Tam, gdzie rosną migdały

Na tej hiszpańskiej wyspie można je spotkać wszędzie! Kwitnące, są przyjemnością dla oka, dojrzałe – dla podniebienia

Katedra Le Seu
Katedra Le Seu123RF/PICSEL

Na Majorkę wybraliśmy się wiosną.

- Jest wtedy najpiękniejsza. Zobaczymy porastające wyspę migdałowce, i nie będzie tak gorąco, jak latem - mówiłam do męża z entuzjazmem. Przyznał mi rację i niedługo potem wylądowaliśmy w stolicy wyspy Palma de Mallorca.

Po zameldowaniu się w hotelu ruszyliśmy... w miasto. Palma de Mallorca to metropolia. Ale my chcieliśmy zobaczyć jej najciekawszą część - Stare Miasto. By poczuć jego klimat, kluczyliśmy wąskimi uliczkami. Podziwialiśmy urocze, stojące obok siebie renesansowe i secesyjne kamieniczki.

- Spójrz, a to jest ta sławna katedra La Seu - mąż wskazał na imponującą wprost budowlę. Zbudowana została w XIV w. na wzgórzu i widać ją z każdego prawie miejsca w mieście. - Jest ogromna, ma 44 m wysokości i 121 m długości - czytałam w przewodniku. Wnętrze świątyni rozświetla światło wpadające przez okna i rozety zbudowane z kolorowych kawałków szkła. - Jak pięknie, tyle tu barw - zachwycałam się.

Z katedry udaliśmy się do Castell de Bellver, zamku wybudowanego na wzgórzu, by zobaczyć jedną z piękniejszych panoram miasta. - To trzeba uwiecznić! - oznajmił mąż, robiąc zdjęcia. Następnego dnia wyruszyliśmy na wycieczkę wynajętym samochodem. Cały dzień spędziliśmy pośród migdałowych drzew, których na wyspie jest ponad 5 milionów! - Pięknie kwitną. Obsypane białymi kwiatkami były prezentem tutejszego księcia dla jego skandynawskiej żony skarżącej się na brak śniegu - wspomniałam lokalną opowieść.

Droga prowadziła nas poprzez wzgórza Serra de Llevant do nadmorskiego Portocolom. Miasto położone jest w malowniczej zatoce, w której przystań znalazły łodzie i jachty. - Z chęcią bym tu coś przekąsił - stwierdził mąż. W przybrzeżnej tawernie z widokiem na zatokę, zjedliśmy solę z grilla i wypiłam lokalny napój horchata d’ almendra, oczywiście... migdałowy.

Wyprawę zakończyliśmy w Porto Cristo, którego atrakcją jest jaskinia Coves del Drach. Podziwialiśmy stalagmity i stalaktyty, płynąc łodzią po podziemnym jeziorze. - To największe tego typu w Europie - uświadomił mi mąż. Kolejny dzień spędziliśmy na plażach w pobliżu stolicy, nad zatoką Badia de Palma.

Najpiękniejsze plaże leżą w sąsiadujących ze sobą zatokach w Palmanova i Megalluf. - Teraz jest naprawdę przyjemnie, bo sierpniowe tłumy byłyby dla mnie nie do przyjęcia - pokazałam na skupisko hoteli w oddali. Następne wybraliśmy się do północno-zachodniej części wyspy, którą zajmują malownicze góry Serra de Tramuntana. Zachowały się tutaj miasteczka ze starą zabudową. Jednym z nich jest z tarasowo położona na stokach Valldemossa. - Tutaj Fryderyk Chopin mieszkał z ukochaną George Sand - wspomniałam słynnych kochanków. Dzisiaj znajduje się tu muzeum im poświęcone i fortepian, na którym Chopin grał podczas koncertów na wyspie. Potem naszym celem było miasto Soller. Pojechaliśmy tam pociągiem. Linia zabytkowej kolejki zwanej "pomarańczowym ekspresem" prowadziła piękną doliną, wiaduktami i tunelami. Widoki były fantastyczne! W Soller przesiedliśmy się do starodawnego tramwaju, który zawiózł nas do położonego nad morzem Port de Soller. - Ponoć podają tu znakomite owoce morza - zachwalał mąż, spoglądając na kartę jednej z licznych tu restauracji. Miał rację, dania były wyśmienite, a na deser zjedliśmy pyszne ciasto migdałowe. Nazajutrz pojechaliśmy daleko na północ, na Przylądek Formentor oglądać postrzępione skaliste brzegi z wysokimi klifami. To była ostatnia wycieczka. Migdałowa Majorka zachwyciła nas i kiedyś tu wrócimy...

Danuta Bednarek

Chwila dla Ciebie
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas