Reklama

Groźne rotawirusy

Według Państwowego Zakładu Higieny, w pierwszym półroczu 2011 r. dwukrotnie zwiększyła się liczba zakażeń wywoływanych przez rotawirusy. Nie ma jednak pewności, czy jest to faktyczny wzrost infekcji, czy jedynie skutek większej liczby badań na obecność tego wirusa w kale - twierdzi dr hab. Piotr Albrecht.

"Wywołującymi biegunki rotawirusami co roku zakaża się ponad 200 tys. osób, głównie małych dzieci" - powiedział PAP dr Piotr Albrecht z Kliniki Gastroenterologii i Żywienia Dzieci Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W tym roku oficjalna liczba tych infekcji jest jak na razie większa niż przed rokiem.

Z danych Państwowego Zakładu Higieny wynika, że od 1 stycznia do 15 czerwca zarejestrowano 24 876 zachorowań, podczas gdy w tym samym okresie 2010 r. było 13 554 przypadków zakażeń rotawirusowych. Szczyt zachorowań przypada zwykle na grudzień-kwiecień.

Reklama

W niektórych miejscowościach było w tym roku jeszcze więcej zakażeń. Według Państwowego Inspektora Sanitarnego w Toruniu odnotowano czterokrotnie więcej przypadków nieżytu żołądkowo - jelitowego wywołanego rotawirusami, niż w ubiegłych latach. Podobnie było również w Kielcach.

"W naszym kraju co roku jest dość dużo zakażeń wywoływanych przez rotawirusy, ale na razie byłbym ostrożny w natychmiastowym doszukiwaniu się wzrostu liczby zakażeń" - zwrócił uwagę dr Albrecht. Jego zdaniem, aby mieć rzetelne dane każda biegunka powinna być badana na obecność zarazka, ale w praktyce nie zawsze tak się postępuje. Nie można zatem wykluczyć, że w tym roku wykonano więcej takich badań niż w latach poprzednich.

"Badania stolca chorego na obecność rotawirusów nie zawsze się wykonuje, bo obojętnie jaki wirus wywołał biegunkę, to postępowanie jest podobne" - podkreśla dr Albrecht. Polega ono przede wszystkim na zapobieganiu odwodnienia organizmu.

"Leczenie zwykle odbywa się poprzez doustne podawanie płynów i elektrolitów. W pozostałych przypadkach konieczne jest nawadnianie dożylne, przeprowadzane w szpitalu. W zakażeniu rotawirusowym nie stosuje się leczenia przyczynowego i dlatego hospitalizacja może niekiedy trwać nawet dłużej niż tydzień. Odwodnienie jest stanem zagrożenia życia, zwłaszcza wśród małych dzieci, które mają niską masę ciała. Dlatego trzeba szybko reagować na takie objawy, jak biegunka i wymioty. Zawsze też warto skonsultować się z lekarzem" - mówi dr Albrecht.

Dodaje, że rotawirusy wywołują ponad połowę ostrych biegunek wśród niemowląt i małych dzieci. W pierwszych trzech latach życia przechodzi je 90 proc. maluchów. Każda kolejna infekcja rotawirusami u tego samego dziecka jest mniej groźna, bo przebieg zakażenia jest wtedy łagodniejszy.

"Zakażenie może być zatem bezobjawowe, jak i z ciężkim przebiegiem - z wymiotami, wodnistą biegunką, niezbyt wysoką gorączką oraz ogólnym złym samopoczuciem. Często chorobie towarzyszą też objawy infekcji górnych dróg oddechowych. Choroba może trwać ponad tydzień, a to oznacza absencję w pracy jednego z rodziców, zazwyczaj matki. Istnieje także duże ryzyko zakażenia innych członków rodziny, zwykle rodzeństwa, choć zachorować mogą również dorośli. Koszty społeczne tego zakażenia są zatem ogromne" - dodaje dr Albrecht.

Ratowirusy łatwo się rozprzestrzeniają. "Do wywołania zakażenia wystarczy zaledwie 10-100 tych zarazków, ale po ich namnożeniu się w organizmie, chory wraz z biegunką wydala nawet kilka milionów tych drobnoustrojów w gramie stolca. To swego rodzaju bomba wirusowa" - twierdzi specjalista.

Do zakażenia najczęściej dochodzi drogą pokarmową (fekalno -oralną), zarówno poprzez bezpośredni kontakt z chorym, jak i z zainfekowanymi przedmiotami. Według Wikipedii, dobrze udokumentowano przenoszenie wirusa po ustąpieniu objawów, jak również przez drogi oddechowe, co może odgrywać znaczącą rolę w szerzeniu się choroby. Wirusy mogą rozsiewać też zdrowi nosi-ciele, choć nie stwierdzono trwałego nosicielstwa.

"Dziecko nie musi przebywać w większych skupiskach, takich jak żłobki czy przedszkola, aby zachorować. Wirusy przenoszone na rękach i przedmiotach przeżywają wiele godzin, a nawet dni. I nie giną po zwykłym myciu rąk. Skuteczna jest jedynie dezynfekcja z użyciem alkoholu, ale w Polsce nie jest on zalecany, choć od lat namawia do tego Światowa Organizacja Zdrowia" - mówi dr Albrecht

Rotawirusy atakują równie dzieci w szpitalach, przebywające zarówno na oddziałach ogólnopediatrycznych, jak i specjalistycznych. Zdarza się, że trzeba je nawet czasowo zamykać. Taka sytuacja miała miejsce wiosną 2011 r. w Kielcach.

Przed zakażeniem rotawirusami chronią szczepionki, zabezpieczające dzieci przed najczęściej występującymi szczepami tego zarazka. W Polsce dostępne są dwa takie preparaty, podawane w dwóch lub trzech dawkach. Pierwsza dawka może być zastosowana już po ukończeniu 6. tygodnia życia. Drugą należy podać najpóźniej przed upływem 24. tygodnia życia. Trzecia dawka (w przypadku szczepionek trzydawkowych) powinna być użyta przed 26. tygodniem życia dziecka.

"Szczepionki na rotawirusy są dość kosztowne i nie są refundowane z budżetu państwa. Rodzice z własnej kieszeni muszą za nie zapłacić 600-700 zł" - twierdzi dr Albrecht. Dodaje, że zaleca te szczepienia, ale głównie tym rodzicom, których stać również na szczepionki przeciwko jeszcze groźniejszym pneumokokom i moningokokom.

"Te dwa nierefundowane szczepienia stawiam na pierwszym miejscu" - podkreśla dr Albrecht. Dlaczego? "Na rotawirusy co roku umiera co prawda 400-600 tys. dzieci, ale w krajach rozwijających się - w naszym regionie niezwykle rzadko są one śmiertelne - dodaje".

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy