Słowa, które słyszało chyba każde dziecko. Kultowe teksty matek są wciąż żywe
Mamy dbają o swoje dzieci jak tylko potrafią. Z miłości do swoich pociech są w stanie zrobić wiele, ale właśnie z tej troski i poczucia obowiązku z ich ust wychodzą czasem zdania, które usłyszało niemal każde dziecko. Niekiedy bawią, niekiedy irytują, a czasem rozczulają. Jakie są najsłynniejsze teksty matek? Które z nich zapadają na całe życie w pamięć, a w dorosłym życiu, niekiedy będąc już samemu rodzicem, powielamy je, kierując te same słowa do własnych dzieci?
Spis treści:
Obecne dorosłe pokolenie wychowało się w okresie późnego PRL-u lub tuż po nim. W czasach gdy normy wychowawcze oraz wiedza na temat kształtowania się psychiki człowieka w okresie dzieciństwa, były nieco mniej rozwinięte i mniej powszechne niż obecnie.
Jakie słowa najczęściej padały w polskich domach z ust matek? Zobaczcie ile z nich, słyszeliście i wy w swoim dzieciństwie. Przypominamy te najbardziej kultowe!
„Nudzi ci się? Ja już ci zaraz znajdę jakieś zajęcie”
Zacznijmy od klasyka. Mamy zawsze stoją w pogotowiu, gdyby dziecku zaczęło się nudzić. Słysząc słynne "mamo, nudzi mi się", natychmiast są gotowe wymyślać pociesze zajęcia. Czy są to nowe zabawy? Niekoniecznie. Czy jest to oglądanie edukacyjnych filmów? Nie zawsze.
Mamy często przez zdanie "Nudzi ci się? Już ci zaraz znajdę jakieś zajęcie" mają na myśli udział w obowiązkach domowych. Wiadomo, że na nudę najlepsze jest mycie naczyń, czy okien, a może wycieczka do sklepu spożywczego z pokaźną listą zakupów.
Można było także w dzieciństwie liczyć na entuzjastyczne zachęcenie przez mamę do odrabiania lekcji. To także matczyne rozwiązanie problemów związanych z nudą. Kto choć raz nie poszedł odkurzać, albo polerować sztućców, po zwierzeniu się rodzicielce, nie wie co to nuda.
„Gdyby nie ja, to to mieszkanie, by brudem zarosło” oraz „dom to nie hotel”
Mamy, niczym piastunki domowego ogniska, czuwają, by wszystko w rodzinnym domu było tak, jak powinno, niekiedy w przypływie zmęczenia kierowały i dalej kierują słowa o braku uczestniczenia w domowych obowiązkach: "Gdyby nie ja, to to mieszkanie, już dawno by brudem zarosło".
Często wypowiadane są pod nosem, podczas szorowania podłogi, czy wieszania firanek. Na wyrażenie chęci pomocy, można było usłyszeć: "Ty tego nie zrobisz tak, jak ja. Idź się zajmij czymś innym".
Czasem kiedy jednak pojawiał się wymóg posprzątania w domu, a zadanie to nie zostało wykonane na czas, można było usłyszeć ironiczne: "A to sprzątaczka ma tu posprzątać za ciebie?". Niekiedy wymyślona w tym zdaniu pani sprzątająca, zyskiwała imię, jak się okazuje, najczęściej była to Kasia albo Marysia, nie wiedząc zupełnie dlaczego wybór padał na te dwa imiona.
Podobne zdanie, można było usłyszeć podczas szaleństw młodości, gdy niezbyt często bywało się w domu. Wpadało się tylko wieczorami, czasem zbyt późnymi, by przespać noc i rano znów wyfruwało się z rodzinnego gniazda, kosztować rozpoczynającej się dorosłości.
Wtedy mogło paść kultowe "dom to nie hotel! Ty tu jeszcze mieszkasz?". To była jasna sugestia, że powinniśmy bywać w domu nieco częściej.
„Mięsko zjedz, ziemniaki zostaw” i „obiad będzie, jak się ziemniaki ugotują”
Dział kulinarnych tekstów matek, to inny świat. Chyba każdy choć raz usłyszał na zadane pytanie "za ile obiad?", odpowiedź: "jak się ziemniaki ugotują". Gotujące się ziemniaki były osobną miarą czasu, znaną tylko matkom.
Z kulinarnego świata pochodzi także tekst, który równie dobrze mogła wypowiedzieć babcia, czyli "mięsko zjedz, ziemniaki zostaw". Oczywiście mięso jeszcze do niedawna było uznawane za bardziej wartościowy posiłek, niż warzywa, a także mogła o tym decydować jego wartość.
Z pewnością kosztowało ono więcej, niż ziemniaki i szkoda, by się zmarnowało.
"Nie jedz tego, to na święta" - można było usłyszeć w okresie świątecznym, gdy lodówka nie nadążała mieścić wszystkich potraw przygotowywanych na wigilijny lub wielkanocny stół.
Niczego nie można było nawet spróbować, ale gdy już było po świętach, a jedzenia zostawało sporo, można było usłyszeć z kolei - "No jedzcie, bo się to wszystko zmarnuje. Dla kogo ja to wszystko gotowałam?".
Może niezwiązany z jedzeniem, ale z piciem tekst o łyżeczce usłyszało chyba każde polskie dziecko - "Wyciągnij łyżkę z herbaty, bo sobie oko wydłubiesz". Gdyby większość tych ostrzeżeń się sprawdziła, dziś połowa społeczeństwa żyłaby bez jednego oka.
„Tu mi pociąg jedzie”, „Tu mi kaktus wyrośnie” i „Zaraz to taka duża bakteria”
Powiedzonka matek czasem mogły nas zaskoczyć. Na dziecięce kłamstwa reagowały pobłażliwym stukaniem się w środek własnej dłoni, lub czoła i mówiły z pobłażaniem: "no jasne, tu mi kaktus wyrośnie, jak to jest prawdą", albo odchylały dolną powiekę i drugą dłonią pokazywały wewnętrzną jej stronę, mówiąc z kolei "no jasne, tu mi pociąg jedzie".
Skąd te powiedzonka się wzięły i dlaczego znała je każda matka? Do dziś ta tajemnica nie została wyjaśniona.
Zdarzały się także igraszki, rebusy słowne. Kiedy dziecko nie chciało czegoś zrobić natychmiast, odpowiadało "zaraz". Matki już miały gotowe na tę okazję powiedzonko: "Zaraz, to taka duża bakteria".
Chcąc też korygować w mało wybredny sposób zachowanie dziecka, zamiast tłumaczyć mu prawidłowe zachowanie, dzieci często słyszały rymowankę: "Nie dłub w nosie, boś nie prosie".
Inną matczyną rymowankę można było usłyszeć, gdy zamiast ładnego "proszę" lub "poproszę", użyło się nierozważnie słowa "daj". Wtedy niemal pewne było, że padnie:
"Daj to chiński sprzedawca jaj". Skąd mamy wiedziały, kto w Chinach sprzedaje jajka?