Relikt przeszłości czy moda dla ciekawych świata? Trzy pokolenia o podróżowaniu autostopem
Autostop był przebojem PRL-u i jedną z niewielu inicjatyw, które okazały się wtedy udane. Dziś nikt nie potrzebuje już specjalnych zezwoleń, a amatorów autostopu wciąż nie brakuje. Rozmawiamy z przedstawicielami trzech pokoleń autostopowiczów. Jak było kiedyś? Jak podróżuje się dziś?
Autostop jako element młodzieżowej kontrkultury pojawił się w Stanach Zjednoczonych wraz z pokoleniem bitników w latach 50. XX wieku. Fenomen ten unieśmiertelnił Jack Kerouac na kartach swojej powieści "W drodze". Opisane w powieści autostopowe włóczęgi znalazły wielu naśladowców. Również w Polsce młodzi ludzie pragnęli wzorem amerykańskich rówieśników swobodnie podróżować i przeżyć ekscytującą przygodę.
Choć realia życia w powojennym, socjalistycznym kraju znacznie odbiegały od zachodnich, pomysł podróży autostopem padł w Polsce na podatny grunt.
W "kraju pustych szos", jak reklamował Polskę Orbis, gdzie mało kto posiadał prywatny samochód, a ogół społeczeństwa skazany był na transport państwowy, którego jakość i zasięg pozostawiały wiele do życzenia, autostop stał się właściwie jedyną szansą na spontaniczne przemieszczanie się i wakacyjną włóczęgę poza kontrolą organów państwa.
Władza szybko dostrzegła szerzącą się wśród młodzieży modę i chcąc uzyskać nadzór nad coraz większą grupą miłośników "podróży za jeden uśmiech" utworzyła Społeczny Komitet Autostopu, w skład którego weszli przedstawiciele organizacji młodzieżowych jak Związek Młodzieży Socjalistycznej, a także PTTK i ZHP. Stworzono tak zwane Książeczki Autostopowicza — dokument uprawniający do podróży po kraju tym środkiem transportu.
Do końca trwania akcji, czyli do 1994 roku, książeczki takie posiadało około milion osób. "Legalny" autostop nagłaśniany był w mediach, a motyw podróży autostopem pojawiał się w popularnych serialach i przebojach radiowych tamtej epoki.
Dziś, choć nikt nie potrzebuje już specjalnych zezwoleń, a podróże nawet do najdalszych zakątków nie kojarzą się Polakom ze smakiem zakazanego owocu, amatorów autostopu nie brakuje.
Mimo, że tego typu wyprawy nie są gorącym tematem w oficjalnych mediach, relacje z prywatnych ekspedycji autostopem oglądać można na Youtubie czy Instagramie. Istnieją też nieformalne społeczności fanów darmowego transportu jak na przykład Hitchwiki — odpowiednik Wikipedii, całkowicie poświęcony tematyce autostopu.
Na Hitchwiki dowiemy się między innymi, że Polska jest jednym z najbardziej przyjaznych autostopowiczom krajów w całej Europie, a kierowcy chętnie zabierają pasażerów, ponieważ... inni się nie zatrzymują i czasy autostopu w Polsce się skończyły.
Wygląda więc na to, że bez względu na czasy, zawsze znajdą się amatorzy tego nietypowego sposobu nie tylko podróżowania, ale i zdobywania nowych doświadczeń. Dlaczego wyruszają w podróż autostopem? Wyjaśniają nasi rozmówcy.
Andrzej, 72 lata, wspomina PRL
- W latach 70. dużo podróżowałem autostopem. Było to po prostu modne. Taka namiastka wolności, bo nie można było przecież opuścić kraju, co najwyżej Węgry lub Bułgaria wchodziły w grę, ale ja najwięcej jeździłem jednak po Polsce. Teraz myślę, że był to pewien wentyl bezpieczeństwa, który całkowicie kontrolowała władza — trzeba było przecież mieć imienną książeczkę autostopowicza — a młodzi mogli trochę pobawić się w amerykańskich hipisów. Jeździło się zwykle z kierowcami ciężarówek, bo samochodów osobowych było po prostu mało, a jeśli ktoś jechał autem nad morze, to zwykle z rodziną i bagażami - mówi Interii Andrzej.
- Byłem wtedy studentem, więc ciągnęło mnie na studenckie imprezy, a właśnie nad Bałtykiem odbywał się festiwal piosenki, chyba turystycznej; przyciągał tłumy, bo w PRL niewiele było rozrywkowych imprez. Więc przez kilka lat, jeździliśmy z kolegami z Krakowa nad morze właśnie autostopem, a później tym samym sposobem wracaliśmy, często zahaczając na przykład o Bieszczady, bo kierowca tam właśnie zmierzał i zabrał naszą grupę znajomych. W łapaniu okazji fajna była spontaniczność i często nieprzewidywalność, bo nie wiadomo było dokładnie kiedy i gdzie się dojedzie. No i oczywiście poznawanie nowych osób, bo ja tak właśnie poznałem moją żonę - uśmiecha się.
Monika, 52 lata, jeździ ciężarówkami
- Właściwie od zawsze byłam fanką wypoczynku "w drodze". W latach 80. jako dziecko i nastolatka uczestniczyłam w wielu obozach wędrownych i bardzo sobie chwalę taką formę spędzania wolnego czasu. Gdy tylko mogłam podróżować już sama, czyli od początku lat 90., nadal lubiłam spędzać wakacje przemieszczając się z miejsca na miejsce. Z moim ówczesnym chłopakiem zaczęliśmy więc jeździć autostopem po Europie, bo w ten sposób mogliśmy zaoszczędzić przeznaczony na cały wyjazd budżet i zostać trochę dłużej w Hiszpanii czy Francji. Nie byliśmy jednak ortodoksami filozofii podróżowania za darmo, więc często łączyliśmy środki transportu — niektóre odcinki pokonywaliśmy na przykład pociągiem, czasem autobusem, zwłaszcza jeśli chodziło o trasy pokonywane w nocy — opowiada pani Monika, doświadczona autostopowiczka.
