX wieku w kolejnych miejscach wybuchały epidemie zakażeń tym patogenem. Ofiarami wirusa są głównie dzieci.

Większość małych pacjentów przechodzi tę chorobę lekko, podobnie do grypy, niestety u pewnego odsetka wirus atakuje mięśnie i powoduje ich zwiotczenie. Wtedy jedynym ratunkiem dla dziecka jest umieszczenie go w żelaznym płucu. Jest to respirator wynaleziony przez Phillipa Drinkera i Louisa Shawa, gdzie wytworzone wewnątrz urządzenia podciśnienie pozwala na oddychanie.

"Uwięziony" pacjent spędzał w takim płucu kilka miesięcy, aż do czasu, gdy znów mógł oddychać samodzielnie. Niestety u niektórych dzieci uszkodzenie mięśni okazywało się permanentne. Tak było w przypadku Paula Alexandra.

Determinacja uratowała mu życie

Paul spędził w szpitalu 18 miesięcy. W końcu lekarze zdecydowali się wypisać go do domu, ale nie mieli wobec dziecka dobrych prognoz. W ocenie medyków dni Paula były w zasadzie policzone. Nie docenili jednak woli życia, którą posiadał.

Chłopiec wciąż musiał przebywać w zamkniętym respiratorze, ale pojawiło się światełko nadziei. Jego terapeuta nauczył go specjalnego sposobu oddychania, zwanego "żabim". Polegał on na używania mięśni w ustach i gardle do wciągania powietrza do płuc. Opanowanie tej techniki pozwoliło dziecku opuszczać płuco w ciągu dnia.

Rodzice Paula, po długiej batalii z urzędnikami, w końcu zapisali go do szkoły, którą skończył w trybie eksternistycznym. Chłopak zdał końcowe egzaminy z najwyższymi notami i dzięki temu dostał się na studia prawnicze, a później rozpoczął pracę w zawodzie.

Alexander podkreśla, że ogromne wsparcie rodziny i przyjaciół pozwoliło mu zachować determinację w pokonywaniu kolejnych kłód, które świat rzucał mu pod nogi. Jako osoba z niepełnosprawnością musiał walczyć zarówno z uprzedzeniami, jak i z amerykańską biurokracją. 

Wraz z upływem lat jego stan zdrowia pogorszył się i zmusił go do powrotu na stałe do żelaznego płuca. Teraz opuszcza je jedynie na kilka minut dziennie. Mimo to wciąż dużo czyta, maluje, napisał też książkę o swoim życiu.

Po to, żeby zainspirować tysiące ludzi, takich jak ty, nieważne skąd jesteś i jak wygląda twoja przeszłość, bez względu na to z jakimi wyzwaniami się mierzysz, do tego, by uwierzyli, że mogą zrobić to, czego naprawdę pragną
mówił w rozmowie z "The Guardian", zapytany o inspirację do spisania autobiografii.

Paul Alexander jest dziś jedną z ostatnich osób żyjących dzięki technologii stworzonej przez Drinkera i Shawa na początku XX wieku.

***

Zobacz również:

Była w stanie krytycznym. Urodziła zdrowe dzieckoDeutsche Welle
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas