Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr
Podczas Pasterki, sylwestra, czy wiosennych i letnich nabożeństw mały kościółek w Tatrach pęka w szwach. Co takiego mają w sobie Wiktorówki, że przyciągają w góry i tych głęboko wierzących, i szukających Boga?
Gdy na tatrzańskie szlaki wychodzą turyści, drewniany kościółek na Wiktorówkach zapełnia się ludźmi. Wpadają tu na chwilę odpocząć podczas wędrówki, przystanąć na szlaku. Albo przychodzą na msze.
Kiedy nie starcza miejsca w środku, wierni przysiadają na trawie i kamieniach przed świątynią. Bo, jak mówią, jest coś, co przyciąga w to miejsce. Nawet niewierzących. Wiktorówki to ukryta wśród smreków niewielka leśna polanka na wysokości 1145 m n.p.m. Leży tuż obok słynnej wśród wędrowców Rusinowej Polany, z której rozciąga się jedna z najwspanialszych panoram tatrzańskich.
Z Wiktorówek nie ma zapierających dech w piersiach widoków, ale to właśnie tu, na jednym z drzew ukazała się Maryja.
Jak Marysia spotkała Matkę Bożą
W połowie XIX wieku Rusinowa Polana należała do kilku bogatych gazdów z Bukowiny, Białki i Gronia, wypasających tam owce.
Jedna z zatrudnianych przez nich pasterek, Marysia Murzańska, prosta dziewczyna z podhalańskiej wsi, miała 14 lat i trzynaścioro rodzeństwa. Był letni wieczór, gdy zdarzyło się coś niezwykłego.
Na Rusinową Polanę nagle spadła mgła gęsta jak mleko. Zniknęło stado, którym opiekowała się dziewczyna. Przestraszona pobiegła ku lasowi na zboczu Wiktorówek, wołając: "Matko Boża, gdzie moje owieczki?". Wówczas zobaczyła na jednym z drzew "Piękną Panią". Prosiła, by ludzie nie grzeszyli, pokutowali za winy i trwali w modlitwie.
Marysi kazała odejść z Rusinowej Polany, bo tam czekały ją duchowe niebezpieczeństwa. Pasterka zeszła z gór, do końca życia należała do bractwa różańcowego i świadczyła o objawieniu. Zanim jednak na Wiktorówki zaczęli przybywać wierni i powstała kaplica, upłynęło kilkadziesiąt lat.
Najpierw na smreku, który wskazała dziewczyna, zawieszono święty obrazek. Modlili się przy nim górale w drodze na pola i drwale idący na wyrąb lasu. W końcu stulecia ktoś ufundował figurkę Matki Bożej Królowej Tatr - do dziś znajduje się w ołtarzu głównym kościółka.
Woda, która czyni cuda
Wreszcie postawiono skromną kapliczkę. Na początku wieku, gdy latem zdarzały się ulewne deszcze, a wzbierające potoki zalewały pola, z pobliskich wsi na Wiktorówki chodziły pielgrzymki, modląc się o zmianę pogody. Księża z parafii w Bukowinie patrzyli na te ludowe wierzenia z pobłażaniem. A potem zaczęły dziać się cuda.
Marianna Wnękula po ciężkim porodzie była sparaliżowana od pasa w dół. Pewnej nocy we śnie ukazała się jej Matka Boża i kazała odkopać bijące spod kaplicy na Wiktorówkach źródełko.
Kiedy mąż góralki poszedł na polanę i w miejscu opisanym przez żonę poruszył ziemię, wytrysnęła woda. Gdy kobieta napiła się jej, wkrótce odzyskała władzę w nogach. Po latach ciężko chory na raka Staszek, góral, który wyjechał do Chicago, wrócił na Podhale tylko po to, by przed śmiercią pozamykać ziemskie sprawy. Po modlitwie i wypiciu cudownej wody ze źródełka odzyskał zdrowie.
Do sanktuarium zaczęli coraz liczniej ściągać pielgrzymi.
Kościół dziełem ludzkich rąk
Najpierw kaplica, a potem kościółek, były niszczone przez pożary i śnieżyce. Górale nie tylko ofiarowali deski i gonty na budowę swojej świątyni, ale z oddaniem, własnymi rękami odbudowywali i rozbudowywali sanktuarium.
Obok przebiega niebieski szlak z Zazadniej na Rusinową Polanę i dalej do Palenicy Białczańskiej. I właśnie, idąc tą trasą, do świątyni często zaglądają ludzie, którym z Bogiem nie zawsze było po drodze.
Dominikanie posługujący na Wiktorówkach czasem po prostu rozmawiają z turystami, częstując ich herbatą.
O pogodzie, o górach, o Bogu. Przyznają, że spowiedzi jest na Wiktorówkach więcej niż gdzie indziej. I często zdarza się, że ktoś spowiada się z wielu lat, a nawet z całego życia. Zakonnicy niosą nie tylko pomoc duchową.
Są przeszkoleni przez TOPR i posiadają podstawowy sprzęt ratowniczy. Mówią, iż nie każdy cud za wstawiennictwem Królowej Tatr jest spektakularny, ale wszystkie tak samo ważne. A to ktoś wrócił do Kościoła, ktoś inny przestał pić albo znów trafił na łono rodziny.
Zresztą, "Piękna Pani" ukazując się w tym miejscu niepiśmiennej pasterce i wspomagając ją w tak prozaicznej chwili, jak zgubienie owieczek, pokazuje, że nie potrzeba wiekopomnych wydarzeń, żeby świadczyć o Bogu. A On jest z nami zawsze i pomaga nam także w tych codziennych, zwykłych sprawach. Każdego dnia.
Cztery rzeczy, których nie wiesz o Sanktuarium
Usechł już świerk, na którym Marysia zobaczyła przed ponad 150 laty "Jaśniejącą Panią". Pielgrzymi, chcąc mieć na pamiątkę choć fragment gałązki czy kory, obrali drzewo do reszty.
Jeżeli się przyjrzeć, widać, że figurka Matki Bożej ma ciemniejszą prawą rękę. To pamiątka pożaru, jaki na początku XX wieku zniszczył niewielką kaplicę, w której się wówczas znajdowała.
Gdy Niemcy w styczniu 1945 roku zrzucali bomby na okoliczne wioski, nad Bukowiną pojawiła się taka mgła, że nie mogli trafić. Jeden pocisk spadł tylko pod Wierchem Rusińskim.
Dominikanie, którzy opiekują się świątynią w Tatrzańskim Parku Narodowym, żartobliwie nazywają to miejsce "sanktuarium w krzakach". Nie ma tu tłumów, jak w innych ważnych, darzonych czcią obiektach sakralnych. To, co przyciąga tu wiernych, to cisza i spokój.
Anna Milewska
Aktorka znana z serialu "Złotopolscy" przez lata była żoną słynnego himalaisty, Andrzeja Zawady. Spędzili razem ponad 47 lat.
Po jego śmierci w 2000 roku zdecydowała się na ufundowanie pamiątkowej tablicy na znajdującym się na Wiktorówkach symbolicznym Cmentarzu Ludzi Gór.
- Zawsze kochał Tatry. Tutaj czuł się jak w domu i tutaj właśnie wrócił - powiedziała gwiazda podczas uroczystości wmurowania. Przyjeżdża czasem na Wiktorówki, by duchowo spotkać się z ukochanym mężem.