- Z moich doświadczeń wynika, że najchętniej autostopowiczów biorą kierowcy ciężarówek. Wynika to przede wszystkim stąd, że muszą pokonywać długie trasy zupełnie sami, więc tęsknią za towarzystwem. Boją się też zasnąć za kierownicą, o czym kiedyś przekonaliśmy się podróżując z moim partnerem. Kierowca tira pozwolił nam jechać ze sobą pod warunkiem, że będziemy cały czas prowadzić z nim konwersację. Był Słowakiem, więc powiedziałam, że Słowacja to piękny kraj, a mężczyzna zaczął nam opowiadać o stronach, z których pochodzi. Niestety już po kilku zdaniach, my zasnęliśmy, a on musiał kontynuować jazdę w samotności.
- Obudził nas dopiero w Bratysławie, gdzie chcieliśmy wysiąść. Było nam głupio z powodu całej sytuacji, ale Słowak śmiał się tylko, że wziął sobie takie śpiące towarzystwo. Miło też wspominam podróż do Czech. Po południu złapaliśmy stopa do Pragi. Samochód osobowy prowadziła kobieta, która tak przejęła się faktem, że nie mamy jeszcze noclegu, że zawiozła nas do siebie do domu, gdzie za kierownicę wsiadł jej mąż i zawiózł nas na bardzo fajny kemping, na którym mogliśmy rozbić namiot i wykąpać w nowej, czystej łazience, co w takich podróżach jest dużym komfortem — kontynuuje Monika.
Najlepiej jednak wspomina podróż na Ukrainę, którą odbyli z chłopakiem w 2001 roku.
- Założyliśmy, że jedziemy jak najdalej się da i udało nam się dotrzeć aż na Krym. Część wyprawy odbyliśmy jednak pociągami, które na Ukrainie były bardzo tanie i na długich trasach posiadały wyłącznie miejsca sypialne. Po półwyspie poruszaliśmy się jednak łapiąc różne okazje. Pewnego dnia staliśmy na drodze wylotowej z małego miasteczka, próbując zatrzymać jakiś samochód. Sytuację zobaczyła mieszkająca w pobliżu starsza kobieta. Podeszła do nas i zapytała co robimy. wytłumaczyliśmy, że jesteśmy turystami z Polski. Zaczęła nalegać, że jej syn ma samochód i zawiezie nas bezpiecznie, tam gdzie chcemy. Mimo naszych protestów, prawie zmusiła nas byśmy poszli za nią.
- Rzeczywiście, jej syn okazał się równie serdecznym człowiekiem i zawiózł nas do miejscowości oddalonej o około 40 kilometrów przestrzegając, żebyśmy na siebie uważali łapiąc okazję. W tym wypadku daliśmy kierowcy około 10 dolarów, co wówczas było dość sporą kwotą dla mieszkańców tego kraju. Widzieliśmy przecież, w jak skromnych warunkach mieszkała cała rodzina i nie chcieliśmy ich naciągać na koszty paliwa.
- To niejedyny przypadek, kiedy spotkaliśmy się z ogromną serdecznością mieszkańców tego kraju, właściwie na każdym kroku zupełnie obcy ludzie oferowali nam pomoc, dlatego też ten trzytygodniowy pobyt wspominam najlepiej ze wszystkich. Zachęcam też, wszystkich, którzy cenią sobie indywidualizm i lubią podróże, by choć raz spróbowali autostopu, bo z całą pewnością nada on niepowtarzalny charakter nawet najkrótszej wyprawie i pozwoli poznać autentyczny klimat miejsc i ludzi, czego nigdy nie doświadczymy na grupowej wycieczce autokarem — kończy pani Monika.
Justyna, lat 20, poznaje fajnych ludzi
- Jeżdżę autostopem, bo można poznać mega fajnych ludzi, a przede wszystkim podróżować ekologicznie. Chodzi o to, że gdybym pojechała ze znajomymi moim autem, to dodatkowo zanieczyścilibyśmy powietrze spalinami, a przecież kierowca, który zabiera nas na stopa i tak jedzie. Oczywiście aspekt finansowy też jest ważny, bo za te same pieniądze mogłabym pojechać na all-inclusive do Turcji na dwa tygodnie, a zamiast tego spędzam sześć tygodni na włóczędze po całej Europie - opowiada nam Justyny, studiująca 20-latka.
- Teraz autostop to dość niszowe hobby, ale właśnie dlatego jest szansa na poznanie naprawdę wyjątkowych osób. Jest też kilka miejsc w internecie, gdzie można podzielić się swoimi doświadczeniami, czy uzyskać wskazówki, jak podróżować po konkretnych krajach, jakie są tam obyczaje kierowców i czy na przykład jest bezpiecznie. Możesz tam pogadać z ludźmi, którzy byli stopem naprawdę wszędzie, chyba tylko poza Antarktydą - dodaje.
- Ja na razie nie ruszałam się stopem poza Europę. Zawsze podróżuję też z drugą osobą, najczęściej z moją koleżanką, która też lubi spędzać czas jeżdżąc autostopem. Moi znajomi planują w przyszłym roku wypad do Ameryki Południowej i oczywiście chcą poruszać się tam łapiąc okazję. Dla mnie to jednak na razie zbyt droga wyprawa, w końcu trzeba tam najpierw dolecieć, a w samolotach na stopa nie biorą — śmieje się Justyna.